niedziela, 26 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ V

ROZDZIAŁ V

Dwa tygodnie później...
- Gratuluję - powiedziałam spokojnie, próbując podać Facu rękę, ale on wyczuł że się zgrywam i wziął mnie w swoje ramiona, potrząsając z radości całym moim ciałem.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę! - mówił.
- Widzę - zaśmiałam się.
- Musimy to jakoś uczcić!
- Na pewno będziecie świętować z drużyną - uśmiechnęłam się i przeniosłam wzrok na jego kolegów, którzy skakali i obejmowali się na boisku.
- To swoją drogą - odpowiedział.
- Co masz na myśli? - mówiłam, stale się uśmiechając.
- Dobrze wiesz. W końcu muszę cię zabrać na tą pierwszą randkę, prawda?
- Pierwszą randkę? Tak to nazwałeś?
- A jak inaczej?
- No nie wiem czy wspólne wyjście po trzech tygodniach znajomości można nazwać już randką - droczyłam się z nim.
- Można i ja to tak nazywam, ale zanim ze mną, czeka cię randka z 20 innymi facetami - zaśmiał się. - Chodźmy się przebrać - dodał.
Po wygranym meczu wspólnie z całą ekipą udaliśmy się do lokalu aby to uczcić. Świetnie bawiłam się z Facundo, który nie odstępował mnie na krok mimo tłumu dziewczyn, który go otaczał. Kilka godzin później opuściliśmy klub i udaliśmy się na wspólny spacer.
- Wiesz która jest godzina? - spytałam śmiejąc się.
- Eeee... nie. A czy to ważne? - odpowiedział równie zadowolony. Obydwoje trochę wypiliśmy, dlatego czuliśmy się tacy uradowani.
- Super się dzisiaj bawiłam - powiedziałam i podeszłam do barierki mostku, przez który akurat przechodziliśmy.
- Cały ten dzień był super - odparł i dołączył do mnie. - Nie jest ci zimno?
- Mi? Jestem Polką, więc zawsze mi gorąco - uśmiechnęłam się i spojrzałam na niego zalotnie.
- Ej, to mój tekst - zaśmiał się.
- Już nie - zbliżyłam się i złapałam za kołnierzyk wystającej koszuli.
- Myślisz o tym samym co ja? - wyszeptał, na co tylko przygryzłam wargę.
Facundo przyciągnął mnie do siebie i spojrzał w oczy. Po chwili poczułam na swoich ustach delikatny pocałunek. Objęłam go rękoma i odwzajemniłam to, tym razem bardziej namiętnie. Nasze oddechy przyspieszyły, a moje serce przekroczyło chyba dwukrotnie dozwoloną szybkość bicia.
- Chyba powinniśmy już iść - powiedziałam i zaczęłam się śmiać, po czym ponowiłam pocałunek.
Kilka minut później uznaliśmy, że trzeba wracać do domu tym bardziej, że czułam wpływ procentów na swoje ciało.
- Spotkamy się jutro? - spytał Facu, kiedy staliśmy przed budynkiem mojego mieszkania.
- Już jest jutro - uśmiechnęłam się.
- Nie łap mnie za słówka.
- Mogę cię złapać za coś innego - odparłam i nie mogłam opanować śmiechu.
- Idź już lepiej do tego domu wariatko - zawtórował mi.
- Do dzisiaj - wyszeptałam i cmoknęłam go w policzek, po czym skierowałam się w końcu w kierunku drzwi.
Rano...
- No dzień dobry pani - powiedział Adam i wparował mi w pokoju, zastając mnie w nim w stanie totalnego nieogarnięcia. 


- Muszę wstawać? - wymamrotałam zaspana.
- Na szczęście nie - zaśmiał się.
- Dzięki Bogu - odparłam.
- Widzę, że ktoś tu nieźle zabalował - zauważył i wcisnął mi się pod kołdrę.
- Byłam z chłopakami w lokalu uczcić ich zwycięstwo.
- No widzisz, a tak narzekałaś jak szłaś na praktyki. Ja co najwyżej mogę świętować to, że pani Stasia zrobiła 20 przysiadów zamiast 10 - zażartował.
Cieszyłam się, że jest niedziela i nie muszę podnosić się z łóżka, jednak zmusił mnie to tego dźwięk telefonu, który leżał na biurku przy oknie. Spojrzałam na wyświetlacz, jednak numer nic mi nie mówił.
- Halo?
- Cześć, nie obudziłem cię?
Kiedy usłyszałam głos po drugiej stronie, byłam już pewna z kim rozmawiam.
- Czego chcesz?
- Słyszałem, że tymczasowo mieszkasz w Bełchatowie. Tak się składa, że będę tam dzisiaj i może to dobra okazja, żebyśmy mogli się spotkać i pogadać?
- Chyba cię pogięło. Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać, ani tym bardziej widzieć twojej paskudnej gęby.
- Po co od razu te nieuprzejmości? Zawsze lubiłem twój charakterek, ale gdzie te czasy, kiedy mówiłaś do mnie "skarbie"?
- Może minęły wtedy, kiedy przez ciebie zaczęłam regularnie lądować na izbie przyjęć? Albo kiedy zastałam się w łóżku z moją kuzynką?! Skąd w ogóle masz mój numer?! Odpieprz się ode mnie człowieku raz na zawsze! - krzyknęłam i rzuciłam telefonem gdzieś przed siebie, po czym usiadłam w fotelu i westchnęłam ciężko próbując opanować emocje.
- Kto dzwonił? - spytał Adam, który podszedł i kucnął przede mną.
- Zgadnij.
- Jak dorwał twój numer?
- Nie wiem, ale już zdołał wyprowadzić mnie z równowagi - odparłam drżącym głosem.
- Nie przejmuj się nim, to już przeszłość - powiedział Adam i przytulił mnie, abym całkiem się nie rozsypała.
- Ciągle mam to przed oczami.
- Minął prawie rok - mówił i gładził mnie rękoma po plecach. - Musisz w końcu o tym zapomnieć.
- Powiedział, że będzie dziś w Bełchatowie. A co jeśli mnie znajdzie?
- Pewnie się zgrywał. Jeśli chcesz, będę z tobą przez cały dzień i nie odstąpię cię na krok - powiedział i uśmiechnął się, ocierając jednocześnie jedną z łez, której nie byłam w stanie powstrzymać.
- Jesteś najlepszy - wyszeptałam i wtuliłam się w niego jeszcze mocniej.
Później...
- Dobrze. Będę za dwie godziny. Tak, na pewno. Ja ciebie też. Do zobaczenia.
- Co się stało? - spytałam.
- Dzwoniła moja matka. Ojciec znowu się gorzej poczuł i jest w szpitalu. Muszę pojechać do Warszawy.
- To coś poważnego?
- Pewnie znowu przeholował, ale matka wariuje więc muszę jechać. Postaram się jak najszybciej wrócić - odpowiedział i zaczął ubierać buty.
- Gdyby coś się działo to dzwoń, no i pozdrów tatę - uśmiechnęłam się i odprowadziłam go wzrokiem.
- Do wieczora.
Nie wiedziałam za bardzo co ze sobą zrobić. Pokręciłam się po domu i posprzątałam trochę. W sumie skończyło się to tak, że wylądowałam przed telewizorem i zaczęłam oglądać jakiś przypadkowy program. Chwilę później usłyszałam dźwięk oznaczający nadchodzące połączenie. Znów nieznany numer. Odebrałam tylko telefon, lecz nie odzywałam się i czekałam aż ktoś zrobi to jako pierwszy.
- Ala?
Okazało się, że to Facundo. Od razu mi ulżyło i zaczęłam rozmowę.
- Cześć przystojniaku - zaśmiałam się.
- O, jakie miłe powitanie. Właśnie takie, jakiego się spodziewałem - zawtórował mi. - Bardzo się nudzisz?
- To zależy co masz na myśli.
- Jeśli tak, to może ponudzimy się razem? Wpadłabyś do mnie?
- Bardzo kusząca propozycja, ale jest jeden problem.
- Jaki?
- Nie mam pojęcia gdzie mieszkasz. Nawet nie miałam twojego numeru telefonu. Jak to się w ogóle stało? - spytałam wesoło.
- Przecież wczoraj zapisywałaś go sobie na ręce. Mówiłem żebyś wpisała do telefonu, ale wolałaś rękę. A adres to nie problem.
- Eee... serio? - zdziwiłam się, po czym automatycznie spojrzałam na rękę i zauważyłam zamazany tusz długopisu, którego widocznie nie domyłam rano.
- Serio - zaśmiał się. - To jak? Przyjdziesz?
Przez chwilę się zawahałam. Znaliśmy się z Facundo ledwo trzy tygodnie i bałam się, że to za szybko się rozwija a poza tym bałam się, że chodzi mu tylko o zabawę moim kosztem zwłaszcza, że niedawno rozstał się z dziewczyną. Mimo to coś mnie do niego ciągnęło i chyba właśnie dlatego zgodziłam się na jego propozycję.
- Dawaj ten adres, niedługo będę.
Jak to zwykle miałam w zwyczaju, spędziłam przy szafie wybierając jakieś fajne ciuchy z dobre pół godziny. W końcu wybór padł na prosty i nieskomplikowany zestaw, bo przecież nie idziemy do jakiejś ekskluzywnej restauracji, tylko będziemy u niego w mieszkaniu. Podmalowałam lekko oczy i usta, spryskałam ulubioną perfumą i w ten sposób byłam gotowa do wyjścia. Przez okno zauważyłam, że znów pada dlatego zgarnęłam jeszcze parasol i zamknęłam w końcu drzwi, kierując się pod wskazany przez Facundo adres.
Zrobiło się pochmurno, przez co też trochę ciemnawo. Facu powiedział, że wyjdzie w moją stronę abym mogła bez problemu do niego trafić, ale póki co założyłam słuchawki i samotnie przemierzałam drogę zatracając się w muzyce.
Po kilkunastu minutach drogi poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Byłam przekonana, że to Argentyńczyk, jednak okazało się, że spełnił się mój najczarniejszy scenariusz.
- Tak myślałem, że prędzej czy później się spotkamy.
- Czego ode mnie chcesz?
- Porozmawiać, powspominać...
- Zostaw mnie w spokoju - powiedziałam i przyspieszyłam kroku, ale Igor był szybszy.
- Nie skończyłem.
- Ale ja z tobą skończyłam, rok temu - starałam się zachować opanowanie i nie dać po sobie poznać strachu.
- Tak ci się tylko wydaje. Myślisz, że można mnie tak po prostu zostawić?
- Daj mi spokój, proszę.
- Ja też prosiłem, uprzedzałem żebyś tego nie robiła i zobacz, znów się spotykamy - uśmiechnął się podstępnie. - To przeznaczenie - dodał.
- Nie powinieneś być teraz na odwyku? - spytałam, myśląc jednocześnie jak wybrnąć z tej sytuacji.
- To nie dla mnie. Nie ma tam takich dziewczyn jak ty - szepnął i zbliżył się aby przejechać dłonią po moim policzku.
- N-nie dotykaj mnie.
- Jeszcze do niedawna to lubiłaś. Nie tylko tu, ale i tu - mówił, próbując położyć dłoń niżej, ale strąciłam ją zdecydowanie.
- Posłuchaj mnie ty...! - nie zdążył skończyć, bo jak najszybciej zaczęłam od niego uciekać.
- Stój! - krzyczał, a po chwili złapał mnie i patrzył tylko tym swoim nieobecnym wzrokiem. - Taka piękna i nie moja. Jak to się w ogóle mogło stać? - mówił chyba sam do siebie.
- Igor, puść - poprosiłam, a on o dziwo posłuchał.
- Niedługo znów się spotkamy - powiedział cicho i kiedy już miał się oddalać, wymierzył siarczysty cios w mój policzek.
Stanęłam jak wryta, obserwując tylko jego drogę w nieznanym mi kierunku. Miałam ochotę się rozpłakać, ale nie byłam w stanie wydobyć ani jednej łzy. Byłam zszokowana zaistniałą przed chwilą sytuacją i jedyne co udało mi się zrobić, to złapać za obolałe miejsce. Niemal podskoczyłam w miejscu, kiedy usłyszałam dzwoniący telefon.
- Halo? - starałam się brzmieć jak najbardziej naturalnie.
- Gdzie ty się podziewasz? Jestem już w połowie drogi, a ciebie dalej nie ma - zaśmiał się Facu.
- Już idę. Przepraszam - odparłam i szybko się rozłączyłam.
Po kilku minutach zauważyłam charakterystyczną i znaną mi sylwetkę.
- No nareszcie! Już myślałem, że zabłądziłaś - uśmiechnął się chłopak.
- Nie, po prostu trochę później wyszłam z domu.
- Coś się stało?
- Nie, dlaczego pytasz? - spojrzałam na niego.
- Masz taką minę, jakbyś była z czegoś niezadowolona.
- Bo jestem - odpowiedziałam i dopiero teraz moje emocje wzięły górę, co skończyło się płaczem na środku ulicy.
- Alicja, co się dzieje? - zapytał i starał się unieść mój podbródek, ale byłam tak zażenowana, zła i roztrzęsiona, że miałam tylko ochotę zapaść się pod ziemię. - Chodź, musimy pogadać - dodał, po czym delikatnie złapał mnie za rękę i zaprowadził wprost do swojego mieszkania.
Później...
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś?
- Już nikomu o tym nie mówię, to zbyt bolesne wspomnienia - oparłam i upiłam łyk przygotowanej przez Facundo herbaty, siedząc wygodnie na jego kanapie. - Poza tym znamy się tak krótko, że nawet dzisiaj miałam wątpliwości czy powinnam tu przychodzić - dodałam.
- Ale jednak przyszłaś - uśmiechnął się.
- Bo bardzo cię lubię - powiedziałam i próbowałam odwzajemnić uśmiech.
- Ja ciebie też - odpowiedział i zbliżył się, kładąc dłoń na mojej dłoni. Wiedziałam do czego to zmierza, ale nie chciałam w tym momencie do czegokolwiek dopuszczać .
- Przepraszam Facu, nie mogę.
- A nie pamiętasz co się działo wczoraj?
- Pamiętam, ale szczerze mówiąc, to to chyba nie powinno się stać, zwłaszcza po alkoholu.
- Czyli żałujesz? - spytał, a po jego minie stwierdziłam, że lekko się zirytował.
- Nie chodzi o to. Po prostu to chyba jakoś za szybko się dzieje.
- Nie rozumiem cię.
- Rozumiesz. Bardzo dobrze rozumiesz i musisz przyznać, że mam rację.
- Nie masz. Najpierw chcesz się całować, potem nie chcesz. Ciągle zmieniasz zdanie.
- Przecież wiesz dlaczego.
- Wiem, ale to nie jest powód żeby aż tak wydziwiać - zdenerwował się.
- Że co? Że ja wydziwiam? W momencie przegiąłeś - odparłam równie poirytowana i zerwałam się z kanapy.
- Poczekaj - uspokoił ton.
- Chyba nie mam na co - powiedziałam cicho i zabrałam swoje rzeczy, po czym opuściłam jego mieszkanie.
Kiedy wróciłam do domu, dochodziła 21. Adama jeszcze nie było, lecz po krótkim telefonie do niego dowiedziałam się, że przyjedzie dopiero jutro rano. Nie wiedząc co ze sobą zrobić, udałam się do łazienki wziąć długą kąpiel, po czym poprzeglądałam trochę Internet i poszłam spać.
Rano...
- Ala? - obudził mnie znajomy głos.
- Nareszcie jesteś - powiedziałam i wtuliłam się w niego.
- Widzę, że się stęskniłaś - zaśmiał się.
- Bardzo! Jak tata? Lepiej się czuje?
- Tak. Przytrzymali go trochę pod kroplówką, dali leki i puścili do domu.
- To dobrze - uśmiechnęłam się i chciałam wstać z łóżka, ale Adam mnie zatrzymał.
- Co to jest?
- Niby co? - udawałam.
- To na twarzy - powiedział dosadnie.
- Nic takiego. Dobra trzeba się powoli zbierać.
Zbywałam ciągłe pytania Adama, a sam ślad po uderzeniu zatuszowałam pudrem. Przyszykowałam się do wyjścia do "Energii", a po pół godzinie byłam już na miejscu. Od razu kiedy weszłam na boisko, zauważyłam brak Facundo. Nie chciałam dać po sobie poznać, że bardzo chciałabym się dowiedzieć dlaczego go nie ma, dlatego spróbowałam wyciągnąć tą informację sposobem.
- Mogłabym dziś spróbować porobić statystyki? - spytałam.
- Jeśli chcesz to proszę bardzo.
- Eem, ok. No to kogo mam wpisać?
- Kłos i Wrona środek, Nico rozegranie, Mario ze zmianą atak, Ferdi ze zmianą libero no i na przyjęciu Włodi i Marechal ze zmianą na Winiara.
- A Conte?
- Dzisiaj go nie będzie.
- Coś mu się stało? - dociekałam.
- Nie. Po prostu dziś nie przyjdzie. Dobra! Jesteśmy gotowi! - krzyknął statystyk, a po chwili zaczęła się gra.
Nie dowiedziałam się zbyt wiele, jednak jego nieobecność nie dawała mi spokoju. Kiedy wyszłam z hali po skończonych zajęciach, biłam się z myślami czy zadzwonić do niego, czy nie. W końcu odważyłam się na wybranie odpowiedniego numeru, odczekałam chwilę, a następnie usłyszałam po drugiej stronie :
- Kto mówi? Facundo nie może teraz rozmawiać.
To był kobiecy głos. W dodatku hiszpański. Byłam nieźle zdezorientowana, dlatego rozłączyłam się szybko i zaczęłam zastanawiać kto to. Po chwili mnie olśniło. Jego "była" dziewczyna. Poczułam się jak idiotka i zaczęłam śmiać sama z siebie. Nie był to jednak śmiech radości, ale tego jak bardzo jestem głupia i naiwna.
Później...
- Adam, chodźmy na imprezę.
- Impreza? W poniedziałek? Oszalałaś? - zaśmiał się.
- No to nie wiem, sami zróbmy imprezę, chodźmy gdzieś, zróbmy cokolwiek.
- A co cię tak nagle wzięło?
- Po prostu muszę się rozerwać. Siedzimy w tej dziurze prawie miesiąc i już zapomniałam co to dobra zabawa. Muszę odreagować - odparłam. - To jak? Jesteś za? - spytałam i zrobiłam proszącą minę.
- Jeśli chcesz to mogę zadzwonić do Roberta i Lidki, może wpadną.
- Dzwoń!
Na szczęście dla mnie Robert i Lidia zgodzili się przyjść i przynieść jakieś procentowe napoje. Czułam niepohamowaną chęć aby choć na chwilę odciąć się od tych wszystkich problemów, które w ostatnim czasie się nawarstwiły. Myśl, że musiałam spędzić w Bełchatowie jeszcze 5 miesięcy była trochę przytłaczająca tym bardziej, że poza Adamem nie miałam tu nikogo bliskiego.
Wieczorem...
- Nie wiem nad czym ty się zastanawiasz. Przecież ty i Adam jesteście dla siebie stworzeni - mówiła Lidka, dziewczyna Roberta.
- Tak ci się tylko wydaje - odpowiedziałam, kończąc dopijać już 5 albo 6 drinka.
- Gdybym nie była z tym wariatem, to kto wie - zaśmiała się i spojrzała na reakcję swojego chłopaka.
- Wódka się skończyła - wymamrotałam niepocieszona.
- Mamy jeszcze wino - powiedział Robert i wskazał na torbę leżącą na szafce, a ja nie zastanawiając się długo dorwałam butelkę i zaczęłam rozlewać jej zawartość do kieliszków.
- Nie przesadzasz? Wino i wódka to nie jest dobre połączenie - skwitowała Lidka.
- Raz się żyje! - krzyknęłam i porwałam za sobą czerwoną ciesz, po czym zaczęłam pląsać do puszczonej przez chłopaków muzyki.
Rano...
- Alka, jest po 8. Spóźnisz się - mówił Adam próbując mnie dobudzić.
- Nie. Nigdzie nie pójdę. Niedobrze mi - odparłam i rzuciłam się pędem do łazienki.
- Ej, mała? Poradzisz sobie? Muszę już iść - usłyszałam przez drzwi.
- Tak.
- Spróbuję się szybciej wyrwać. Zadzwoń do szefa czy kogo tam i powiedz że nie przyjdziesz. Do później!
Czułam się okropnie. To był rzeczywiście zły pomysł żeby tak wczoraj namieszać, ale czułam się wtedy taka szczęśliwa i beztroska. Poszukałam swojego telefonu i wybrałam numer do "Energii". Nie byłam w stanie się dziś tam pojawić, dlatego musiałam o tym uprzedzić trenera.
- Dzień dobry, tutaj Alicja Mianowska. Przepraszam, ale jestem chora i nie dam rady pojawić się w hali.
- To coś poważnego?
- Eem, nie. Zatrucie pokarmowe. Jutro na pewno będę. Czy to jakiś problem?
- Jeśli to jednodniowa przypadłość, to nic się nie dzieje, ale proszę przyjść jutro.
- Oczywiście. Dziękuję, do zobaczenia - powiedziałam i rozłączyłam się, po czym ostatkiem sił doczłapałam się do łóżka i zasnęłam.
Kilka godzin później...
Obudził mnie dzwonek do drzwi. Ciągle było mi słabo, dlatego zajęło to trochę czasu zanim poszłam je otworzyć. Kiedy mi się udało, ujrzałam stojącego w progu Facundo.
- Co ty tu robisz? - spytałam niewyraźnie.
- Słyszałem, że jesteś chora więc chciałem sprawdzić jak się czujesz.
- A od kiedy to cię tak interesuje? - mówiłam ledwo słyszalnie i walczyłam z tym, aby ustać na równych nogach.
- Przestań się zgrywać i lepiej wpuść mnie do środka - zaśmiał się.
- Wyjdź - powiedziałam i zachwiałam się lekko, ale Facu podszedł i przytrzymał mnie w pionie.
- Chodź. Musisz się położyć - oznajmił i trzymając mnie za rękę zaczął prowadzić na kanapę.
- Puść mnie - wyrwałam się i usiadłam o własnych siłach.
- Co się stało? - zapytał i zajął miejsce tuż obok.
- Za dużo wypiłam. Teraz jak już wiesz to możesz wyjść.
- Wyjdę, ale najpierw powiedz mi o co ci chodzi.
- Naprawdę nie wiesz?
- Jesteś zła o to co wczoraj powiedziałem? Zagalopowałem się. Przecież wiesz, że czasem coś palnę bez sensu. To był taki impuls. W końcu jestem Argentyńczykiem i...
- Dobrze, skończ - przerwałam mu.
- Ala, no wcale tak nie myślałem, naprawdę - zaśmiał się.
- Jeśli naprawdę nie wiesz o co mi chodzi, to może twoja dziewczyna ci to wyjaśni. Przez telefon miała bardzo miły głos - powiedziałam ironicznie.
- Jaka dziewczyna? Przecież nie jesteśmy już ze sobą od miesiąca.
- Czyli co? Masz sekretarkę, która obiera twoje telefony?
- Zaraz, zaraz. Kiedy właściwie dzwoniłaś?
- Wczoraj. Byłam ciekawa czemu cię nie ma. Teraz już wiem.
Nagle Facundo wybuchnął głośnym śmiechem i spojrzał na mnie tak, jak bym była co najmniej jakaś upośledzona.
- Co cię tak bawi? - zdenerwowałam się.
- To, że wzięłaś moją siostrę za moją dziewczynę - odpowiedział.
- Jak to siostrę? - zdziwiłam się.
- Normalnie. Moja siostra wpadła z niezapowiedzianą wizytą i dlatego odpuściłem wczoraj trening - śmiał się.
- Serio? - spytałam i automatycznie spaliłam buraka.
- Serio - powiedział i spojrzał na mnie łagodnie - Ładnie ci z takimi rumieńcami - dodał i chciał się zbliżyć, ale mój żołądek skutecznie mu to utrudnił.
- Niedobrze mi! - krzyknęłam i po raz drugi dzisiaj wylądowałam w objęciach sedesu.
Po chwili...
- Już ok?
- Tak - odparłam zażenowana faktem, że wszystko widział i słyszał.
W tym momencie otworzyły się drzwi, co oznaczało powrót Adama.
- Ala?
Mój przyjaciel pokierował się od razu do łazienki i ujrzał mnie i Facundo razem.
- Eee, cześć? - powiedział zdezorientowany.
- Cieść - odpowiedział Facu.
- Adam, to jest Facundo Conte, siatkarz Skry. Facu, to mój przyjaciel Adam - przedstawiłam ich sobie, co nie zmieniało faktu, że była to niezręczna sytuacja.
- Wiem kim jesteś. Znam cię z telewizji. To znaczy z meczów z telewizji. Siema stary - przywitał się radośnie Adam.
- On cię nie rozumie. Nie mówi po polsku - zaśmiałam się.
- To może ja już pójdę - oznajmił Facu, oczywiście po hiszpańsku.
- Co on powiedział? - dopytywał się Adam, który najwyraźniej był podekscytowany widokiem siatkarza w naszej... ekhem... łazience.
- Że musi już iść - odpowiedziałam mu.
- Nie! Niech zostanie! - domagał się. - Może jakieś piwko strzelimy albo coś - dodał i spojrzał na niego.
- Adam chce żebyś został, ale chyba powinieneś już iść.
- Czemu? Skoro chce.
- Ja nie chcę. To znaczy nie chcę, żebyś mnie oglądał w takim stanie, a poza tym głupio się czuję - wytłumaczyłam mu.
- Pójdę pod jednym warunkiem - zaśmiał się.
- No jakim? - westchnęłam ciężko.
W odpowiedzi wskazał tylko palcem na swój policzek, co wyraźnie oznaczało, że chciałby zostać w tym miejscu obdarowany pocałunkiem.
- Chyba sobie żartujesz - odpowiedziałam i przeniosłam wzrok na wciąż podekscytowanego Adama.
- No to zostanę i uwinę sobie z twoim kumplem miłą pogawędkę przy piwku - powiedział. Na pewno dogadałby się z Adamem. Nawet myślą o tym samym.
- Proszę cię, Facu.
- Ok, idę sobie. Widzimy się jutro, tak?
- Tak - odparłam i uśmiechnęłam się.
- Ale daje od ciebie tanim winem - skomentował śmiejąc się, na co ja już bezradnie przewróciłam oczami.
- Do jutra - powiedziałam i odprowadziłam go do drzwi.
- Do jutra.
Po chwili...
- Nie chwaliłaś się, że masz takie kontakty z siatkarzami - powiedział Adam.
- Bo nie mam - wzruszyłam ramionami.
- A to to co było? Wiesz jak ten gościu wymiata na boisku?
- Wiem, bo już od miesiąca to oglądam - zaśmiałam się.
- No tak, zapomniałem - zawtórował mi.
- Wyglądam jak zwłoki - zaczęłam marudzić.
- Nie jest tak źle. No może poza tym zapachem wina.
Czy on i Facu są jakoś telepatycznie połączeni? I jeden i drugi powiedzieli o tym samym w ciągu kilku minut. Rozbawiona odparłam :
- Dobrze! Idę się wykąpać! A ty pamiętaj, że jeśli znowu będę chciała się upić, to walnij mnie porządnie w czoło - dodałam i skierowałam się wprost do wanny w celu pozbycia się, jak to chłopcy subtelnie ujęli, "zapachu taniego wina"...
___________________________________________________________________________

Rozdział piąty ;) Trochę długaśny :D Jak widać dzieje się i to dużo. Za oknem nieciekawie, a już miałam nadzieję na dłuższą obecność słońca i ciepłych dni, oby niedługo takie były :) A co tam u Was? Jak mija leniwa niedziela? A może u kogoś nie jest aż tak leniwa? ;) Kolejny rozdział tradycyjnie w czwartek i mogę zdradzić, że coś się wydarzy. Co? Przekonacie się w czwartek :)  Miłego dnia, kochani ;*

#uzależniona_od_siatkówki

2 komentarze: