czwartek, 4 czerwca 2015

ROZDZIAŁ XVI

ROZDZIAŁ XVI

Rano...
Obudziłam się i w miarę możliwości od razu zerwałam z łóżka w celu sprawdzenia, czy aby wydarzenia z zeszłej nocy miały miejsce naprawdę i czy to nie był tylko sen. Narzuciłam na siebie ulubiony sweter i opuściłam sypialnię, kierując się do salonu.
Był tam. Leżał przykryty kocem na kanapie, a po jego zamkniętych powiekach wywnioskowałam, że jeszcze śpi. Przemknęłam cicho do kuchni i wyjęłam jedną tabletkę z odpowiedniego opakowania. Podeszłam do szafki aby wyciągnąć szklankę na wodę, jednak moja niezdarność spowodowana ograniczonymi ruchami doprowadziła do tego, że szkło rozbiło się z hukiem o podłogę.
- Cholera - powiedziałam dosyć głośno, po czym niemal od razu dostrzegłam obok siebie blisko dwumetrową postać, od której dało się wyczuć woń alkoholu pomieszaną z drogimi perfumami.
- Co się stało? 
- Nic - błyskawicznie podniosłam się, czego pożałowałam bo okrasiłam to syknięciem z bólu.
- W porządku? - spytał ponownie i delikatnie złapał mnie za ramię, na co w odpowiedzi pokiwałam głową. - Chodź usiąść.
Dosłownie chwilę później siedziałam już wygodnie obok niego i wyraźnie widziałam, że zbiera się do tego aby coś powiedzieć.
- Dużego zrobiłem z siebie idiotę?
W reakcji na to pytanie zaśmiałam się lekko.
- Dlaczego tak myślisz?
- Wiesz dlaczego.
- Według mnie nie - odparłam z uśmiechem.
- Za bardzo się schlałem.
- Zauważyłam.
- Całowaliśmy się, prawda?
W tej chwili nie mogłam ukryć uśmiechu i w odpowiedzi tylko przytaknęłam.
- Która godzina?
- Dwadzieścia po dziesiątej.
- Dzięki, że mnie przenocowałaś, ale muszę już iść.
Tymi słowami po raz kolejny rozbił moją wewnętrzną powłokę, która ledwo chroniła mnie przed tym, aby całkowicie się nie rozsypać. W tej chwili poczułam nagły impuls.
- Nie tym razem - powiedziałam stanowczo i przyciągnęłam go do siebie na tyle mocno, że udało mi się zatopić w jego ustach, czemu na szczęście się nie sprzeciwiał.
- Alicja...
Ponowiłam swój pocałunek tym razem tak zachłannie i tak rozpaczliwie, jakbym w ten sposób miała sprawić, żeby ze mną został. Kiedy przestałam, spojrzałam mu prosto w oczy i po zaczerpnięciu głębokiego oddechu powiedziałam to, czego nie powiedziałam mu jeszcze ani razu.
- Kocham cię, Facu.
Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Pogładził dłonią mój policzek i odparł zadowolony :
- W końcu się doczekałem.
Zrobiłam zdziwioną minę i zmarszczyłam brwi, jednak tym razem to on przejął inicjatywę i w ten charakterystyczny dla siebie sposób złożył pocałunek na moich wargach. Poczułam, jak oblewa mnie błoga fala ciepła. W jednej chwili wszystko stało się jasne i ułożyło w spójną i logiczną całość, dzięki czemu mogliśmy się rozkoszować smakiem swoich ust.
Później...
- Wytłumacz mi teraz, o co tutaj chodzi - powiedziałam z uśmiechem, tkwiąc w jego szczelnym, ale jednocześnie delikatnym uścisku.
- Nie ma co tłumaczyć - odpowiedział, całując czubek mojej głowy.
- No a to całe twoje zachowanie? Skąd ta nagła zmiana?
- Żadna zmiana. Udawałem.
- Że co? - podniosłam się zaintrygowana jego wyznaniem.
- Udawałem, żeby sprawdzić czy naprawdę ci na mnie zależy.
- Ty wredny małpiszonie! - zaśmiałam się i szturchnęłam go. - Oczywiście, że zależy - dodałam.
- No nie wiem, nie jestem przekonany - droczył się ze mną.
- W takim razie spróbuję to zrobić - odparłam i obdarowałam go kolejnym już w krótkim czasie pocałunkiem.
- A możesz powtórzyć to, co powiedziałaś zanim chciałem wyjść?
- Kocham cię - wyszeptałam mu do ucha i wtuliłam w jego ciepły i umięśniony tors.
Spędziliśmy ze sobą całe przedpołudnie przyklejeni do siebie jak najbardziej zakochana para na świecie, chociaż muszę przyznać, że tak się w tej chwili czułam. Odzyskałam go. Odzyskałam największe szczęście, jakie spotkało mnie w przeciągu tych kilku miesięcy i wszystko byłoby zbyt piękne, gdyby na ziemię nie sprowadziła mnie godzina 16:30.
- Myślałam, że z tym samolotem to jakaś ściema.
- Nie. Za godzinę muszę być na lotnisku.
- Po tym co się wydarzyło chcesz mnie tak po prostu zostawić?
- Nie chcę, ale nie mam wyjścia. Za kilka dni mam zgrupowanie kadry.
- To się nie uda.
- Uda, zobaczysz. Wiem, przyleć do mnie.
- Facu...
- No co? Poznasz moją rodzinę, zajmiemy się tobą no i na pewno znajdę trochę więcej czasu.
- Będąc na zgrupowaniu? Nie mogę rzucić wszystkiego i lecieć na drugi koniec świata.
- Nie wiem kiedy znowu będę mógł się wyrwać, a przecież nie chcę się na długo rozstawać.
- No to co zrobimy?
- Coś wymyślę, obiecuję - odpowiedział i cmoknął mnie w czoło.
- W porządku, wierzę ci - westchnęłam.
- Te amo, hermosa.
- Ja ciebie też - odparłam i po raz ostatni zasmakowałam jego ust.
Kiedy opuścił moje mieszkanie, miałam mieszane uczucia. Z jednej strony cieszyłam się, że do siebie wróciliśmy, ale z drugiej już musieliśmy się rozstać. Otuliłam się kocem, przez który przesiąkły jego perfumy. Na szczęście moja samotność nie trwała długo, bo już po kilkunastu minutach usłyszałam dzwonek do drzwi, a potem postać pojawiającego się Adama.
- No i jak tam, księżniczko? - zaśmiał się. - Nie zanudziłaś się?
- Powiem ci, że absolutnie nie.
- Znalazłaś sobie jakieś ciekawe zajęcie?
- Bardzo - droczyłam się z nim.
- Ej, mała? Czy ja o czymś nie wiem?
- Wiesz o wszystkim - odparłam z uśmiechem.
- Jeśli jesteś taka zadowolona, to istnieją tylko dwie opcje. Albo ucieszył cię tak mój widok, albo ktoś tu się pogodził z gorącym panem z Argentyny.
- Bingo!
- Naprawdę?! Kiedy? - zdziwił się.
- Dziś rano.
- Jestem geniuszem.
- Niby czemu? - zaśmiałam się.
- Bo to ja was pogodziłem - uniósł ręce w triumfalnym geście.
- Nie, sami się pogodziliśmy - przekomarzałam się z nim.
- Ej!
- No dobra, przy twojej drobnej pomocy.
- Drobnej?!
- Wielkiej! Dziękuję! - odparłam i pocałowałam go w policzek.
- Tak lepiej. A teraz żyjcie długo i szczęśliwie - wybuchnął śmiechem.
- Z tym może być mały problem, zważając na kilometry, które dzielą Warszawę od Buenos Aires.
- Skoro przyleciał tu specjalnie dla ciebie, to na pewno wykombinuje coś, żebyście mogli być razem.
- Dokładnie to samo powiedział, a tak a pro po, nie przyleciał specjalnie dla mnie.
- Tak, wmawiaj sobie - zaśmiał się. - Idę zrobić coś do jedzenia, czego sobie życzysz? - spytał i pokierował się do kuchni, zostawiając mnie w salonie, wygodnie zalegającą na kanapie.
Dzięki odwiedzinom dwóch uwielbianych przeze mnie panów, dzień minął naprawdę szybko. Bez zbędnych ceregieli zjadłam kolację, wykąpałam się i ułożyłam do łóżka. Z nadmiaru emocji trudno mi było zasnąć, jednak po kilku próbach się to udało. Niespodziewanie w środku nocy usłyszałam telefon. W pierwszej chwili potraktowałam go jak budzik i chciałam wyłączyć, ale osoba wyświetlająca się na ekranie rozjaśniła mój umysł.
- Zatłukę cię - wymamrotałam zaspana. - Czy ty wiesz, która jest godzina?
- Dochodzi dwudziesta druga.
- Nie kotku, dochodzi trzecia w nocy.
- O kurde, zapomniałem o strefie.
- Czemu zawdzięczam telefon o tak nietypowej godzinie? - zaśmiałam się, po czym zapaliłam lampkę nocną.
- U mnie nie jest aż tak nietypowa. Stęskniłem się za tobą - zawtórował mi.
- Szybko.
- A ty nie?
- Wiesz, o tej porze nie myślę raczej o takich sprawach, ale chyba jednak troszkę też.
- Troszkę?
- Za krótko cię nie ma, pewnie jutro będę już umierać z tęsknoty - droczyłam się.
- Bardzo śmieszne.
- No bardzo.
- Może zadzwonię o bardziej ludzkiej porze, co?
- Skoro już mnie obudziłeś, to mów co masz do powiedzenia.
- Pojutrze zaczynam zgrupowanie. Będzie trwało około dwóch tygodni, a później mam tydzień luzu. Wiesz co to oznacza?
- Że dłużej pośpisz? - zaśmiałam się.
- Tak, z tobą - zawtórował mi.
- Ze mną? Przez Skype'a?
- Przekonasz się.
- Jestem bardzo ciekawa.
- Bądź i szykuj się.
- Kocham cię, wariacie - odparłam z uśmiechem.
- Ja ciebie też, wariatko. Dobranoc - powiedział i rozłączył się, po czym mogłam wrócić do swojej poprzedniej czynności, jaką był błogi sen.
Rano, lekko niewyspana zwlekłam się z łóżka i topornie przebrnęłam przez poranną toaletę. Odebrałam już dwa połączenia od Adama, który nie byłby sobą gdyby nie poudawał mojej mamy i nie zapytał się czy jadłam już śniadanie i czy niczego mi nie potrzeba. Pogadałam chwilę z Aśką, koleżanką z uczelni i dowiedziałam się, co mnie ominęło podczas nieobecności. Dowiedziałam się, że mamy możliwość zaliczenia roku dwa miesiące przed terminem co nie powiem, bardzo mnie ucieszyło, gdyż oznaczało to dłuższe wakacje. Po zakończonej rozmowie odpaliłam laptopa i odebrałam maila z notatkami z zajęć, które od razu pokrótce przeanalizowałam. Ugotowałam prosty i nieskomplikowany obiad i w miarę swoich obecnych możliwości posprzątałam w mieszkaniu. Poczułam ból dający się we znaki, dlatego postanowiłam odpocząć i poczekać aż minie. Po kilkunastu minutach sytuacja uległa poprawie, a kiedy tylko podniosłam się z fotela, usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Mama? - spytałam radośnie, kiedy ujrzałam ją w progu.
- Cześć słoneczko - odparła i przytuliła mnie.
- Co ty tu robisz? Dlaczego nie powiedziałaś, że przyjeżdżasz?
- Chciałam ci zrobić niespodziankę i z tego co widzę, chyba się udała.
- Jak jasna cholera - zaśmiałam się.
- Ej, wyrażaj się.
- Oj mamo - odparłam i zaprosiłam ją do salonu.
Później...
- A co tam u Javiera? 
- Ma trochę pracy, ale za to mnie udało się wyskrobać kilka dni urlopu, więc nie mogłam nie odwiedzić mojego maleństwa - uśmiechnęła się.
- Maleństwa? Jestem wyższa o głowę - zachichotałam.
- Dla mnie zawsze będziesz maleństwem. No dobrze, to teraz powiedz mi, jak tam twoje sprawy sercowe - powiedziała wyraźnie zaciekawiona.
- Naprawdę muszę ci się spowiadać z tych rzeczy? - spytałam, z naciskiem na słowo "tych".
- No przecież muszę być na bieżąco bo nie wiem, czy zbierać już na wesele, czy nie.
- Nie, mamo. Zapewniam cię, że nie musisz - odparłam rozbawiona.
- Czyli nikt się tam koło ciebie nie kręci?
- Kręci się, bardzo się kręci - powiedziałam rozmarzona.
- Przystojny? Wysoki?
- Numer buta też chcesz znać? - zaśmiałam się.
- To chociaż zdradź jak ma na imię.
- Facundo.
- Hiszpan?
- Nie, Argentyńczyk.
- No to skąd go wytrzasnęłaś? - zdziwiła się.
- Sam się wytrzasnął - odparłam wesoło. - A tak na poważnie, poznaliśmy się podczas moich praktyk w Bełchatowie. Jest siatkarzem i gra w tamtejszym klubie.
- W takim razie pewnie chłopak jak malowany - stwierdziła zadowolona.
- Można tak powiedzieć.
- Mam nadzieję, że któregoś dnia mi go przedstawisz.
- Zobaczymy. A ty zdaje się miałaś dla mnie jakąś ważną wiadomość - zmieniłam temat.
- Tak, tylko nie wiem czy ci się to spodoba...
____________________________________________________________

Proszę bardzo, mówicie - macie :) Chciałyście happy endu, jest i happy end a co będzie dalej, kolejne rozdziały pokażą ;D Wreszcie czuć lato! <3 Cały dzień spędziłam na opalaniu się w przydomowym ogródku i sączeniu zimnych napojów, oczywiście bezalkoholowych ;) A Wy jak spożytkowałyście ten piękny dzień? :) Jutro i pojutrze pranie perskiego dywanu ;) Oglądamy, kibicujemy, cieszymy się :) Rozdział siedemnasty już w niedzielę, buziaki ;*

#uzależniona_od_siatkówki