niedziela, 3 maja 2015

ROZDZIAŁ VII

ROZDZIAŁ VII

- O mój Boże, Adam tak mi przykro - mówiłam, pocierając delikatnie jego plecy.
- To dlatego matka... ona wiedziała, że to koniec.
- Mogę ci jakoś pomóc? - spytałam, chociaż i tak wiedziałam, że nie jestem w stanie nic zrobić.
- Pojutrze jest pogrzeb. Mogłabyś... pojedziesz tam ze mną?
- Oczywiście, nie musisz się martwić - odparłam i jeszcze raz go przytuliłam.
- Cieszę się, że jesteś.
- Jestem i nigdzie się nie wybieram - powiedziałam i spróbowałam obdarzyć go szczerym uśmiechem.
Dzień później...
- Ala, przynieś te nowe piłki z magazynu - poprosił trener. - Są w tym dużym worku pod ścianą.
Po wykonaniu polecenia usiadłam na swoim stałym miejscu i obserwowałam to, co dzieje się na boisku. Nie miałam nastroju, czego wcale nie próbowałam nawet ukrywać, jednak Facu robił wszystko, aby choć na chwilę na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Po treningu odprowadził mnie do domu i próbował dowiedzieć się o co chodzi.
- Ojciec Adama nie żyje - wytłumaczyłam.
- Przykro mi.
- Jakoś nie potrafię sobie z tym poradzić - odpowiedziałam. - W dodatku jutro jest pogrzeb i obiecałam mu, że z nim pojadę.
- Mam pojechać z tobą?
- Nie, poradzę sobie, ale spotkamy się dopiero pojutrze.
- Właściwie, to po pojutrze, w środę gramy mecz.
- Ok, no to pojutrze - uśmiechnęłam się słabo.
- Trzymaj się, piękna - cmoknął mnie na pożegnanie, a po chwili zniknął z pola mojego widzenia.
Tydzień później...
- Podasz pilota?
- Nie chce mi się wstawać.
- Mi też nie, poza tym leżysz na mnie - zaśmiałam się.
- Dlatego nie chcę wstawać.
Dosłownie chwilę później usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
- Teraz to chyba jednak musisz ze mnie zejść - powiedziałam z uśmiechem, a Facu leniwie pokierował się aby sprawdzić kto przyszedł.
- Cześć.
Kiedy tylko usłyszałam damski głos, od razu zerwałam się z kanapy i z ciekawością podeszłam do drzwi.
- Mam na imię Natalia i mieszkam nad tobą - mówiła pospiesznie dziewczyna, która, muszę przyznać, była bardzo ładna.
- O co chodzi? - spytał po angielsku.
- Nie wiem jak to się stało, ale moja pralka oszalała i zalała mi całą łazienkę, a że mieszkasz tuż pode mną boję się, że może coś się stało u ciebie.
- Pójdę sprawdzić.
Zostałyśmy same. 
- Emm, może wejdź, co będziesz tak stać na klatce? - zaproponowałam i zaprosiłam ją do środka.
Po chwili wrócił Facu i ze spokojem stwierdził, że nic się nie dzieje i nigdzie nie widzi żadnej wody.
- Uff, całe szczęście - odetchnęła Natalia.
- Chyba musisz zmienić pralkę, to powinno rozwiązać problem - zaśmiał się mój chłopak. - Napijesz się czegoś?
- No dobrze, bardzo chętnie - odpowiedziała z uśmiechem i zajęła miejsce przy stole.
Później...
- Miło było was poznać.
- Ciebie też - powiedział Argentyńczyk.
- Ekhem... może głupio to zabrzmi i w ogóle, ale czy mógłbyś pójść ze mną na chwilę na górę i sprawdzić czy wszystko z tą pralką już w porządku? Nie chcę więcej niespodzianek.
- Nie wiem czy się na tym znam.
- Na pewno się znasz. Taki facet jak ty na pewno na wszystkim się zna - uśmiechnęła się do niego zalotnie, co skutecznie podniosło mi ciśnienie.
- No dobrze, mogę zobaczyć. Zaraz wracam - zwrócił się do mnie i jak ten piesek popędził za nią na górę.
Po chwili...
- I jak tam panie złota rączka, uratowałeś tą piękną damę z opresji?
- Co? Jaka złota rączka? Jaką damę z opresji? - zaśmiał się.
- Nieważne - odparłam i odwróciłam się.
- Czyżby ktoś tu był zazdrosny? - spytał i objął mnie od tyłu.
- Skądże.
- Pokaż się no tu szybko - powiedział i tanecznym ruchem obrócił mnie w swoją stronę.
- No, widzisz mnie. Zadowolony?
- Bardzo - uśmiechnął się i już chciał mnie pocałować, kiedy zobaczyłam biały kawałek kartki wystający z kieszeni jego spodni. Wyciągnęłam ją i zauważyłam, że widnieje na niej numer telefonu tej blondyny z góry.
- Co to jest?
- Numer telefonu.
- Po co? - zapytałam ze skrzyżowanymi rękoma na piersi.
