czwartek, 14 maja 2015

ROZDZIAŁ X

ROZDZIAŁ X

Tydzień później…
- Przyznaj się, że znowu bierzesz jakieś gówno!
- Pojebało cię?!
- W takim razie co to jest?!- zaczęłam wymachiwać mu przed oczami małą foliową torebeczką.
- Myślisz, że wszystkie proszki w torebkach to zaraz jakieś dragi? Nie rozśmieszaj mnie.
- Wiesz, dlaczego dałam ci jeszcze jedną szansę? Bo powiedziałeś, że skończyłeś odwyk. Jak to się ma do twoich słów?
- Normalnie – wzruszył ramionami i odwrócił się do mnie plecami.
- Nie skończyliśmy jeszcze tej rozmowy – podeszłam stanowczo i szarpnęłam go za ramię, na co w odpowiedzi odepchnął mnie tak, że upadłam na podłogę.
- Sorry.
- Wiesz co? Wyjdź! – nakazałam i otworzyłam przed nim drzwi.
- Jak się ogarniesz, to daj znać – burknął i opuścił mieszkanie.
Nie wiedzieć czemu odruchowo sięgnęłam po telefon i poczułam potrzebę porozmawiania z kimś. Przeglądając kontakty w telefonie, natknęłam się na ten, z którego nie korzystałam już ponad miesiąc. Zaśmiałam się tylko pod nosem i wcisnęłam zieloną słuchawkę przy tym imieniu, przy którym chciałam.
- Halo?
- Cześć Adaś, nie przeszkadzam?
- W każdej sytuacji powiedziałbym, że nie, ale tym razem nie mogę rozmawiać. Jestem na spotkaniu. Oddzwonię później.
- Emm, jasne. Do usłyszenia.
Po zakończonej i jakże krótkiej rozmowie z przyjacielem, postanowiłam spakować rzeczy na wyjazd z ekipą na mecz, który miał się odbyć za dwa dni. Nie zajęło mi to zbyt wiele czasu, gdyż przez całe trzy miesiące stażu takich wyjazdów zaliczyłam już kilka. Tym razem mieliśmy ponownie udać się do Gdańska. Na próżno było czekać mi na Igora. Było po 23, a on wciąż nie wrócił do domu. Wyprowadził mnie dzisiaj z równowagi, w wyniku czego nie miałam zamiaru zarywać przez niego nocy i udałam się w kierunku łóżka zaczerpnąć upragnionego odpoczynku.
Rano…
- Nareszcie sobie przypomniałeś gdzie mieszkam – powiedziałam z wyrzutem, kiedy zastałam go w łazience, jak gdyby nigdy nic myjącego zęby.
- Nie da się zapomnieć – odwrócił się i podszedł do mnie.
- Odejdź, jesteś cały w paście.
- Przeszkadza ci to?
- Przeszkadza mi twoje wczorajsze zachowanie.
- Przecież nic takiego się nie stało.
- Och, naprawdę? Według mnie chyba jednak się stało.
- Bo masz wybujałą wyobraźnię.
- Słucham?
- Ubzdurałaś sobie, że znowu biorę. 
- Mam ku temu powody. Niby co było w tym woreczku? Proszek do pieczenia? – spytałam ironicznie.
- Coś w tym stylu – zaśmiał się głupkowato, podnosząc mi tym jeszcze bardziej ciśnienie.
- To nie jest śmieszne. Poza tym twoje zachowanie wobec mnie też nie było w porządku.
- To znaczy? 
- Znowu chciałeś mnie uderzyć? 
- Po prostu takie z ciebie chuchro, że ledwo cię dotknę, to już leżysz na podłodze. Przytyj trochę – kontynuował swoją banalną dedukcję.
- Może chociaż powiesz mi, gdzie to raczyłeś przebywać przez całą noc? 
- A to już chyba nie jest twój interesik, złociutka – odparł i próbował mnie do siebie przyciągnąć, co udało mi się utrudnić.
- Skoro ze sobą jesteśmy, to mój.
- Nie będę ci się ze wszystkiego tłumaczyć. 
- W takim opuść moje mieszkanie.
- Posrało cię?
- Chyba nie muszę ci się tłumaczyć! – powiedziałam podniesionym tonem.
- Posłuchaj mnie! – krzyknął i ścisnął moje ramię.
- Puść – odparłam spokojnie.
- Masz mnie wysłuchać.
- Najpierw się uspokój i wyjdź! 
