ROZDZIAŁ V
Dwa tygodnie później...
- Gratuluję - powiedziałam spokojnie,
próbując podać Facu rękę, ale on wyczuł że się zgrywam i wziął mnie w swoje
ramiona, potrząsając z radości całym moim ciałem.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę! -
mówił.
- Widzę - zaśmiałam się.
- Musimy to jakoś uczcić!
- Na pewno będziecie świętować z drużyną
- uśmiechnęłam się i przeniosłam wzrok na jego kolegów, którzy skakali i
obejmowali się na boisku.
- To swoją drogą - odpowiedział.
- Co masz na myśli? - mówiłam, stale się
uśmiechając.
- Dobrze wiesz. W końcu muszę cię zabrać
na tą pierwszą randkę, prawda?
- Pierwszą randkę? Tak to nazwałeś?
- A jak inaczej?
- No nie wiem czy wspólne wyjście po
trzech tygodniach znajomości można nazwać już randką - droczyłam się z nim.
- Można i ja to tak nazywam, ale zanim ze
mną, czeka cię randka z 20 innymi facetami - zaśmiał się. - Chodźmy się
przebrać - dodał.
Po wygranym meczu wspólnie z całą ekipą udaliśmy się do lokalu aby to uczcić. Świetnie bawiłam się z Facundo, który nie
odstępował mnie na krok mimo tłumu dziewczyn, który go otaczał. Kilka godzin
później opuściliśmy klub i udaliśmy się na wspólny spacer.
- Wiesz która jest godzina? - spytałam
śmiejąc się.
- Eeee... nie. A czy to ważne? -
odpowiedział równie zadowolony. Obydwoje trochę wypiliśmy, dlatego
czuliśmy się tacy uradowani.
- Super się dzisiaj bawiłam -
powiedziałam i podeszłam do barierki mostku, przez który akurat
przechodziliśmy.
- Cały ten dzień był super - odparł i
dołączył do mnie. - Nie jest ci zimno?
- Mi? Jestem Polką, więc zawsze mi gorąco
- uśmiechnęłam się i spojrzałam na niego zalotnie.
- Ej, to mój tekst - zaśmiał się.
- Już nie - zbliżyłam się i złapałam za
kołnierzyk wystającej koszuli.
- Myślisz o tym samym co ja? - wyszeptał,
na co tylko przygryzłam wargę.
Facundo przyciągnął mnie do siebie i
spojrzał w oczy. Po chwili poczułam na swoich ustach delikatny pocałunek.
Objęłam go rękoma i odwzajemniłam to, tym razem bardziej namiętnie. Nasze
oddechy przyspieszyły, a moje serce przekroczyło chyba dwukrotnie dozwoloną
szybkość bicia.
- Chyba powinniśmy już iść - powiedziałam
i zaczęłam się śmiać, po czym ponowiłam pocałunek.
Kilka minut później uznaliśmy, że trzeba
wracać do domu tym bardziej, że czułam wpływ procentów na swoje ciało.
- Spotkamy się jutro? - spytał Facu,
kiedy staliśmy przed budynkiem mojego mieszkania.
- Już jest jutro - uśmiechnęłam się.
- Nie łap mnie za słówka.
- Mogę cię złapać za coś innego -
odparłam i nie mogłam opanować śmiechu.
- Idź już lepiej do tego domu wariatko -
zawtórował mi.
- Do dzisiaj - wyszeptałam i
cmoknęłam go w policzek, po czym skierowałam się w końcu w kierunku drzwi.
Rano...
- No dzień dobry pani - powiedział Adam i
wparował mi w pokoju, zastając mnie w nim w stanie totalnego nieogarnięcia.
- Muszę wstawać? - wymamrotałam zaspana.
- Na szczęście nie - zaśmiał się.
- Dzięki Bogu - odparłam.
- Widzę, że ktoś tu nieźle zabalował -
zauważył i wcisnął mi się pod kołdrę.
- Byłam z chłopakami w lokalu uczcić ich
zwycięstwo.
- No widzisz, a tak narzekałaś jak szłaś
na praktyki. Ja co najwyżej mogę świętować to, że pani Stasia zrobiła 20
przysiadów zamiast 10 - zażartował.
Cieszyłam się, że jest niedziela i nie
muszę podnosić się z łóżka, jednak zmusił mnie to tego dźwięk telefonu, który
leżał na biurku przy oknie. Spojrzałam na wyświetlacz, jednak numer nic mi nie
mówił.
- Halo?
- Cześć, nie obudziłem cię?
Kiedy usłyszałam głos po drugiej stronie,
byłam już pewna z kim rozmawiam.
- Czego chcesz?
- Słyszałem, że tymczasowo mieszkasz w
Bełchatowie. Tak się składa, że będę tam dzisiaj i może to dobra okazja, żebyśmy
mogli się spotkać i pogadać?
- Chyba cię pogięło. Nie mam zamiaru z
tobą rozmawiać, ani tym bardziej widzieć twojej paskudnej gęby.
- Po co od razu te nieuprzejmości?
Zawsze lubiłem twój charakterek, ale gdzie te czasy, kiedy mówiłaś do mnie
"skarbie"?
- Może minęły wtedy, kiedy przez ciebie zaczęłam regularnie lądować na izbie przyjęć? Albo kiedy zastałam się w łóżku z moją kuzynką?! Skąd
w ogóle masz mój numer?! Odpieprz się ode mnie człowieku raz na zawsze! -
krzyknęłam i rzuciłam telefonem gdzieś przed siebie, po czym usiadłam w fotelu
i westchnęłam ciężko próbując opanować emocje.
- Kto dzwonił? - spytał Adam, który
podszedł i kucnął przede mną.
- Zgadnij.
- Jak dorwał twój numer?
- Nie wiem, ale już zdołał wyprowadzić
mnie z równowagi - odparłam drżącym głosem.
- Nie przejmuj się nim, to już przeszłość
- powiedział Adam i przytulił mnie, abym całkiem się nie rozsypała.
- Ciągle mam to przed oczami.
- Minął prawie rok - mówił i gładził mnie
rękoma po plecach. - Musisz w końcu o tym zapomnieć.
- Powiedział, że będzie dziś w
Bełchatowie. A co jeśli mnie znajdzie?
- Pewnie się zgrywał. Jeśli chcesz, będę
z tobą przez cały dzień i nie odstąpię cię na krok - powiedział i uśmiechnął
się, ocierając jednocześnie jedną z łez, której nie byłam w stanie powstrzymać.
- Jesteś najlepszy - wyszeptałam i wtuliłam się
w niego jeszcze mocniej.
Później...
- Dobrze. Będę za dwie godziny. Tak, na
pewno. Ja ciebie też. Do zobaczenia.
- Co się stało? - spytałam.
- Dzwoniła moja matka. Ojciec znowu się
gorzej poczuł i jest w szpitalu. Muszę pojechać do Warszawy.
- To coś poważnego?
- Pewnie znowu przeholował, ale matka wariuje więc muszę jechać. Postaram się jak najszybciej
wrócić - odpowiedział i zaczął ubierać buty.
- Gdyby coś się działo to dzwoń, no i
pozdrów tatę - uśmiechnęłam się i odprowadziłam go wzrokiem.
- Do wieczora.
Nie wiedziałam za bardzo co ze sobą
zrobić. Pokręciłam się po domu i posprzątałam trochę. W sumie skończyło się to
tak, że wylądowałam przed telewizorem i zaczęłam oglądać jakiś przypadkowy
program. Chwilę później usłyszałam dźwięk oznaczający nadchodzące połączenie.
Znów nieznany numer. Odebrałam tylko telefon, lecz nie odzywałam się i czekałam
aż ktoś zrobi to jako pierwszy.
- Ala?
Okazało się, że to Facundo. Od razu mi
ulżyło i zaczęłam rozmowę.
- Cześć przystojniaku - zaśmiałam się.
- O, jakie miłe powitanie. Właśnie
takie, jakiego się spodziewałem - zawtórował mi. - Bardzo się nudzisz?
- To zależy co masz na myśli.
- Jeśli tak, to może ponudzimy się
razem? Wpadłabyś do mnie?
- Bardzo kusząca propozycja, ale jest
jeden problem.
- Jaki?
- Nie mam pojęcia gdzie mieszkasz. Nawet
nie miałam twojego numeru telefonu. Jak to się w ogóle stało? - spytałam
wesoło.
- Przecież wczoraj zapisywałaś go
sobie na ręce. Mówiłem żebyś wpisała do telefonu, ale wolałaś rękę. A adres to
nie problem.
- Eee... serio? - zdziwiłam się, po czym
automatycznie spojrzałam na rękę i zauważyłam zamazany tusz długopisu, którego
widocznie nie domyłam rano.
- Serio - zaśmiał się. - To
jak? Przyjdziesz?
Przez chwilę się zawahałam. Znaliśmy się
z Facundo ledwo trzy tygodnie i bałam się, że to za szybko się rozwija a poza
tym bałam się, że chodzi mu tylko o zabawę moim kosztem zwłaszcza, że niedawno
rozstał się z dziewczyną. Mimo to coś mnie do niego ciągnęło i chyba właśnie
dlatego zgodziłam się na jego propozycję.
- Dawaj ten adres, niedługo będę.
Jak to zwykle miałam w zwyczaju,
spędziłam przy szafie wybierając jakieś fajne ciuchy z dobre pół godziny. W
końcu wybór padł na prosty i nieskomplikowany zestaw, bo przecież nie
idziemy do jakiejś ekskluzywnej restauracji, tylko będziemy u niego w
mieszkaniu. Podmalowałam lekko oczy i usta, spryskałam ulubioną perfumą i w ten
sposób byłam gotowa do wyjścia. Przez okno zauważyłam, że znów pada dlatego
zgarnęłam jeszcze parasol i zamknęłam w końcu drzwi, kierując się pod wskazany
przez Facundo adres.
Zrobiło się
pochmurno, przez co też trochę ciemnawo. Facu powiedział, że wyjdzie w moją
stronę abym mogła bez problemu do niego trafić, ale póki co założyłam słuchawki
i samotnie przemierzałam drogę zatracając się w muzyce.
Po kilkunastu minutach
drogi poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Byłam przekonana, że to Argentyńczyk,
jednak okazało się, że spełnił się mój najczarniejszy scenariusz.
- Tak myślałem, że
prędzej czy później się spotkamy.
- Czego ode mnie
chcesz?
- Porozmawiać,
powspominać...
- Zostaw mnie w
spokoju - powiedziałam i przyspieszyłam kroku, ale Igor był szybszy.
- Nie skończyłem.
- Ale ja z tobą
skończyłam, rok temu - starałam się zachować opanowanie i nie dać po sobie
poznać strachu.
- Tak ci się tylko
wydaje. Myślisz, że można mnie tak po prostu zostawić?
- Daj mi spokój,
proszę.
- Ja też prosiłem,
uprzedzałem żebyś tego nie robiła i zobacz, znów się spotykamy - uśmiechnął się
podstępnie. - To przeznaczenie - dodał.
- Nie powinieneś
być teraz na odwyku? - spytałam, myśląc jednocześnie jak wybrnąć z tej
sytuacji.
- To nie dla mnie.
Nie ma tam takich dziewczyn jak ty - szepnął i zbliżył się aby przejechać
dłonią po moim policzku.
- N-nie dotykaj
mnie.
- Jeszcze do
niedawna to lubiłaś. Nie tylko tu, ale i tu - mówił, próbując położyć dłoń
niżej, ale strąciłam ją zdecydowanie.
- Posłuchaj mnie
ty...! - nie zdążył skończyć, bo jak najszybciej zaczęłam od niego uciekać.
- Stój! - krzyczał,
a po chwili złapał mnie i patrzył tylko tym swoim nieobecnym wzrokiem. - Taka
piękna i nie moja. Jak to się w ogóle mogło stać? - mówił chyba sam do siebie.
- Igor, puść -
poprosiłam, a on o dziwo posłuchał.
- Niedługo znów się
spotkamy - powiedział cicho i kiedy już miał się oddalać, wymierzył siarczysty
cios w mój policzek.
Stanęłam jak wryta,
obserwując tylko jego drogę w nieznanym mi kierunku. Miałam ochotę się
rozpłakać, ale nie byłam w stanie wydobyć ani jednej łzy. Byłam zszokowana
zaistniałą przed chwilą sytuacją i jedyne co udało mi się zrobić, to złapać za
obolałe miejsce. Niemal podskoczyłam w miejscu, kiedy usłyszałam dzwoniący
telefon.
- Halo? - starałam
się brzmieć jak najbardziej naturalnie.
- Gdzie ty się
podziewasz? Jestem już w połowie drogi, a ciebie dalej nie ma - zaśmiał się
Facu.
- Już idę.
Przepraszam - odparłam i szybko się rozłączyłam.
Po kilku minutach
zauważyłam charakterystyczną i znaną mi sylwetkę.
- No nareszcie! Już
myślałem, że zabłądziłaś - uśmiechnął się chłopak.
- Nie, po prostu
trochę później wyszłam z domu.
- Coś się stało?
- Nie, dlaczego pytasz?
- spojrzałam na niego.
- Masz taką minę,
jakbyś była z czegoś niezadowolona.
- Bo jestem -
odpowiedziałam i dopiero teraz moje emocje wzięły górę, co skończyło się
płaczem na środku ulicy.
- Alicja, co się
dzieje? - zapytał i starał się unieść mój podbródek, ale byłam tak zażenowana,
zła i roztrzęsiona, że miałam tylko ochotę zapaść się pod ziemię. - Chodź,
musimy pogadać - dodał, po czym delikatnie złapał mnie za rękę i zaprowadził
wprost do swojego mieszkania.
Później...
- Dlaczego mi o tym
nie powiedziałaś?
- Już nikomu o tym
nie mówię, to zbyt bolesne wspomnienia - oparłam i upiłam łyk przygotowanej
przez Facundo herbaty, siedząc wygodnie na jego kanapie. - Poza tym znamy się
tak krótko, że nawet dzisiaj miałam wątpliwości czy powinnam tu przychodzić -
dodałam.
- Ale jednak
przyszłaś - uśmiechnął się.
- Bo bardzo cię
lubię - powiedziałam i próbowałam odwzajemnić uśmiech.
- Ja ciebie też -
odpowiedział i zbliżył się, kładąc dłoń na mojej dłoni. Wiedziałam do
czego to zmierza, ale nie chciałam w tym momencie do czegokolwiek dopuszczać .
- Przepraszam Facu,
nie mogę.
- A nie pamiętasz co się działo wczoraj?
- Pamiętam, ale
szczerze mówiąc, to to chyba nie powinno się stać, zwłaszcza po alkoholu.
- Czyli żałujesz? -
spytał, a po jego minie stwierdziłam, że lekko się zirytował.
- Nie chodzi o to.
Po prostu to chyba jakoś za szybko się dzieje.
- Nie rozumiem cię.
- Rozumiesz. Bardzo
dobrze rozumiesz i musisz przyznać, że mam rację.
- Nie masz.
Najpierw chcesz się całować, potem nie chcesz. Ciągle zmieniasz zdanie.
- Przecież wiesz
dlaczego.
- Wiem, ale to nie
jest powód żeby aż tak wydziwiać - zdenerwował się.
- Że co? Że ja
wydziwiam? W momencie przegiąłeś - odparłam równie poirytowana i zerwałam się z
kanapy.
- Poczekaj -
uspokoił ton.
- Chyba nie mam na
co - powiedziałam cicho i zabrałam swoje rzeczy, po czym opuściłam jego
mieszkanie.
Kiedy wróciłam do
domu, dochodziła 21. Adama jeszcze nie było, lecz po krótkim telefonie do niego
dowiedziałam się, że przyjedzie dopiero jutro rano. Nie wiedząc co ze sobą zrobić,
udałam się do łazienki wziąć długą kąpiel, po czym poprzeglądałam trochę
Internet i poszłam spać.
Rano...
- Ala? - obudził
mnie znajomy głos.
- Nareszcie jesteś
- powiedziałam i wtuliłam się w niego.
- Widzę, że się
stęskniłaś - zaśmiał się.
- Bardzo! Jak tata?
Lepiej się czuje?
- Tak. Przytrzymali
go trochę pod kroplówką, dali leki i puścili do domu.
- To dobrze -
uśmiechnęłam się i chciałam wstać z łóżka, ale Adam mnie zatrzymał.
- Co to jest?
- Niby co? -
udawałam.
- To na twarzy -
powiedział dosadnie.
- Nic takiego.
Dobra trzeba się powoli zbierać.
Zbywałam ciągłe
pytania Adama, a sam ślad po uderzeniu zatuszowałam pudrem. Przyszykowałam się
do wyjścia do "Energii", a po pół godzinie byłam już na miejscu. Od
razu kiedy weszłam na boisko, zauważyłam brak Facundo. Nie chciałam dać po
sobie poznać, że bardzo chciałabym się dowiedzieć dlaczego go nie ma, dlatego
spróbowałam wyciągnąć tą informację sposobem.
- Mogłabym dziś
spróbować porobić statystyki? - spytałam.
- Jeśli chcesz to
proszę bardzo.
- Eem, ok. No to
kogo mam wpisać?
- Kłos i Wrona
środek, Nico rozegranie, Mario ze zmianą atak, Ferdi ze zmianą libero no i na
przyjęciu Włodi i Marechal ze zmianą na Winiara.
- A Conte?
- Dzisiaj go nie
będzie.
- Coś mu się stało?
- dociekałam.
- Nie. Po prostu
dziś nie przyjdzie. Dobra! Jesteśmy gotowi! - krzyknął statystyk, a po chwili
zaczęła się gra.
Nie dowiedziałam
się zbyt wiele, jednak jego nieobecność nie dawała mi spokoju. Kiedy wyszłam z
hali po skończonych zajęciach, biłam się z myślami czy zadzwonić do niego, czy
nie. W końcu odważyłam się na wybranie odpowiedniego numeru, odczekałam chwilę,
a następnie usłyszałam po drugiej stronie :
- Kto mówi? Facundo
nie może teraz rozmawiać.
To był kobiecy
głos. W dodatku hiszpański. Byłam nieźle zdezorientowana, dlatego rozłączyłam
się szybko i zaczęłam zastanawiać kto to. Po chwili mnie olśniło. Jego
"była" dziewczyna. Poczułam się jak idiotka i zaczęłam śmiać sama z siebie. Nie był to jednak śmiech radości, ale tego jak bardzo jestem głupia
i naiwna.
Później...
- Adam, chodźmy na
imprezę.
- Impreza? W
poniedziałek? Oszalałaś? - zaśmiał się.
- No to nie wiem,
sami zróbmy imprezę, chodźmy gdzieś, zróbmy cokolwiek.
- A co cię tak
nagle wzięło?
- Po prostu muszę
się rozerwać. Siedzimy w tej dziurze prawie miesiąc i już zapomniałam co to
dobra zabawa. Muszę odreagować - odparłam. - To jak? Jesteś za? - spytałam i
zrobiłam proszącą minę.
- Jeśli chcesz to
mogę zadzwonić do Roberta i Lidki, może wpadną.
- Dzwoń!
Na szczęście dla
mnie Robert i Lidia zgodzili się przyjść i przynieść jakieś procentowe napoje.
Czułam niepohamowaną chęć aby choć na chwilę odciąć się od tych wszystkich
problemów, które w ostatnim czasie się nawarstwiły. Myśl, że musiałam spędzić w
Bełchatowie jeszcze 5 miesięcy była trochę przytłaczająca tym
bardziej, że poza Adamem nie miałam tu nikogo bliskiego.
Wieczorem...
- Nie wiem nad czym
ty się zastanawiasz. Przecież ty i Adam jesteście dla siebie stworzeni - mówiła
Lidka, dziewczyna Roberta.
- Tak ci się tylko
wydaje - odpowiedziałam, kończąc dopijać już 5 albo 6 drinka.
- Gdybym nie była z
tym wariatem, to kto wie - zaśmiała się i spojrzała na reakcję swojego
chłopaka.
- Wódka się
skończyła - wymamrotałam niepocieszona.
- Mamy jeszcze wino
- powiedział Robert i wskazał na torbę leżącą na szafce, a ja nie zastanawiając
się długo dorwałam butelkę i zaczęłam rozlewać jej zawartość do kieliszków.
- Nie przesadzasz?
Wino i wódka to nie jest dobre połączenie - skwitowała Lidka.
- Raz się żyje! -
krzyknęłam i porwałam za sobą czerwoną ciesz, po czym zaczęłam pląsać do
puszczonej przez chłopaków muzyki.
Rano...
- Alka, jest po 8.
Spóźnisz się - mówił Adam próbując mnie dobudzić.
- Nie. Nigdzie
nie pójdę. Niedobrze mi - odparłam i rzuciłam się pędem do łazienki.
- Ej, mała?
Poradzisz sobie? Muszę już iść - usłyszałam przez drzwi.
- Tak.
- Spróbuję się
szybciej wyrwać. Zadzwoń do szefa czy kogo tam i powiedz że nie przyjdziesz. Do
później!
Czułam się
okropnie. To był rzeczywiście zły pomysł żeby tak wczoraj namieszać, ale czułam
się wtedy taka szczęśliwa i beztroska. Poszukałam swojego telefonu i wybrałam
numer do "Energii". Nie byłam w stanie się dziś tam pojawić, dlatego
musiałam o tym uprzedzić trenera.
- Dzień dobry,
tutaj Alicja Mianowska. Przepraszam, ale jestem chora i nie dam rady pojawić
się w hali.
- To coś
poważnego?
- Eem, nie.
Zatrucie pokarmowe. Jutro na pewno będę. Czy to jakiś problem?
- Jeśli to
jednodniowa przypadłość, to nic się nie dzieje, ale proszę przyjść jutro.
- Oczywiście.
Dziękuję, do zobaczenia - powiedziałam i rozłączyłam się, po czym ostatkiem sił
doczłapałam się do łóżka i zasnęłam.
Kilka godzin
później...
Obudził mnie
dzwonek do drzwi. Ciągle było mi słabo, dlatego zajęło to trochę czasu zanim
poszłam je otworzyć. Kiedy mi się udało, ujrzałam stojącego w progu Facundo.
- Co ty tu robisz?
- spytałam niewyraźnie.
- Słyszałem, że
jesteś chora więc chciałem sprawdzić jak się czujesz.
- A od kiedy to cię
tak interesuje? - mówiłam ledwo słyszalnie i walczyłam z tym, aby ustać na
równych nogach.
- Przestań się
zgrywać i lepiej wpuść mnie do środka - zaśmiał się.
- Wyjdź -
powiedziałam i zachwiałam się lekko, ale Facu podszedł i przytrzymał mnie w
pionie.
- Chodź. Musisz się
położyć - oznajmił i trzymając mnie za rękę zaczął prowadzić na kanapę.
- Puść mnie -
wyrwałam się i usiadłam o własnych siłach.
- Co się stało? -
zapytał i zajął miejsce tuż obok.
- Za dużo wypiłam.
Teraz jak już wiesz to możesz wyjść.
- Wyjdę, ale
najpierw powiedz mi o co ci chodzi.
- Naprawdę nie
wiesz?
- Jesteś zła o to
co wczoraj powiedziałem? Zagalopowałem się. Przecież wiesz, że czasem coś palnę
bez sensu. To był taki impuls. W końcu jestem Argentyńczykiem i...
- Dobrze, skończ -
przerwałam mu.
- Ala, no wcale tak
nie myślałem, naprawdę - zaśmiał się.
- Jeśli naprawdę
nie wiesz o co mi chodzi, to może twoja dziewczyna ci to wyjaśni. Przez telefon
miała bardzo miły głos - powiedziałam ironicznie.
- Jaka dziewczyna?
Przecież nie jesteśmy już ze sobą od miesiąca.
- Czyli co? Masz
sekretarkę, która obiera twoje telefony?
- Zaraz, zaraz.
Kiedy właściwie dzwoniłaś?
- Wczoraj. Byłam
ciekawa czemu cię nie ma. Teraz już wiem.
Nagle Facundo
wybuchnął głośnym śmiechem i spojrzał na mnie tak, jak bym była co najmniej jakaś
upośledzona.
- Co cię tak bawi?
- zdenerwowałam się.
- To, że wzięłaś
moją siostrę za moją dziewczynę - odpowiedział.
- Jak to siostrę? -
zdziwiłam się.
- Normalnie. Moja
siostra wpadła z niezapowiedzianą wizytą i dlatego odpuściłem wczoraj trening -
śmiał się.
- Serio? - spytałam
i automatycznie spaliłam buraka.
- Serio -
powiedział i spojrzał na mnie łagodnie - Ładnie ci z takimi rumieńcami - dodał
i chciał się zbliżyć, ale mój żołądek skutecznie mu to utrudnił.
- Niedobrze mi! -
krzyknęłam i po raz drugi dzisiaj wylądowałam w objęciach sedesu.
Po chwili...
- Już ok?
- Tak - odparłam
zażenowana faktem, że wszystko widział i słyszał.
W tym momencie
otworzyły się drzwi, co oznaczało powrót Adama.
- Ala?
Mój przyjaciel
pokierował się od razu do łazienki i ujrzał mnie i Facundo razem.
- Eee, cześć? -
powiedział zdezorientowany.
- Cieść - odpowiedział
Facu.
- Adam, to jest
Facundo Conte, siatkarz Skry. Facu, to mój przyjaciel Adam - przedstawiłam ich
sobie, co nie zmieniało faktu, że była to niezręczna sytuacja.
- Wiem kim jesteś.
Znam cię z telewizji. To znaczy z meczów z telewizji. Siema stary - przywitał
się radośnie Adam.
- On cię nie
rozumie. Nie mówi po polsku - zaśmiałam się.
- To może ja już
pójdę - oznajmił Facu, oczywiście po hiszpańsku.
- Co on powiedział?
- dopytywał się Adam, który najwyraźniej był podekscytowany widokiem siatkarza
w naszej... ekhem... łazience.
- Że musi już iść -
odpowiedziałam mu.
- Nie! Niech
zostanie! - domagał się. - Może jakieś piwko strzelimy albo coś - dodał i
spojrzał na niego.
- Adam chce żebyś
został, ale chyba powinieneś już iść.
- Czemu? Skoro
chce.
- Ja nie chcę. To
znaczy nie chcę, żebyś mnie oglądał w takim stanie, a poza tym głupio się czuję
- wytłumaczyłam mu.
- Pójdę pod jednym
warunkiem - zaśmiał się.
- No jakim? -
westchnęłam ciężko.
W odpowiedzi wskazał tylko palcem na swój policzek, co wyraźnie oznaczało, że chciałby zostać w tym miejscu obdarowany pocałunkiem.
- Chyba sobie
żartujesz - odpowiedziałam i przeniosłam wzrok na wciąż podekscytowanego Adama.
- No to zostanę i
uwinę sobie z twoim kumplem miłą pogawędkę przy piwku - powiedział. Na pewno
dogadałby się z Adamem. Nawet myślą o tym samym.
- Proszę cię, Facu.
- Ok, idę sobie.
Widzimy się jutro, tak?
- Tak - odparłam i
uśmiechnęłam się.
- Ale daje od
ciebie tanim winem - skomentował śmiejąc się, na co ja już bezradnie
przewróciłam oczami.
- Do jutra -
powiedziałam i odprowadziłam go do drzwi.
- Do jutra.
Po chwili...
- Nie chwaliłaś
się, że masz takie kontakty z siatkarzami - powiedział Adam.
- Bo nie mam -
wzruszyłam ramionami.
- A to to co było?
Wiesz jak ten gościu wymiata na boisku?
- Wiem, bo już od
miesiąca to oglądam - zaśmiałam się.
- No tak,
zapomniałem - zawtórował mi.
- Wyglądam jak
zwłoki - zaczęłam marudzić.
- Nie jest tak źle.
No może poza tym zapachem wina.
Czy on i Facu są
jakoś telepatycznie połączeni? I jeden i drugi powiedzieli o tym samym w ciągu
kilku minut. Rozbawiona odparłam :
- Dobrze! Idę się
wykąpać! A ty pamiętaj, że jeśli znowu będę chciała się upić, to walnij mnie
porządnie w czoło - dodałam i skierowałam się wprost do wanny w celu pozbycia się, jak to chłopcy subtelnie ujęli, "zapachu taniego wina"...
___________________________________________________________________________
Rozdział piąty ;) Trochę długaśny :D Jak widać dzieje się i to dużo. Za oknem nieciekawie, a już miałam nadzieję na dłuższą obecność słońca i ciepłych dni, oby niedługo takie były :) A co tam u Was? Jak mija leniwa niedziela? A może u kogoś nie jest aż tak leniwa? ;) Kolejny rozdział tradycyjnie w czwartek i mogę zdradzić, że coś się wydarzy. Co? Przekonacie się w czwartek :) Miłego dnia, kochani ;*
#uzależniona_od_siatkówki
świetny :) Proszę o info o następnym
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Nie ma sprawy ;)
OdpowiedzUsuń