czwartek, 28 maja 2015

ROZDZIAŁ XIV

ROZDZIAŁ XIV

Czuję przeszywający i pulsujący ból głowy. Nie mogę otworzyć oczu, ani tym bardziej podnieść się, gdyż plastik owijający moją szyję skutecznie mi to utrudnia. Słyszę różne głosy, ale jeden z nich potrafię rozpoznać bez problemu.
- A-Adam - szepczę, nie mając siły na wydobycie głośniejszego dźwięku.
Niemal natychmiast czuję zbliżającą się postać, która zajmuje miejsce tuż przy mnie.
- Ala?
Druga próba podniesienia powiek udaje się, dzięki czemu widzę znajomą sylwetkę.
- Co się ze mną dzieje?
- Miałaś wypadek - westchnął ciężko.
- Jaki wypadek? - dopytuję, siłując się jednocześnie z własnym ciałem, aby doprowadzić je do pozycji półsiedzącej.
- Nie ruszaj się. Nie wolno ci.
- Możesz mi w końcu powiedzieć co się stało? - ton mojego głosu staje się wyraźnie silniejszy.
- Spadłaś ze schodów.
Przy pomocy jego słów błyskawicznie przypominam sobie wcześniejsze wydarzenia, które sprawiły, że jestem w tym miejscu.
- Igor...
- Spokojnie, nic ci już nie zrobi.
- A gdzie ja właściwie jestem?
- W szpitalu w Bełchatowie. Dzwoniłem do twojej ciotki, niedługo powinna się zjawić.
- Wiedziałam żeby tu nie przyjeżdżać.
- To nie twoja wina, skąd mogłaś wiedzieć, że...
- Nieważne. Był tu jakiś lekarz i mówił co i jak?
- Był jakieś pół godziny temu, ale jeszcze spałaś. Mówił, że musisz mieć usztywniony kręgosłup, stąd ten kołnierz.
- Coś jeszcze?
- Masz prawą rękę w gipsie, no i kilka siniaków i zadrapań. Na szczęście nic groźniejszego się nie stało, ale muszą cię tu trochę przytrzymać.
- Ile?
- Nie wiem. Pewnie tyle ile będzie trzeba.
- Nie chcę tu być. Chcę wrócić do Warszawy.
- Zabiorę cię do domu kiedy tylko będzie można.
- To miejsce przynosi mi pecha - westchnęłam i odwróciłam lekko głowę w stronę okna.
Później...
- Ty mnie normalnie przyprawisz o zawał.
- Spokojnie ciociu, jak widzisz żyję i mam się całkiem dobrze - zaśmiałam się w celu rozluźnienia atmosfery.
- Może warto byłoby powiadomić mamę, co?
- Po co? Nie denerwujmy jej. Niedługo stąd wyjdę, a poza tym kiedy tylko będą wakacje, pojadę ją odwiedzić. Zostawmy to tak jak jest.
W odpowiedzi ciotka przewróciła oczami i zaczęła zapełniać moją szafkę różnymi artykułami spożywczymi. 
Po upływie około godziny zostałam sama. Czułam się jak sparaliżowana, nie mogąc wstać ani poruszyć głową czy zagipsowaną ręką. Czas dłużył się niemiłosiernie, a na dodatek nie mogłam spać. Ciągle czułam ból. Na szczęście udało mi się w końcu odpłynąć, aby chociaż w minimalnym stopniu dać upust zmęczeniu i trudom całego dnia.
Rano...
Obudziły mnie promienie słońca przedzierające się przez nieszczelnie zasłonięte rolety. Usłyszałam krzątającą się pielęgniarkę, która wyraźnie zbliżała się do mojej osoby.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry - odparłam.
- Muszę zrobić zastrzyk i zmienić kroplówkę. Jak się czujesz?
- Głowa mnie boli. Tak poza tym raczej dobrze.
- Z dnia na dzień będzie coraz lepiej, trochę cierpliwości - zaśmiała się i wbiła strzykawką w moją skórę. - Tak w ogóle, to chyba ktoś do ciebie przyszedł.
- Kto? - zdziwiłam się. - O tej godzinie? Przecież jest dopiero...
- Dziesiąta rano - przerwała mi. - Długo spałaś. 
- Późno zasnęłam. 
- Dobrze. Na razie to wszystko. Za około godzinę przyjdzie lekarz i sprawdzi czy wszystko w porządku - powiedziała i sprawnym ruchem opuściła moją salę.
Nie minęła minuta, kiedy przez drzwi przeszła dobrze znana mi postać.
- Nico?
- Cześć.
- Co ty tu robisz? - zdziwiłam się.
- Słyszałem co ci się stało, więc postanowiłem cię odwiedzić, chociaż widzę, że dobrze o ciebie dbają - uśmiechnął się, wskazując na szafkę przy łóżku uginającą się wręcz od ilości jedzenia i innych mniej lub bardziej przydatnych rzeczy.
- To miłe - odwzajemniłam uśmiech. - A nie masz dzisiaj przypadkiem treningu?
- Gdybym miał, nie było mnie tu teraz.
- No tak, racja.
- To... jak się czujesz? - spytał.
- Dobrze - skłamałam. - Pewnie niedługo stąd wyjdę.
- Cieszę się. Gdyby Facu...
- Proszę, nie mówmy o nim - przerwałam mu.
- Pewnie by się zmartwił - dokończył.
- Liczę na to, że niczego się nie dowie.
- Jeśli chcesz, no to nic mu nie powiem.
- Dzięki. To skończona historia, nie chcę do tego wracać. Poza tym minął już ponad miesiąc, więc...
- I myślisz, że przez ten miesiąc o tobie zapomniał?
- Mam taką nadzieję. No a co tam u was? Jak chłopaki? - zmieniłam temat.
- Jak zawsze wspaniale - zaśmiał się. - Karol ma jakieś tam drobne urazy, ale to nic takiego. Żarcik go nie opuścił - dodał.
- Cieszę się - zawtórowałam mu. - Czego jak czego, ale tych jego przekomarzań z Andrzejem brakuje mi najbardziej.
- Zawsze możesz nas odwiedzić.
- Zobaczymy jak to wyjdzie.
- Dobra, wiesz co będę się już zbierał. Mam jeszcze parę spraw do załatwienia, a poza tym nie chcę cię zanudzać. Odpoczywaj - powiedział i z uśmiechem opuścił moją salę.
Spędziłam w szpitalu cały tydzień. W międzyczasie ciotka na przemian z Adamem starali się mnie regularnie odwiedzać. Na szczęście byłam już w stanie opuścić budynek o własnych siłach, dlatego też dzięki mojemu przyjacielowi mogłam wrócić do domu. Oczywiście o powrocie na uczelnię nie było jeszcze mowy, ale samo przebywanie w moim warszawskim mieszkaniu sprawiało, że czułam się o wiele lepiej.
- Na pewno sobie poradzisz?
- Tak. Na pewno, a gdyby nawet coś było nie tak, to przecież mieszkasz całkiem niedaleko.
- Pamiętaj. Masz leżeć i odpoczywać. Żadnych gwałtownych ruchów.
- Mówisz tak samo jak ten lekarz - zaśmiałam się.
- Trzymaj się mała. Wpadnę wieczorem - powiedział, po czym cmoknął mnie w czoło i opuścił moje mieszkanie.
Nie pozostało mi nic innego, jak tylko zastosować się do jego rad i zająć jakże dogodne miejsce, jakim była moja ukochana kanapa w salonie. Zanim się tam udałam, zbliżyłam się do lustra i spojrzałam w jego odbicie. Posiniaczona twarz. Dosłownie jakbym stoczyła z kimś walkę na ringu i nie uniknęła ani jednego ciosu. Z czasem jednak powinno być coraz lepiej i według prognoz lekarzy, w przeciągu dwóch tygodni nie powinno już być ani śladu. Jedyne ograniczenie stanowił kołnierz i gips na ręce, ale i tego w niedługim czasie miałam nadzieję się pozbyć. Przebrana w luźne dresy i sweter zaparzyłam sobie malinowej herbaty i usadowiłam wygodnie przed telewizorem. Znalazłam dosyć przyjemną komedię, w którą zupełnie się wciągnęłam, nie zdając sobie nawet sprawy, że ktoś puka do drzwi. Z trudem podniosłam się do pozycji stojącej i wolnym krokiem przemierzyłam dystans dzielący kanapę od przedpokoju. W pewnym momencie w mojej głowie zaczęły krążyć różne myśli. Pierwszą z nich odruchowo był Igor. Po chwili jednak się ogarnęłam i przekręciłam klucz. Byłam w totalnym szoku widząc osobę, która stoi tuż przede mną.
- Ala...
____________________________________________________________

14 :) Polska, Biało-Czerwoni! :D Co to był za mecz, po prostu poezja. Szybko, łatwo i przyjemnie. Oby jutro było podobnie ;) Jak rozdział? Podoba się? Kolejny będzie dłuższy i pojawi się już w niedzielę :) Jutro trzymamy ponownie kciuki za Naszych chłopców, Alleluja i do przodu! :D Do niedzieli, buziaki ;*

#uzależniona_od_siatkówki

6 komentarzy: