poniedziałek, 25 maja 2015

ROZDZIAŁ XIII

ROZDZIAŁ XIII


Przyciągnął mnie do siebie i spojrzał prosto w oczy. Z nieustającym uśmiechem przybliżył swoje wargi do moich i zamienił to w naprawdę namiętny pocałunek. Trzymał mnie tak mocno, że nie byłam w stanie zaprotestować ani go odepchnąć. Po chwili jednak sam to zrobił i pogłaskał mój policzek, w który niemal natychmiast wymierzył cios.
- Mam nadzieję, że to pozwoli ci zapamiętać, że nie szpera się w cudzych rzeczach.
- A ja mam nadzieję, że dzięki temu zapamiętasz, że kobiet się nie bije - odparłam i zaserwowałam mu to samo, co on przed chwilą mi. - A teraz wynoś się stąd! - krzyknęłam i odepchnęłam go od siebie na bezpieczną odległość.
O dziwo, bez żadnego sprzeciwu posłuchał mnie i spokojnie opuścił mieszkanie. Wiedziałam oczywiście, że to nie może się tak wspaniałomyślnie skończyć i jeszcze na pewno o sobie przypomni, ale w tej chwili cieszyłam się, że zostałam sama i nie musiałam go oglądać. 
Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam z niej warzywną mrożonkę. Przyłożyłam ją do twarzy i poczekałam aż ból minie. W tym momencie zaczęłam płakać i bynajmniej nie z powodu incydentu sprzed chwili, ale dlatego, że przypomniałam sobie wczorajszą rozmowę z Facu. Z jednej strony cieszyłam się, że sprawa z Igorem była najprawdopodobniej zakończona, jednak z drugiej czułam wielką pustkę. Po piętnastu minutach doprowadziłam się do względnego ładu i opuściłam mieszkanie kierując się do hali, mimo że mój wygląd zewnętrzny mógł przerazić niejednego mijanego przeze mnie przechodnia.
Miesiąc później...
31 dni. 31 długich dni, które musiały upłynąć, abym mogła wrócić do domu, do Warszawy. Jedynym pozytywem było to, że Igor dał mi spokój, mimo że nie zabrał swoich rzeczy z mojego domu. W pewnym sensie skutecznie mu to utrudniłam, bo kiedy za każdym razem próbował dobić się do moich drzwi, lub bombardować połączeniami, drzwi były nieotwierane a połączenia odrzucane. Tęskniłam za Facu. Z opowiadań Nico wiedziałam, że czuł się coraz lepiej, a ręka była już prawie w pełni sprawna. Właściwie nie poznałam żadnych dodatkowych informacji, albo po prostu nie chciałam ich znać żeby bardziej się nie dołować. Nim się obejrzałam, nadszedł dzień, kiedy to moje praktyki dobiegły końca. Po raz ostatni wstałam o 8 rano, zjadłam śniadanie i po przebraniu się w wyjściowe ubrania obrałam kierunek, jakim była bełchatowska hala. Musiałam odebrać papiery świadczące o odbytym stażu, no i oczywiście pożegnać się z trenerem i zawodnikami, z którymi nijak przez pół roku dosyć się zżyłam.
- Przecież oni się tu bez ciebie zapłaczą - zaśmiał się Falasca, który trzymał w już w dłoniach "firmową" teczkę, zawierającą wszystkie potrzebne dokumenty.
- Mają pana - odparłam z uśmiechem.
- Tak, ale ja nie mam takich ładnych, brązowych oczu i długich włosów.
- Myślę, że jakoś da pan sobie radę - dodałam śmiejąc się, po czym w geście podziękowania uścisnęłam mu dłoń.
- Wpadnij jeszcze któregoś dnia nas odwiedzić.
- Zobaczymy - powiedziałam z uśmiechem - Do widzenia.
Po opuszczeniu budynku zauważyłam czekającego już Adama, który obiecał, że przyjedzie i zabierze mnie do domu. Jakby nie patrzeć, podróż autobusem z trzema wielkimi torbami nie byłaby raczej dobrą alternatywą.
- Nareszcie - uśmiechnął się szeroko i podszedł aby mnie przytulić.
- To chyba ja to powinnam powiedzieć, ale masz rację, nareszcie.
Droga do Warszawy upłynęła w ekspresowym tempie i nim się obejrzałam, staliśmy pod odpowiednim budynkiem.
- Zrobiłem zakupy. Wszystkie potrzebne rzeczy są w lodówce, albo w szafce przy oknie. Teraz muszę lecieć na siłownię, ale może później znajdę czas żeby wpaść. Gdyby coś się działo...
- Adaś, jestem już duża, naprawdę - zaśmiałam się - Poradzę sobie.
- No wiem, ale dawno cię tu nie było i chciałem żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik.
- I jest. Dziękuję - odparłam i z uśmiechem cmoknęłam go w policzek. - Do zobaczenia - dodałam i odprowadziłam go wzrokiem na sam dół klatki schodowej.
Nie ma to jak w domu. Po rozpakowaniu kilku rzeczy, włączyłam swoją ulubioną składankę i wyłożyłam się wygodnie na kanapie, zatracając się wyłącznie w dźwiękach melodii wydobywającej się z głośnika. Od jutra miałam wrócić na zajęcia. Byłam mniej więcej na bieżąco z materiałem dzięki podsyłanym notatkom, ale dla większej pewności postanowiłam do nich jeszcze na chwilę wrócić. Nie minęło kilka minut, kiedy zadzwonił telefon i powiem szczerze, że tego numeru raczej się nie spodziewałam.
- Dzień dobry panie Łukomski. Czy coś się stało?
- Dzień dobry.Właściwie to tak. Chodzi o rzeczy, które zostawiła pani w mieszkaniu. Co mam z nimi zrobić?
Chwilę zajęło mi zreflektowanie o jakie rzeczy może chodzić, jednak oczywiście przypomniałam sobie, o czym mówi właściciel bełchatowskiego mieszkania, które wynajmowałam.
- Wie pan co, w zasadzie może je pan śmiało wyrzucić na śmietnik - odpowiedziałam stanowczo.
- Jest pani pewna? Sporo tu tego. Na pewno nie chce pani ich zabrać?
- Na pewno. Proszę je wywalić.
- A może jednak dałaby pani radę tu przyjechać i sama się nimi zająć? Byłoby mi niezręcznie pozbywać się tylu cudzych rzeczy.
Dopiero co wróciłam do domu i odcięłam się od tamtego życia, ale dzięki naleganiu właściciela zgodziłam się przyjechać jutro po uczelni i osobiście zająć tą sprawą.
- Ech, dobrze. Będę jutro po 17. Pasuje panu?
- Tak. Czyli granice 17. Do zobaczenia.
- Do widzenia.
Resztę dnia spędziłam na sprzątaniu, układaniu ubrań na właściwych miejscach i ogólnym ponownym dopasowaniu się do mojego ukochanego, warszawskiego mieszkania. Nim się obejrzałam, dochodziła 23 co oznaczało, że czas najwyższy położyć się spać tym bardziej, że nazajutrz o 9:30 czekały mnie zajęcia z fizjoterapii.
Rano...
Po szybkim ogarnięciu mojej skromnej osoby i zjedzeniu pożywnego śniadania, zabrałam klucze od domu i dzięki komunikacji miejskiej dotarłam na uczelnię. Przywitałam się ze wszystkimi znajomymi, po czym skupiłam się tylko i wyłącznie na zajęciach. Około godziny 15 byłam już wolna i szybkim krokiem udałam się na dworzec autobusowy w celu odbycia "podróży" do Bełchatowa. Punktualnie o 17:10 dotarłam na miejsce. Wybrałam numer do Łukomskiego i czekałam na odbiór połączenia.
- Dzień dobry pani Alicjo. Wiem, że byliśmy umówieni, ale wypadły mi bardzo ważne sprawy rodzinne, więc musi pani poradzić sobie sama. Klucze są tam gdzie zwykle, a kiedy pani skończy, proszę je tam również zostawić. Jeszcze raz przepraszam.
- Dobrze, nic się nie stało - odparłam, po czym rozłączyłam się i skierowałam do dawnego mieszkania.
Nie tracąc zbytnio czasu, od razu przeszłam do rzeczy, a tak konkretniej do pokoju, w którym zamieszkiwał Igor i w którym zalegały jego ubrania i inne klamoty, których musiałam się pozbyć.
Dorwałam wielki foliowy worek i wzięłam do roboty. Nie myśląc za wiele, wyrzucałam wszystko bez większego zastanowienia. W pewnym momencie usłyszałam czyjeś kroki. Pierwszą myślą, jaka przyszła mi do głowy było to, że to może właściciel znalazł chwilę czasu i wpadł żeby mi pomóc, jednak ręce, które poczułam na swoich oczach i cichy, ale przyspieszony oddech za moimi plecami w jednej chwili całkowicie rozwiał moje wątpliwości.
- Witam piękną panią.
Moje serce zamarło. Poczułam jak zaczyna mi brakować powietrza i nie mogę złapać tchu. Czuję się jak sparaliżowana i nie mogę nic zrobić, ani wydobyć żadnego dźwięku.
- Widzę, że zabrałaś się za moje rzeczy, chociaż wolę, żeby trafiły z powrotem do mnie - mówił powoli i wyraźnie, co jeszcze bardziej wzbudzało mój strach.
Po chwili jednak znalazłam odwagę aby się odwrócić i spojrzeć mu w oczy. Kiedy to zrobiłam, dostrzegłam że jego wzrok jest całkowicie nieobecny, a wyraz twarzy nijak nie przypomina trzeźwej osoby. 
- Pozwól, że to od ciebie wezmę - powiedział, po czym wyszarpnął worek z moich rąk.
- W-wyjdź stąd.
- Taki mam właśnie zamiar, ale... może skoro znów się spotykamy, to warto to jakoś uczcić - szepnął i zbliżył się do mnie na minimalną odległość.
Jedyną rzeczą na jakiej się w tej chwili skupiłam, było wyszukanie w kieszeni kurtki swojego telefonu i wybranie jakimś cudem numeru do Adama, bądź kogokolwiek, kto w tej chwili mógłby mi pomóc. Nie umknęło to jednak uwadze Igora, który niemal natychmiast przechwycił urządzenie i zaczął obracać nim w swojej dłoni.
- Czyżby nie odpowiadało ci moje towarzystwo? Do kogo chciałaś zadzwonić? Do niego?! - wzburzył się i wskazał na ekranie numer Facundo, na którym zupełnie przypadkowo zatrzymałam się podczas szukania właściwego odbiorcy. - Przecież jesteś zwykłą szmatą. Myślisz, że coś dla niego znaczyłaś? Myślisz, że dla mnie coś znaczyłaś? Jesteś głupia, ale nie powiem, świetna w łóżku - mówił, a moje odczucia od strachu zamieniły się w kompletną furię i wściekłość. 
- Dawaj ten telefon! - krzyknęłam, jednak uniemożliwił mi jego odebranie.
- Nie jest ci potrzebny - zaśmiał się ironicznie, co zupełnie wyprowadziło mnie z równowagi.
- Ty gnoju.
- Widzę, że masz ręce pełne roboty, więc pozwól, że będę już spadał - odpowiedział i zaczął kierować się ku wyjściu wraz z moją komórką.
Odruchowo zaczęłam podążać za nim w celu odzyskania mojego telefonu i kiedy staliśmy już na klatce schodowej, podjęłam ponowną próbę przechwycenia go.
- Oddaj to do cholery!
On jednak zdawał się nie reagować na mój krzyk, dlatego widząc go oddalającego się na schodach, pędem rzuciłam się w jego stronę i mając go już na wyciągnięcie ręki, moim oczom nagle ukazała się ciemność...
____________________________________________________________

Tak, jestem okropna, bo po raz kolejny piszę złowieszczy rozdział, ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie ;D Malutka obsuwa w terminie dodania :/ Pogratulujmy mojemu Internetowi, który zrobił się wolniejszy od ślimaka. W czwartek i niedzielę na pewno wszystko pojawi się zgodnie z planem, choćbym nawet miała ładować post 20 razy z rzędu ;) Nie wiem jak Wy, ale ja już nie mogę doczekać się czwartku :) Nie dość, że zagramy pierwszy mecz, zapewne w zmodernizowanym składzie, to jeszcze mam ostatni egzamin, po którym teoretycznie zaczną się wakacje :) A co słychać u Was? Kto Waszym zdaniem zostanie tymczasowym zastępcą Karola? Kubi, czy może ktoś inny? ;) Czekam na opinie w miejscu poniżej, a tymczasem pozdrawiam wszystkich i do czwartku ;*

#uzależniona_od_siatkówki

2 komentarze:

  1. Co ty wymyśliłaś? Rozdział jak zawsze świetny. Z wielką niecierpliwością czekam na następny:) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niedługo się przekonasz co :) Dziękuję i przesyłam buziaki :*

    OdpowiedzUsuń