- Natalia mi dała, w razie jakichś awaryjnych sytuacji.
- Awaryjnych sytuacji? - coraz bardziej się denerwowałam, bo doskonale wiedziałam i widziałam z resztą jak na niego patrzy. Jak wygłodniały lew na swoją potencjalną ofiarę.
- No takich jak dzisiaj.
- Mieszkasz tu nie od dziś i nagle dopada cię jakaś sąsiadka z wyciętym dekoltem i numerem telefonu?
- Ala, nie czepiaj się szczegółów.
- Szczegółów? Jeśli to dla ciebie szczegół, to przepraszam bardzo. Może zaraz znowu przyjdzie tu jakaś kolejna blondyna tym razem z zepsutą lodówką, co? 
- Przestań, kotku - uśmiechał się, ale ja nie dawałam za wygraną.
- To ty przestań - wkurzyłam się i zaczęłam ubierać buty.
- Aha, czyli chcesz się pokłócić przez jakąś dziewczynę, której w ogóle nie znam? - on też zaczynał się denerwować.
- Nie znasz, ale numer telefonu z chęcią bierzesz.
- Dobra, wyrzucam go do kosza, zadowolona?
- Bardzo. Do jutra, kotku - odparłam zirytowana i zamknęłam za sobą drzwi.
W drodze powrotnej odwiedziłam jeszcze sklep spożywczy i kupiłam butelkę wody. Kiedy wyszłam, upiłam od razu kilka jej łyków, a moim oczom niespodziewanie ukazała się bardzo dobrze znana postać.
- Cześć.
- Cześć. Co ty tu znowu robisz?
- Odwiedzam kumpla, mieszka tu. A ty? Co tutaj robisz?
- Kupuję wodę - odparłam i wskazałam na butelkę.
- Ostatnim razem zachowałem się jak ostatni sukinsyn.
- Nie tylko ostatnim razem - poprawiłam go, na co zaśmiał się i spojrzał na mnie.
- Tak. Zgadza się, ale musisz wiedzieć, że żałuję.
- To nie jest mój problem - powiedziałam i marzyłam tylko o tym, aby być już w domu i nie patrzyć na tego człowieka, przez którego tyle się nacierpiałam.
- Chciałbym ci to wynagrodzić.
- Nie musisz niczego wynagradzać, po prostu daj mi wreszcie spokój.
- To nie w moim stylu. Jest tu jakaś knajpka?
- Ty naprawdę sobie żartujesz.
- Dlaczego? Po prostu chcę wyciągnąć moją, niestety, byłą dziewczynę na kawę. Czy to aż takie dziwne? - zaśmiał się.
- Tak? I jak to się tym razem skończy? Znów mnie uderzysz? Jesteś chory i...
- Skończyłem odwyk - wszedł mi w słowo.
- Naprawdę? Emm... no to świetnie - odparłam łagodnie.
- No to może w ramach uczczenia tego pójdziemy na tą kawę? - spytał i próbował obdarzyć mnie uśmiechem, który jeszcze ponad rok temu potrafił zdziałać cuda, jednak teraz na nic się nie zdawał.
Dosłownie przez minutę zawahałam się i zastanawiałam czy się zgodzić, ale wygrał zdrowy rozsądek i pamięć o wydarzeniach z przeszłości. Ku mojemu zdziwieniu nie przyszło to łatwo, ale odmówiłam mu.
- Szkoda. Wielka szkoda, jednak gdybyś może nabrała odwagi i odrobiny zaufania, zadzwoń.
- Zobaczę - powiedziałam szczerze. - Trzymaj się - dodałam i oddaliłam się do niego.
W domu...
- Adam? Co ty robisz? - zapytałam zdziwiona, widząc spakowane torby na przedpokoju.
- Przepraszam, ale nie mogę tu zostać.
- Co się dzieje?
- Nie wytrzymam tu dłużej. Nie będę udawał, że nic się nie stało. Muszę odpocząć.
- Rozumiem, że strata ojca to okropne przeżycie, ale jesteś pewien, że chcesz to wszystko tak po prostu zostawić? Że chcesz zostawić mnie samą?
- Nie jesteś sama. Masz Facundo.
- To nie to samo. Od zawsze jesteśmy nierozłączni, pamiętasz? - uśmiechnęłam się na wspomnienie tych czasów.
- Wszystko się zmieniło. Nie jesteśmy już małymi dziećmi - odpowiedział poważnie, co lekko mnie zabolało.
- A co z praktykami, co z mieszkaniem? - dopytywałam.
- Nie musisz się o to martwić. Niedługo ty też wracasz do domu.
- Za niecałe cztery miesiące - poprawiłam go.
- Poradzisz sobie, ja nie mogę tu zostać. Przepraszam.
- No to kiedy wyjeżdżasz?
- Właściwie to zaraz. Chciałem się tylko z tobą pożegnać.
- Więc się żegnaj - powiedziałam lekko zmieszana.
- Nie miej mi tego za złe.
- Nie mam.
- Spotkamy się za cztery miesiące, w domu - uśmiechnął się. - Do zobaczenia.
Zostałam sama. Było mi dziwnie widząc pusty pokój, puste szafy, zaścielone łóżko i brak męskich kosmetyków w łazience. Rozumiałam Adama. Rozumiałam, ale nie zmieniało to faktu, że miałam mu trochę za złe, że bez uprzedzenia wrócił do domu. Przez te kilka miesięcy musiałam sobie jakoś poradzić i mieć nadzieję, że czas szybko zleci, a mój staż w hali "Energia" zakończy się pomyślnie.
Dzień później...
- Masz zamiar w ogóle się do mnie dzisiaj nie odzywać?
- Nie przyszłam tu rozmawiać, tylko wykonywać polecenia trenera - odparłam, zapisując jednocześnie dane do statystyki bloku. 
- Jesteś nieznośna.
- Ty też. 
- Naprawdę jesteś zazdrosna o jakąś głupią sąsiadkę? - wkurzył się.
- Przerabialiśmy to wczoraj - powiedziałam spokojnie.
- Ale przecież ani jej nie całowałem, ani nie spałem, nawet za dużo nie gadałem!
- "Ale numer telefonu wziąłem" - przedrzeźniałam go. - Pewnie wszyscy tak robią, prawda? Karol? Ty też bierzesz numery od obcych dziewczyn?
- Mnie w to nie mieszajcie! - zaśmiał się.
- Boże, kobieto! Jak cię przekonać?
- Zagraj pięć asów serwisowych pod rząd to pogadamy - odparłam na odczepnego, a on wtargnął nabuzowany na boisko i dorwał piłkę.
- Zaczynamy! - krzyknął trener i wskazał na Facu, aby wykonał zagrywkę.
Popisowo spojrzał na mnie, podrzucił piłkę do góry i huknął jak z armaty. Ustrzelił Wojtka Włodarczyka. 
- 107! 
Druga piłka fartem przedostała się po siatce na stronę przeciwnika. Trzeci serwis wyglądał podobnie do pierwszego. Ofiara - znów Wojtek Włodarczyk.
- 109!
Kolejna zagrywka zaskoczyła Kacpra Piechockiego i również wylądowała na podłodze nie podbita przez nikogo.
Zauważyłam podstępny uśmieszek na twarzy przyjmującego przed piątym serwisem. Podrzucił piłkę do góry i z impetem uderzył w nią dłonią. 
- Aut! - krzyknął Kacper.
- Boisko - powiedział trener.
- A nie aut?
- Nie, boisko. Pięć do zera!
- Brawo Facu! - poklepali do koledzy i wznowili grę.
Później...
- Cwaniaczek.
- Widzisz jaki jestem dobry? - zaśmiał się.
- Ustawiłeś to z chłopakami - droczyłam się.
- To po prostu wrodzony talent.
- Mam ci przypomnieć mój talent celowania piłką w głowę? - spytałam rozbawiona.
- Nie musisz. Bardzo dobrze to pamiętam. Idziemy do mnie?
- Idź sam, wpadnę później.
- Na pewno?
- Na pewno - uśmiechnęłam się.
- Będę czekał, piękna.
- Mam nadzieję - odparłam i cmoknęłam go w policzek.
- Tylko tyle? - udał niepocieszonego.
- Więcej wieczorem - zaśmiałam się i skierowałam ku swojemu domowi.
Muszę się przyzwyczaić do tego, że mieszkam sama. Otworzyłam drzwi z nadzieją, że zobaczę zaraz Adama, albo usłyszę muzykę lecącą z jego wieży. Chciałam trochę odpocząć. Od rana kiepsko się czułam i ciągle miałam ochotę spać, dlatego też pozwoliłam sobie na krótką drzemkę, po której dopiero wybrałam się do Facundo.
Był wieczór, ale nie przeszkadzało mi to. Wystarczyły tylko moje słuchawki i spokój, który mnie otaczał. Po niedługim spacerze stanęłam przed odpowiednimi drzwiami. Pomyślałam, że zrobię Argentyńczykowi niespodziankę i wejdę po cichu do domu. Tak też uczyniłam. Uchyliłam delikatnie drzwi, lecz widok jaki tam zastałam kompletnie wyprowadził mnie z równowagi...
____________________________________________________________

Siódemka :) Jak tam mija długi weekend? Pogoda dopisuje? :) Grille poszły w ruch? ;) Dziś pojedynek Skra vs. Jastrzębie. Będę nieobiektywna i powiem, że mimo sympatii do Jastrzębia kibicuję Skrze i mam nadzieję, że już dziś zawieszą brązowe krążki na swoich szyjach :) Co prawda nie będzie już czego oglądać, ale przecież niedługo rusza sezon reprezentacyjny i znów nie będziemy mogli opędzić się od siatkówki ;) Co do kolejnego rozdziału, pojawi się standardowo w czwartek. Na razie to tyle :) Dziękuję za odwiedziny i miłe komentarze, trzymajcie się, do czwartku ;*

#uzależniona_od_siatkówki

2 komentarze:

  1. chyba sąsiadka odwiedziła naszego Argentyńczyka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba jakaś nie zapowiedziana wizyta:) Czekam na następny:) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń