czwartek, 30 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ VI

ROZDZIAŁ VI

Miesiąc później...
- Wszystkiego najlepszego księżniczko!
Adam wparował mi do pokoju z wielkim bukietem przepięknych kwiatów i obcałował wszędzie gdzie się dało.
- Dobrze, Adam! - śmiałam się - Łaskoczesz mnie!
- Jeszcze to sobie odbijemy.
- Kwiaty naprawdę wystarczą - odparłam z uśmiechem.
- Gdybym nie musiał dzisiaj jechać do tej Warszawy, to uczcilibyśmy to jakoś fajniej.
- A o której tam jedziesz?
- Jak tylko zjemy śniadanie.
Po kilkunastu minutach i wspólnie zjedzonym posiłku Adam skierował się na przedpokój aby ubrać kurtkę, a ja stojąc w szlafroku okrywającym piżamę przyglądałam się mu.
- Że też akurat muszę dzisiaj jechać - marudził.
- Szybko wrócisz i po sprawie.
- Może zadzwoń po Lidkę, albo po tego twojego Facu? Przynajmniej nie będziesz sama.
- Przecież dobrze wiesz, że Lidka jest chora, a Facu... Facu jest zajęty. Gra dzisiaj mecz i na pewno nie ma czasu - odparłam i zarumieniłam się lekko.
- No to się wynudzisz.
- O na pewno nie! - zaśmiałam się. - Może wybiorę się do galerii i sprawię sobie urodzinowy prezent? - podeszłam i poprawiłam mu kołnierzyk koszuli.
- Postaram się jak najszybciej wrócić, pa - powiedział i cmoknął mnie w policzek, po czym opuścił mieszkanie, zostawiając mnie w nim samą.
Nie miałam zamiaru się nudzić. Wybrałam się do łazienki i przytaszczyłam stamtąd całą walizkę kosmetyków, po czym postanowiłam urządzić mini spa w salonie. Po kliku, bądź kilkunastu "zabiegach" upiększających faktycznie nabrałam ochoty na wyjście do galerii i przechadzkę po sklepach. Nie zwlekając zbyt długo, ubrałam się w moje ulubione dżinsy i udałam w kierunku "Olimpii" na polowanie na ciuchy.
Później...
Nawet się nie zorientowałam, że zakupy zajęły mi tyle czasu. Kiedy wróciłam do domu, na zegarku dochodziła 18, a na zewnątrz zaczynało robić się szarawo. Udało mi się jednak kupić całkiem niezłą kieckę i szpilki, z czego byłam bardzo zadowolona. Przymierzyłam wszystko jeszcze raz na spokojnie i przejrzałam się w lustrze, po czym przebrałam w swoje domowe ciuchy i zasiadłam wygodnie przed telewizorem, włączając jakąś komedię, która akurat leciała w telewizji. Chwilę później zadzwonił telefon.
- Halo? Cześć przystojniaku - powiedziałam z uśmiechem, wiedząc doskonale kto jest po drugiej stronie.
- Właśnie takiego powitania oczekiwałem - zaśmiał się.
- Jak tam mecz? - spytałam.
- Dobrze, wygraliśmy.
- No to bardzo się cieszę.
- Masz jakieś plany na wieczór?
- Właściwie to nie, a...
- To już masz, będę u ciebie za godzinę - przerwał mi, po czym rozłączył się szybko sprawiając, że byłam zdezorientowana i zaczęłam zastanawiać się o co mu chodzi. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko wrócić do mojej wygodnej pozy na kanapie i czekać na przyjście Argentyńczyka.
Godzinę później...
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Zajęło mi chwilę aby je otworzyć, jednak kiedy w końcu to zrobiłam, nie ujrzałam nikogo w progu. Rozejrzałam się wokół i nagle moim oczom ukazała się ręka trzymająca piękny bukiet kwiatów, a po chwili cała sylwetka Facu. Wprawił mnie w niezłe osłupienie bo był ubrany w dżinsy i ciemną koszulę. W dodatku przywitał mnie swoim czarującym uśmiechem.
- Wszystkiego najlepszego! - powiedział i wręczył mi kwiaty.
- Skąd wiedziałeś? - uśmiechnęłam się i zaprosiłam go do środka.
- Trener nam powiedział.
- A on skąd wiedział?
- No przecież w stażu jest zapisana twoja data urodzenia. Ubieraj się, wychodzimy.
- Dokąd? - zdziwiłam się.
- Mówiłem ci.
- Mówiłeś, że do mnie wpadniesz - poprawiłam go.
- To teraz mówię, że wychodzimy - zaśmiał się.
- W tym momencie?
- Jeśli jesteś gotowa, to tak.
- Eem... nie, muszę się przebrać. Daj mi trochę czasu - powiedziałam i popędziłam wprost do swojej sypialni, a konkretnie szafy. Poczułam się zażenowana tym, że on wyglądał jak młody bóg, a ja przywitałam go jak ta sierotka Marysia w dresach i zwykłym topie.
Po kilkunastu minutach, w pełnym makijażu i nowo zakupionej sukience weszłam z powrotem do salonu.



- O ja pierdolę... to znaczy... wyglądasz... ekhem... pięknie wyglądasz.
Facu pomógł mi włożyć płaszcz, a chwilę później znaleźliśmy się już w jego samochodzie zaparkowanym pod moim domem, po czym ruszyliśmy w nieznanym mi kierunku.
- Możesz mi wreszcie powiedzieć dokąd mnie zabierasz? - dopytywałam.
- Zobaczysz. Spodoba ci się - zaśmiał się.
- Taki jesteś pewien? - droczyłam się z nim.
- Tak, jestem pewien.
Facundo starał się być tajemniczy do końca, jednak droga wiele mi zdradziła.
- Warszawa? - spytałam podekscytowana.
- Mówiłem, że ci się spodoba - odparł zadowolony.
Po około dwóch godzinach jazdy zaparkowaliśmy przed jedną z lepszych restauracji w mieście. Poczułam się nieswojo wiedząc, ile trzeba tam zapłacić za zjedzenie czegokolwiek, a wszystko wskazywało na to, że właśnie mieliśmy się tam udać.
- Eee... jesteś pewien, że chcesz tam wejść?
- Jasne, a czemu nie?
- Wiesz, że to bardzo drogi lokal?
- No i co z tego? - uśmiechnął się. - Dziś twoje święto i trzeba je uczcić. Przestań się tak nad wszystkim zastanawiać, zapraszam do środka - dodał i przepuścił mnie w drzwiach do pięknego wnętrza.
Później...
- Przepyszne - skomentowałam deser.
- Mój też. Chcesz spróbować?
- Pewnie - zaśmiałam się.
- Dolać może państwu jeszcze wina? - spytała kelnerka, która akurat do nas podeszła.
- Tak, poprosimy - odpowiedział za nas oboje Facu.
- Pięknie państwo razem wyglądacie - powiedziała kobieta podczas uzupełniania kieliszków.
- To ta pani pięknie wygląda.
Po zjedzonym wspólnie posiłku opuściliśmy restaurację i pokierowaliśmy się w stronę samochodu, jednak w ostatniej chwili coś mnie tknęło.
- Przecież piłeś. Chcesz prowadzić?
- Nie. W sumie miałem nadzieję, że pokażesz mi swoje miasto w blasku księżyca.
Rozbawił mnie tym stwierdzeniem, ale bez wahania się na to zgodziłam. Złapaliśmy się za ręce, po czym udaliśmy się przed siebie w celu zwiedzania różnych uliczek i miejsc. Facu przez cały czas rozśmieszał mnie i nie inaczej było wtedy, kiedy doszliśmy do podświetlanej fontanny, po której krawędziach zaczął chodzić.
- Złaź! - krzyknęłam.
- Jestem wyższy od ciebie.
- Tak, jesteś wyższy nawet bez balansowania na brzegach fontanny, złaź! - śmiałam się.
- Bo co? Boisz się, że tam wpadnę i będziesz musiała mnie ratować? - powiedział, kiedy zszedł na dół.
- Nie. Boję się, że tam wpadniesz i zniszczysz tą elegancką koszulę - zażartowałam.
- Zawsze mogę ją zdjąć.
- Zmarzniesz.
- Przy tobie? Nigdy.
- Może ci się przydać. Wiesz, że nie mamy gdzie spać?
- A po co spać? Nie podoba ci się tu? - zapytał uradowany.
W tej chwili mnie olśniło. Przecież miałam przy sobie klucze od mojego mieszkania. Nosiłam je cały czas w torebce i tym razem nie było inaczej.
- Podoba. Bardzo podoba, ale wiesz co? Jednak nie spędzimy tu całej nocy. Chodź! - powiedziałam i porwałam go za sobą w stronę mojego warszawskiego domu.
Po kilkunastu minutach drogi byliśmy już na miejscu. Chwilę zajęło mi odnalezienie kluczy w torebce, jednak kiedy w końcu mi się to udało, mogliśmy przekroczyć próg. Przeszliśmy do salonu, gdzie podeszłam do komody aby zapalić nocną lampkę.
- Wolisz spać u mnie w pokoju, czy tutaj? - spytałam, po czym odwróciłam się i prawie zetknęłam z twarzą Facu. Nie odpowiedział na moje pytanie.
- Hej, powiedz coś - zaśmiałam się.
W dalszym ciągu nie doczekałam się odpowiedzi, ale Argentyńczyk przyciągnął mnie delikatnie do siebie i oparł głowę na moim ramieniu.
- Kocham cię - wyszeptał.
Na te słowa cała zesztywniałam. Przez moją głowę przebiegło chyba z tysiąc myśli na raz i kompletnie nie wiedziałam co powinnam teraz zrobić. Odsunęłam się od niego i spojrzałam prosto w oczy. Uśmiechał się do mnie i wyraźnie czekał na jakąkolwiek reakcję, czy odpowiedź. Owszem, wypiliśmy trochę, ale chyba nie aż tyle, żeby wygadywał takie głupoty. Patrząc tak na niego jeszcze przez chwilę, pozwoliłam z powrotem się przyciągnąć.
- Możesz powtórzyć to co powiedziałeś?
- Kocham cię.
Ta odpowiedź dała mi impuls do tego, aby musnąć delikatnie jego wargi. Zauważyłam uśmiech i poczułam, jak przyspiesza mu serce, zresztą ze mną było podobnie. Facu odwzajemnił pocałunek, tym razem bardziej namiętnie i zachłannie, przygryzając dodatkowo moją wargę. Po chwili nasze nogi zaprowadziły nas wprost do łóżka w sypialni, gdzie od razu położyłam się na plechach i ponownie zatopiłam w jego spojrzeniu. Instynktownie zaczęłam odpinać guziki jego koszuli, rozkoszując się jednocześnie po raz kolejny wonią jego perfum. On nie pozostał mi dłużny i dopadł zamek mojej sukienki, powodując jednym szybkim ruchem to, że była ona bliska wylądowania na podłodze. Ujrzałam jego nagi i umięśniony brzuch oraz łańcuszek opadający na tors. Zawisł nade mną i zaczął obdarowywać pojedynczymi pocałunkami doprowadzając do tego, że ciężko było mi zapanować nad oddechem i wszystkimi myślami. Po chwili jednak udało mi się i obróciłam się tak, że teraz ja górowałam nad jego ciałem i podziwiałam całe jego piękno. Mogłabym to chyba robić przez cały czas, jednak noc była stanowczo za krótka.
Rano...
Obudziłam się i poczułam zimne miejsce obok. Podniosłam się z łóżka i okryłam kołdrą nagie ciało, zbierając jednocześnie z podłogi porozrzucane ubrania. Przebrałam się szybko w jakieś ciuchy, które pozostały w szafie i w tym samym momencie usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
- Cześć piękna, wyspałaś się?
W odpowiedzi pokiwałam tylko głową.
- Ładnie wyglądasz, ale wolałem cię w tej sukience, a później bez niej - wyszeptał mi do ucha.
- Oj przestań! - zaśmiałam się i szturchnęłam go w ramię. - Muszę cię uprzedzić, że nie byłam tu od dwóch miesięcy, więc lodówka jest kompletnie pusta - dodałam.
- Nie szkodzi. Kupimy coś po drodze.
Po kilkunastu minutach krzątaniny opuściliśmy moje mieszkanie i udaliśmy się w drogę powrotną do Bełchatowa.
Dwie godziny później...
- No to widzimy się jutro - powiedziałam i wyszłam z samochodu, jednak dosłownie sekundę później Facu stał tuż przede mną i zagradzał mi drogę.
- Chyba o czymś zapomniałaś.
- Eee... nie, wszystko wzięłam.
- Nie wszystko - odpowiedział i wskazał na swoje usta.
- Nie wiem o co ci chodzi - droczyłam się z nim.
- Z chęcią ci wyjaśnię - powiedział, po czym przyciągnął mnie do siebie i wziął to, o co prosił.
- Czy to już wszystko panie Conte? - spytałam z udawaną powagą.
- Tak. Teraz może pani iść.
- Do jutra - uśmiechnęłam się.
- Do jutra.
Uradowana i szczęśliwa przekroczyłam próg domu. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to siedzący przy stole w kuchni Adam. Zdziwiłam się, że tak szybko wrócił ale i tak ucieszyłam się na jego widok. Coś chyba jednak było nie tak.
- Adam?
Opierał się rękoma i patrzył nieobecnym wzrokiem w jeden punkt. Po chwili wstał z miejsca i przytulił mnie mocno.
- Coś się stało? Powiedz mi.
Po raz kolejny nie otrzymałam odpowiedzi, ale usłyszałam, że Adam zaczyna szlochać i wzmacniać uścisk na moim ciele.
- Mój ojciec... nie żyje.
_______________________________________________________________

Rozdział szósty - check ;) Kto oglądał wczoraj w akcji Skrę i Jastrzębie? Szczerze mówiąc, miałam nadzieję, że walka o brązowy medal zakończy się po trzech meczach, jednak zabawa trwa dalej i wszystko jest jeszcze możliwe :) Jakie macie plany na majówkę? U mnie minie pewnie z powtórkami lektur w roli głównej, ale cóż, trzeba to jakoś przeżyć :) Kolejny rozdział w niedzielę ;) Mam nadzieję, że ten powyższy przypadł Wam do gustu mimo tego miodku i słodyczy :D Dziękuję za wejścia i do niedzieli, buziaki ;*

#uzależniona_od_siatkówki

8 komentarzy:

  1. Jest mega *.* Uwielbiam twoje opowiadania <3

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny no to Facu nie złą niespodziankę przygotował :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam to opowiadanie :) Jak romantycznie... Czekam z niecierpliwością na następny:) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Trafiłam tu przypadkiem i przeczytałam całość.
    Te opowiadanie jest świetne i będę je czytać!!! :D
    Facu taki świetny!
    Szkoda Adama.....
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podoba :) Również pozdrawiam ;)

      Usuń