- Nie będziesz mi mówić co mam robić!
- Ty też! Żegnam! – powtórzyłam i otworzyłam szeroko drzwi. W efekcie założył na siebie koszulkę, szarpnął kurtkę i w pośpiechu opuścił moje mieszkanie.
Stało się to, czego dokładnie się obawiałam. Przypuszczenia prowadziły mnie do jednej myśli. Igor znów się w to zamieszał. Nie miałam stuprocentowej pewności, lecz wszystkie znaki na niebie i ziemi skłaniały mnie właśnie tu tej refleksji. Musiałam podjąć szybkie i zdecydowane działania. Wiedziałam, że nie jestem w stanie znów go stracić, ale z drugiej strony nie mogłam dopuścić do wydarzeń, jakie miały miejsce ponad rok temu i jeszcze do tej pory prześladowały mnie w myślach. Nie spożywając nawet śniadania, ubrałam się w przygotowane wcześniej ciuchy i udałam w kierunku dobrze mi już znanej, bełchatowskiej „Energii”.
Później…
- Bardzo dobrze, 15 minut przerwy – powiedział zadowolony trener, po czym poklepał Winiara po ramieniu i skierował się pewnie w stronę swojego gabinetu. 
Dość leniwie podniosłam się z miejsca i zaczęłam zbierać zaległe piłki z parkietu. Oczywiście nie zabrakło kilku wymian spojrzeń pomiędzy mną a Argentyńczykiem, jednak starałam się nie zwracać na to zbytniej uwagi i zachowywać w miarę normalnie.
- W porządku, zaczynamy! – zarządził hiszpański szkoleniowiec po upływie wyznaczonego wolnego czasu.
Przez kilkanaście kolejnych minut nie wyściubiałam nawet nosa z nad kartki ze studenckimi notatkami, jednak zmusił mnie do tego przeraźliwy krzyk rozlegający się po całej hali. Widząc kto został poszkodowany, mimowolnie zerwałam się z miejsca i popędziłam w jego kierunku wraz z klubowym lekarzem.
- Co się stało?
W odpowiedzi wskazywał tylko na swój bark i nieprzerywanie leżał na środku parkietu.
- Zderzyliśmy się przy bloku no i jakoś tak niefortunnie upadł na to ramię – wytłumaczył Andrzej.
- To może być ta stara kontuzja – stwierdził medyk.
- Trzeba zawieźć go do szpitala – oznajmił Mariusz.
- Dzwońcie po karetkę – powiedział doktor.
- Co się dzieje? – spytał Facu.
- Chcą wezwać pogotowie, widocznie to coś poważnego – odparłam.
- Nie! Nie chcę pogotowia!
- Mówi, że nie chce pogotowia – przetłumaczyłam wszystkim jego hiszpańską wypowiedź.
- Nie dyskutuj! Alicja, dzwoń! – nakazał mi lekarz, na co tylko bezradnie spojrzałam na Argentyńczyka.
- Nico! Niech Nico mnie zawiezie.
- Stary, nie wydurniaj się – odpowiedział Uriarte.
- Spróbuj wstać i usiądź na ławce – nakazał mu trener Falasca – A ty dzwoń – zwrócił się do mnie, w wyniku czego wybrałam odpowiedni numer i usiadłam obok poszkodowanego, czekając wspólnie ze wszystkimi na przyjazd pomocy. 
W szpitalu…
- Naprawdę nie musiałaś tutaj przyjeżdżać.
- Nie chciałam go zostawiać samego.
- Przecież nie jest sam.
- Wiem, ale jakoś nie mogłabym usiedzieć w spokoju.
- Właśnie, w spokoju. Przydałoby się, abyś mu go wreszcie dała.
- O co ci chodzi?
- O to, że zachowałaś się nie fair. 
- On też.
- Bzdura. Jeszcze nigdy nie zdradził żadnej dziewczyny z którą był.
- Nie broń go.
- Za dobrze go znam.
- A ja mam zbyt dobry wzrok.
- Nie przegadam cię.
- Ani ja ciebie.
Po kilkunastu minutach oczekiwania na szpitalnym korytarzu, zza drzwi jednego z gabinetów wreszcie wyłonił się lekarz.
- I co z nim? – spytałam.
- W porządku. Owszem, niefortunny upadek mógł wznowić kontuzję, ale na szczęście do tego nie doszło. Co prawda musieliśmy usztywnić bark i będzie wykluczony z gry przez jakiś tydzień, lecz poza tym nie widzę powodu do niepokoju – uśmiechnął się.
- A gdzie on teraz jest?
- Spokojnie, zaraz go pani oddamy – odparł rozbawiony – Widać, że ma bardzo opiekuńczą dziewczynę – dodał, na co lekko się zarumieniłam.
- Co powiedział? – spytał Nico.
- Ekhem… że zaraz wyjdzie z gabinetu.
- Z mojej strony to wszystko, proszę go przypilnować żeby nie przeciążał ręki – powiedział na odchodne doktor i ponownie zniknął za pomalowanymi na biało drzwiami.
Dosłownie po chwili ukazała nam się blisko dwumetrowa postać z usztywniaczem przewiązanym na ramieniu. Sama właściwie nie wiem dlaczego tu siedziałam i byłam tak zatroskana o jego stan zdrowia, ale ten odruch był silniejszy ode mnie i gdy tylko trafił do tutejszego szpitala, również musiałam się w nim zjawić.
- Co ty tu robisz? – zapytał wyraźnie zdziwiony.
- Czekam i martwię się o ciebie.
- Niepotrzebnie.
- Teraz już nie, ale napędziłeś mi, a właściwie nam wszystkim stracha.
- Możesz już iść do domu.
- Taki mam zamiar – odparłam i obdarowałam go lekkim uśmiechem.
- No to cześć.
- Cześć.
Jako, że szpital był praktycznie na drugim końcu miasta, byłam zmuszona poczekać na mający pojawić się za kilka minut autobus i to właśnie nim wrócić do domu. Po przekroczeniu progu, zmęczona położyłam się na kanapie i przymknęłam ociężałe powieki. Z błogiej nicości wyrwał mnie jednak głos, który dobiegał jakby zza drzwi łazienki. Spróbowałam maksymalnie się skupić i usłyszeć słowa wypowiadane przez znaną mi osobę.
- Musi być mocniejsza.
- Gówno prawda!
- Jeszcze raz odstawisz taki numer, to inaczej z tobą pogadam.
- Przestań pieprzyć. Jest taka głupia, że niczego nie wie.
- Czekam.
Po opuszczeniu przez Igora wcześniej zajmowanego pomieszczenia, jego mina była wyraźnie zniesmaczona. Spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem i przemknął cicho do kuchni.
- Jakbyś nie zauważył, to jestem tutaj – powiedziałam.
- Przecież widzę.
- Rozmawiałeś z kimś?
- Z kumplem.
- Znam go?
- Nie i nie musisz.
- Chciałabym wiedzieć z kim się zadajesz.
- Jak będę chciał to sam cię przedstawię. A w ogóle to miałaś wrócić wcześniej.
- Miałam, ale wyszło inaczej.
- To znaczy?
- Jeden siatkarz nabawił się kontuzji i trzeba było zawieźć go na badania i takie tam – odparłam na odczepnego, celowo omijając imię poszkodowanego.
- I akurat ty musiałaś się tym zajmować?
- Zostałam o to poproszona, więc tak – skłamałam.
- A jak cię poproszą, żebyś pokazała im cycki, to też się zgodzisz? – warknął.
- Nie pozwalaj sobie!
- Po prostu nie chcę, żebyś zadawała się z jakimiś przerośniętymi dryblasami – powiedział i podszedł do mnie, zakładając mój zabłąkany kosmyk włosów za ucho.
- Nie zadaję – odparłam spokojnie.
- W porządku – zaśmiał się i przygryzł moją wargę podczas pocałunku.
Nazajutrz nadszedł czas wyjazdu nad morze. Godzina piąta rano nie była wymarzoną porą porannej pobudki, jednak punktualnie o szóstej wszyscy mieli już czekać przy żółto-czarnym autokarze. Nie robiąc praktycznie żadnego makijażu, ubrałam szare spodnie od dresu i czarną bluzę z kapturem, a włosy spięłam w wygodnego koka. Opuściłam mojego towarzysza zajmującego drugą połowę łóżka i po około 20 minutach przechadzki stałam obok pokaźnego pojazdu, którym mieliśmy dotrzeć do Gdańska.
- A tobie się coś przypadkiem nie pomyliło? – spytałam argentyńskiego przyjmującego, który ni stąd ni zowąd pojawił się wśród grupy dwumetrowców.
- Niby dlaczego?
- Masz zamiar grać nogami?
- To, że nie mogę grać nie oznacza, że nie mogę oglądać. Poza tym od kiedy cię to tak obchodzi?
- Nie obchodzi – wzruszyłam ramionami i po kilku minutach zajęłam w końcu upragnione miejsce w autokarze.
Droga nad morze upłynęła nadspodziewanie szybko. Nim się obejrzałam, zameldowaliśmy się w pokojach i otrzymaliśmy czas wolny. Postanowiłam to spożytkować i uraczyć się nadmorskim powietrzem. Po ubraniu ciut cieplejszej kurtki, zabrałam telefon oraz klucze od pokoju, po czym ruszyłam w drogę. 
Cisza. Względna cisza, której jedynym przyjemnym ozdobnikiem był szum fal. Mogłabym spacerować tak w nieskończoność. Po chwili zauważyłam jednego z bełchatowskich siatkarzy i uśmiechnęłam się do niego, co niemal od razu odwzajemnił. 
- Nadmorskie spacery chyba każdemu służą – powiedział.
- To prawda – przytaknęłam.
- Mógłbym tu zamieszkać.
- Nie tęskniłbyś za domem?
- Ciągle jesteśmy w rozjazdach, więc nie przywiązuję się do miejsc, ale do tego mam wyjątkowy sentyment.
- Zdradzisz dlaczego?
- Jasne, to żadna tajemnica.
- A więc? 
- Tutaj po raz pierwszy spotkałem moją dziewczynę – odpowiedział wyraźnie zadowolony.
- Plaża i słońce to zawsze romantyczna wizja rozpoczęcia związku – uśmiechnęłam się.
- A ty? Gdzie wycelowała w ciebie strzała amora?
- Eem… wiesz, właściwie to nie mogę sobie teraz przypomnieć – odparłam.
- Jak to? – zaśmiał się – To chyba dziewczyny powinny raczej pamiętać takie rzeczy – dodał.
- Powinniśmy już iść, za pół godziny jedziemy na trening – zmieniłam temat.
- Powiedziałem coś nie tak?
- Nie, skąd. To nie tak – wytłumaczyłam – Po prostu związki i te sprawy nie są moją mocną stroną. Chodź.
Nazajutrz...
- No dobra. Dzisiaj zagra Karol i Endrju, Winiar i Wojtek, Nico, Mario i Kacper – oznajmił trener.
- A Facu będzie naszą najseksowniejszą cheerleaderką – wybuchli śmiechem pozostali, co rozbawiło oczywiście i mnie.
Pech chciał, że musieliśmy siedzieć koło siebie. Udawałam, że jestem zajęta i usilnie skrobałam coś w swoim notesie, jednak moje aktorstwo okazało się być tym razem za słabe.
- To co? Teraz mamy fazę „sorry, nie znam cię”?
- Kto tak powiedział?
- Nikt nie musiał mówić, ale zachowujesz się dziwnie.
- A jak mam się zachowywać?
- Normalnie.
- Coś sobie ubzdurałeś – warknęłam i spróbowałam skupić się na grze.
- Uwaga! Uwaga! Mamy dla wszystkich kibiców specjalną niespodziankę! – powiedział wodzirej prowadzący mecz – Proszę, niech wszyscy spojrzą w górę ekranu!
Mimowolnie podniosłam wzrok na wielki telebim zawieszony tuż przy suficie hali, po czym uległam kompletnemu zaskoczeniu i zmieszaniu.
- Wygląda na to, że nasza całuśna kamera znalazła już odpowiednich kandydatów!
Wszystko, tylko nie Kiss Cam. Wszystko, tylko nie ja i wszystko, tylko nie z nim.
- Nie ociągamy się drodzy państwo! Kiss! Kiss! Kiss! Kiss! – nawoływał mężczyzna, a wraz z nim ponad dziesięciotysięczna publiczność na trybunach.
- Ja tego nie zrobię – powiedziałam stanowczo.
- Ja też nie.
- Nie dajcie ludziom dłużej czekać! No całuj ją chłopie!
Pod zdecydowanym naciskiem większości skierowaliśmy swoje twarze ku sobie, jednak towarzyszyła nam przy tym niemała konsternacja. Zbliżyliśmy się do siebie i szybko pocałowaliśmy w policzek.
- No cóż, ogniska byśmy tym nie rozpalili, ale wielkie brawa dla naszej całuśnej pary! Wracamy do gry przy stanie 8:6 dla gości!
Po przegranym w tie-breaku meczu moim jedynym marzeniem było otulenie się puszystą kołdrą i odpłynięcie do krainy snu. Żeby nie tłuc się po nocach autobusem i dać zawodnikom chociaż trochę odpocząć, do Bełchatowa mieliśmy wrócić jutro rano. Po przebraniu się w piżamę i zmyciu makijażu mój cel był tylko jeden. Zanim mi się to jednak udało, odebrałam telefon.
- Dobrze się bawisz?
- Tak skarbie, ciebie też bardzo miło słyszeć.
- Myślisz, że jak jesteś poza domem to nie wiem co robisz?
- Co masz na myśli?
- Tak się składa, że widziałem ten pieprzony mecz w telewizji.
- No i co w związku z tym?
- Jakim prawem przylizałaś się z tym frajerem?!
Na te słowa automatycznie wybuchłam śmiechem, co wyraźnie wyprowadziło Igora z równowagi.
- Jeszcze cię to bawi?!
- Koteczku, po pierwsze to nie przylizałam, tylko pocałowałam w policzek, a po drugie nie z własnej woli.
- Jasne, tłumacz sobie, ale ze mnie nie zrobisz jelenia! Kiedy masz zamiar pojawić się w domu?
- Wyjeżdżamy jutro o 9, więc jakoś po południu.
- Wrócimy do tej rozmowy – powiedział spokojniej.
- Wydaje mi się, że nie ma sensu. Do jutra skarbie – odparłam z uśmiechem i rozłączyłam się.
Myśląc, że wreszcie mogę położyć się spać, po raz kolejny wyprowadzono mnie z błędu. Kolejne połączenie.
- Czy wyście się poumawiali? – zaśmiałam się.
- Kto?
- Nieważne. Co słychać?
- Przepraszam, że ostatnio nie miałem dla ciebie czasu, ale byłem dość zajęty.
- Nie szkodzi. 
- Może spotkamy się w następny weekend? Wpadłbym do ciebie, albo ty przyjedziesz do mnie.
- Ja wpadnę do ciebie. To co? Następna sobota, tak?
- Tak. 
- W takim razie do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Gdy spojrzałam na godzinę wyświetloną w telefonie, nie bacząc już na nic zgasiłam światło i zakopałam się pod kołdrą. Nie minęło pięć minut, a nareszcie zasnęłam.
Droga powrotna minęła równie sprawnie co poprzednio. Na moje nieszczęście zaczęło niemiłosiernie padać, a parasol oczywiście musiał zostać w domu. Założyłam kaptur na głowę i ruszyłam przed siebie, mając do pokonania dystans dzielący halę od mieszkania.
- Chodź, podwieziemy cię.
- Nie trzeba, przejdę się.
- Przecież pada, rozchorujesz się.
- Nie, ale dzięki za propozycję.
- Jak chcesz.
Moje uparcie wygrało z rozumem i nim się pojawiłam w domu, byłam przemoczona do suchej nitki. Przekroczyłam próg domu i ujrzałam Igora oglądającego telewizję.
- No nareszcie jesteś.
- Zrób mi herbaty – poprosiłam.
- Nie wzięłaś parasola?
- Nie wzięłam pod uwagę możliwości opadów.
- Chodź tu głupolu – zaśmiał się i cmoknął mnie w czoło – A teraz idź się przebrać, bo z dywanu zrobi się basen.
Po chwili wróciłam do kuchni i dorwałam się do kubka gorącego napoju.
- Mieliśmy pogadać, pamiętasz?
- Mówiłam ci przecież, że nie ma o czym.
- Całowałaś się ze swoim byłym do cholery.
- Proszę cię, nie osłabiaj mnie.
- Dalej coś do niego masz?!
- Nie! Nie mam! Zrozum, że jesteś tylko ty.
- Mam nadzieję, bo nie dam zrobić z siebie frajera.
- Nie myśl już o tym – odparłam i przywarłam do jego ust, wzbudzając w nim niemałe zadowolenie, które doprowadziło nas wprost do łóżka w sypialni...

_______________________________________________________________

Oto rozdział dziesiąty :) Miał się pojawić trochę szybciej, ale tak się złożyło, że jest dopiero teraz ;) Co słychać? Jakieś weekendowe plany? :) Jedenastka już w niedzielę, a jako że nie wiem co by tu jeszcze napisać, po prostu pożegnam się z Wami i prześlę buziaki ;* Do niedzieli ;)

#uzależniona_od_siatkówki

1 komentarz:

  1. Rozdział jest świetny, choć nie mogę zrozumieć postępowania Alicji. Czekam na następny:) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń