czwartek, 30 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ VI

ROZDZIAŁ VI

Miesiąc później...
- Wszystkiego najlepszego księżniczko!
Adam wparował mi do pokoju z wielkim bukietem przepięknych kwiatów i obcałował wszędzie gdzie się dało.
- Dobrze, Adam! - śmiałam się - Łaskoczesz mnie!
- Jeszcze to sobie odbijemy.
- Kwiaty naprawdę wystarczą - odparłam z uśmiechem.
- Gdybym nie musiał dzisiaj jechać do tej Warszawy, to uczcilibyśmy to jakoś fajniej.
- A o której tam jedziesz?
- Jak tylko zjemy śniadanie.
Po kilkunastu minutach i wspólnie zjedzonym posiłku Adam skierował się na przedpokój aby ubrać kurtkę, a ja stojąc w szlafroku okrywającym piżamę przyglądałam się mu.
- Że też akurat muszę dzisiaj jechać - marudził.
- Szybko wrócisz i po sprawie.
- Może zadzwoń po Lidkę, albo po tego twojego Facu? Przynajmniej nie będziesz sama.
- Przecież dobrze wiesz, że Lidka jest chora, a Facu... Facu jest zajęty. Gra dzisiaj mecz i na pewno nie ma czasu - odparłam i zarumieniłam się lekko.
- No to się wynudzisz.
- O na pewno nie! - zaśmiałam się. - Może wybiorę się do galerii i sprawię sobie urodzinowy prezent? - podeszłam i poprawiłam mu kołnierzyk koszuli.
- Postaram się jak najszybciej wrócić, pa - powiedział i cmoknął mnie w policzek, po czym opuścił mieszkanie, zostawiając mnie w nim samą.
Nie miałam zamiaru się nudzić. Wybrałam się do łazienki i przytaszczyłam stamtąd całą walizkę kosmetyków, po czym postanowiłam urządzić mini spa w salonie. Po kliku, bądź kilkunastu "zabiegach" upiększających faktycznie nabrałam ochoty na wyjście do galerii i przechadzkę po sklepach. Nie zwlekając zbyt długo, ubrałam się w moje ulubione dżinsy i udałam w kierunku "Olimpii" na polowanie na ciuchy.
Później...
Nawet się nie zorientowałam, że zakupy zajęły mi tyle czasu. Kiedy wróciłam do domu, na zegarku dochodziła 18, a na zewnątrz zaczynało robić się szarawo. Udało mi się jednak kupić całkiem niezłą kieckę i szpilki, z czego byłam bardzo zadowolona. Przymierzyłam wszystko jeszcze raz na spokojnie i przejrzałam się w lustrze, po czym przebrałam w swoje domowe ciuchy i zasiadłam wygodnie przed telewizorem, włączając jakąś komedię, która akurat leciała w telewizji. Chwilę później zadzwonił telefon.
- Halo? Cześć przystojniaku - powiedziałam z uśmiechem, wiedząc doskonale kto jest po drugiej stronie.
- Właśnie takiego powitania oczekiwałem - zaśmiał się.
- Jak tam mecz? - spytałam.
- Dobrze, wygraliśmy.
- No to bardzo się cieszę.
- Masz jakieś plany na wieczór?
- Właściwie to nie, a...
- To już masz, będę u ciebie za godzinę - przerwał mi, po czym rozłączył się szybko sprawiając, że byłam zdezorientowana i zaczęłam zastanawiać się o co mu chodzi. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko wrócić do mojej wygodnej pozy na kanapie i czekać na przyjście Argentyńczyka.
Godzinę później...
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Zajęło mi chwilę aby je otworzyć, jednak kiedy w końcu to zrobiłam, nie ujrzałam nikogo w progu. Rozejrzałam się wokół i nagle moim oczom ukazała się ręka trzymająca piękny bukiet kwiatów, a po chwili cała sylwetka Facu. Wprawił mnie w niezłe osłupienie bo był ubrany w dżinsy i ciemną koszulę. W dodatku przywitał mnie swoim czarującym uśmiechem.
- Wszystkiego najlepszego! - powiedział i wręczył mi kwiaty.
- Skąd wiedziałeś? - uśmiechnęłam się i zaprosiłam go do środka.
- Trener nam powiedział.
- A on skąd wiedział?
- No przecież w stażu jest zapisana twoja data urodzenia. Ubieraj się, wychodzimy.
- Dokąd? - zdziwiłam się.
- Mówiłem ci.
- Mówiłeś, że do mnie wpadniesz - poprawiłam go.
- To teraz mówię, że wychodzimy - zaśmiał się.
- W tym momencie?
- Jeśli jesteś gotowa, to tak.
- Eem... nie, muszę się przebrać. Daj mi trochę czasu - powiedziałam i popędziłam wprost do swojej sypialni, a konkretnie szafy. Poczułam się zażenowana tym, że on wyglądał jak młody bóg, a ja przywitałam go jak ta sierotka Marysia w dresach i zwykłym topie.
Po kilkunastu minutach, w pełnym makijażu i nowo zakupionej sukience weszłam z powrotem do salonu.



- O ja pierdolę... to znaczy... wyglądasz... ekhem... pięknie wyglądasz.
Facu pomógł mi włożyć płaszcz, a chwilę później znaleźliśmy się już w jego samochodzie zaparkowanym pod moim domem, po czym ruszyliśmy w nieznanym mi kierunku.
- Możesz mi wreszcie powiedzieć dokąd mnie zabierasz? - dopytywałam.
- Zobaczysz. Spodoba ci się - zaśmiał się.
- Taki jesteś pewien? - droczyłam się z nim.
- Tak, jestem pewien.
Facundo starał się być tajemniczy do końca, jednak droga wiele mi zdradziła.
- Warszawa? - spytałam podekscytowana.
- Mówiłem, że ci się spodoba - odparł zadowolony.
Po około dwóch godzinach jazdy zaparkowaliśmy przed jedną z lepszych restauracji w mieście. Poczułam się nieswojo wiedząc, ile trzeba tam zapłacić za zjedzenie czegokolwiek, a wszystko wskazywało na to, że właśnie mieliśmy się tam udać.
- Eee... jesteś pewien, że chcesz tam wejść?
- Jasne, a czemu nie?
- Wiesz, że to bardzo drogi lokal?
- No i co z tego? - uśmiechnął się. - Dziś twoje święto i trzeba je uczcić. Przestań się tak nad wszystkim zastanawiać, zapraszam do środka - dodał i przepuścił mnie w drzwiach do pięknego wnętrza.
Później...
- Przepyszne - skomentowałam deser.
- Mój też. Chcesz spróbować?
- Pewnie - zaśmiałam się.
- Dolać może państwu jeszcze wina? - spytała kelnerka, która akurat do nas podeszła.
- Tak, poprosimy - odpowiedział za nas oboje Facu.
- Pięknie państwo razem wyglądacie - powiedziała kobieta podczas uzupełniania kieliszków.
- To ta pani pięknie wygląda.
Po zjedzonym wspólnie posiłku opuściliśmy restaurację i pokierowaliśmy się w stronę samochodu, jednak w ostatniej chwili coś mnie tknęło.
- Przecież piłeś. Chcesz prowadzić?
- Nie. W sumie miałem nadzieję, że pokażesz mi swoje miasto w blasku księżyca.
Rozbawił mnie tym stwierdzeniem, ale bez wahania się na to zgodziłam. Złapaliśmy się za ręce, po czym udaliśmy się przed siebie w celu zwiedzania różnych uliczek i miejsc. Facu przez cały czas rozśmieszał mnie i nie inaczej było wtedy, kiedy doszliśmy do podświetlanej fontanny, po której krawędziach zaczął chodzić.
- Złaź! - krzyknęłam.
- Jestem wyższy od ciebie.
- Tak, jesteś wyższy nawet bez balansowania na brzegach fontanny, złaź! - śmiałam się.
- Bo co? Boisz się, że tam wpadnę i będziesz musiała mnie ratować? - powiedział, kiedy zszedł na dół.
- Nie. Boję się, że tam wpadniesz i zniszczysz tą elegancką koszulę - zażartowałam.
- Zawsze mogę ją zdjąć.
- Zmarzniesz.
- Przy tobie? Nigdy.
- Może ci się przydać. Wiesz, że nie mamy gdzie spać?
- A po co spać? Nie podoba ci się tu? - zapytał uradowany.
W tej chwili mnie olśniło. Przecież miałam przy sobie klucze od mojego mieszkania. Nosiłam je cały czas w torebce i tym razem nie było inaczej.
- Podoba. Bardzo podoba, ale wiesz co? Jednak nie spędzimy tu całej nocy. Chodź! - powiedziałam i porwałam go za sobą w stronę mojego warszawskiego domu.
Po kilkunastu minutach drogi byliśmy już na miejscu. Chwilę zajęło mi odnalezienie kluczy w torebce, jednak kiedy w końcu mi się to udało, mogliśmy przekroczyć próg. Przeszliśmy do salonu, gdzie podeszłam do komody aby zapalić nocną lampkę.
- Wolisz spać u mnie w pokoju, czy tutaj? - spytałam, po czym odwróciłam się i prawie zetknęłam z twarzą Facu. Nie odpowiedział na moje pytanie.
- Hej, powiedz coś - zaśmiałam się.
W dalszym ciągu nie doczekałam się odpowiedzi, ale Argentyńczyk przyciągnął mnie delikatnie do siebie i oparł głowę na moim ramieniu.
- Kocham cię - wyszeptał.
Na te słowa cała zesztywniałam. Przez moją głowę przebiegło chyba z tysiąc myśli na raz i kompletnie nie wiedziałam co powinnam teraz zrobić. Odsunęłam się od niego i spojrzałam prosto w oczy. Uśmiechał się do mnie i wyraźnie czekał na jakąkolwiek reakcję, czy odpowiedź. Owszem, wypiliśmy trochę, ale chyba nie aż tyle, żeby wygadywał takie głupoty. Patrząc tak na niego jeszcze przez chwilę, pozwoliłam z powrotem się przyciągnąć.
- Możesz powtórzyć to co powiedziałeś?
- Kocham cię.
Ta odpowiedź dała mi impuls do tego, aby musnąć delikatnie jego wargi. Zauważyłam uśmiech i poczułam, jak przyspiesza mu serce, zresztą ze mną było podobnie. Facu odwzajemnił pocałunek, tym razem bardziej namiętnie i zachłannie, przygryzając dodatkowo moją wargę. Po chwili nasze nogi zaprowadziły nas wprost do łóżka w sypialni, gdzie od razu położyłam się na plechach i ponownie zatopiłam w jego spojrzeniu. Instynktownie zaczęłam odpinać guziki jego koszuli, rozkoszując się jednocześnie po raz kolejny wonią jego perfum. On nie pozostał mi dłużny i dopadł zamek mojej sukienki, powodując jednym szybkim ruchem to, że była ona bliska wylądowania na podłodze. Ujrzałam jego nagi i umięśniony brzuch oraz łańcuszek opadający na tors. Zawisł nade mną i zaczął obdarowywać pojedynczymi pocałunkami doprowadzając do tego, że ciężko było mi zapanować nad oddechem i wszystkimi myślami. Po chwili jednak udało mi się i obróciłam się tak, że teraz ja górowałam nad jego ciałem i podziwiałam całe jego piękno. Mogłabym to chyba robić przez cały czas, jednak noc była stanowczo za krótka.
Rano...
Obudziłam się i poczułam zimne miejsce obok. Podniosłam się z łóżka i okryłam kołdrą nagie ciało, zbierając jednocześnie z podłogi porozrzucane ubrania. Przebrałam się szybko w jakieś ciuchy, które pozostały w szafie i w tym samym momencie usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
- Cześć piękna, wyspałaś się?
W odpowiedzi pokiwałam tylko głową.
- Ładnie wyglądasz, ale wolałem cię w tej sukience, a później bez niej - wyszeptał mi do ucha.
- Oj przestań! - zaśmiałam się i szturchnęłam go w ramię. - Muszę cię uprzedzić, że nie byłam tu od dwóch miesięcy, więc lodówka jest kompletnie pusta - dodałam.
- Nie szkodzi. Kupimy coś po drodze.
Po kilkunastu minutach krzątaniny opuściliśmy moje mieszkanie i udaliśmy się w drogę powrotną do Bełchatowa.
Dwie godziny później...
- No to widzimy się jutro - powiedziałam i wyszłam z samochodu, jednak dosłownie sekundę później Facu stał tuż przede mną i zagradzał mi drogę.
- Chyba o czymś zapomniałaś.
- Eee... nie, wszystko wzięłam.
- Nie wszystko - odpowiedział i wskazał na swoje usta.
- Nie wiem o co ci chodzi - droczyłam się z nim.
- Z chęcią ci wyjaśnię - powiedział, po czym przyciągnął mnie do siebie i wziął to, o co prosił.
- Czy to już wszystko panie Conte? - spytałam z udawaną powagą.
- Tak. Teraz może pani iść.
- Do jutra - uśmiechnęłam się.
- Do jutra.
Uradowana i szczęśliwa przekroczyłam próg domu. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to siedzący przy stole w kuchni Adam. Zdziwiłam się, że tak szybko wrócił ale i tak ucieszyłam się na jego widok. Coś chyba jednak było nie tak.
- Adam?
Opierał się rękoma i patrzył nieobecnym wzrokiem w jeden punkt. Po chwili wstał z miejsca i przytulił mnie mocno.
- Coś się stało? Powiedz mi.
Po raz kolejny nie otrzymałam odpowiedzi, ale usłyszałam, że Adam zaczyna szlochać i wzmacniać uścisk na moim ciele.
- Mój ojciec... nie żyje.
_______________________________________________________________

Rozdział szósty - check ;) Kto oglądał wczoraj w akcji Skrę i Jastrzębie? Szczerze mówiąc, miałam nadzieję, że walka o brązowy medal zakończy się po trzech meczach, jednak zabawa trwa dalej i wszystko jest jeszcze możliwe :) Jakie macie plany na majówkę? U mnie minie pewnie z powtórkami lektur w roli głównej, ale cóż, trzeba to jakoś przeżyć :) Kolejny rozdział w niedzielę ;) Mam nadzieję, że ten powyższy przypadł Wam do gustu mimo tego miodku i słodyczy :D Dziękuję za wejścia i do niedzieli, buziaki ;*

#uzależniona_od_siatkówki

niedziela, 26 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ V

ROZDZIAŁ V

Dwa tygodnie później...
- Gratuluję - powiedziałam spokojnie, próbując podać Facu rękę, ale on wyczuł że się zgrywam i wziął mnie w swoje ramiona, potrząsając z radości całym moim ciałem.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę! - mówił.
- Widzę - zaśmiałam się.
- Musimy to jakoś uczcić!
- Na pewno będziecie świętować z drużyną - uśmiechnęłam się i przeniosłam wzrok na jego kolegów, którzy skakali i obejmowali się na boisku.
- To swoją drogą - odpowiedział.
- Co masz na myśli? - mówiłam, stale się uśmiechając.
- Dobrze wiesz. W końcu muszę cię zabrać na tą pierwszą randkę, prawda?
- Pierwszą randkę? Tak to nazwałeś?
- A jak inaczej?
- No nie wiem czy wspólne wyjście po trzech tygodniach znajomości można nazwać już randką - droczyłam się z nim.
- Można i ja to tak nazywam, ale zanim ze mną, czeka cię randka z 20 innymi facetami - zaśmiał się. - Chodźmy się przebrać - dodał.
Po wygranym meczu wspólnie z całą ekipą udaliśmy się do lokalu aby to uczcić. Świetnie bawiłam się z Facundo, który nie odstępował mnie na krok mimo tłumu dziewczyn, który go otaczał. Kilka godzin później opuściliśmy klub i udaliśmy się na wspólny spacer.
- Wiesz która jest godzina? - spytałam śmiejąc się.
- Eeee... nie. A czy to ważne? - odpowiedział równie zadowolony. Obydwoje trochę wypiliśmy, dlatego czuliśmy się tacy uradowani.
- Super się dzisiaj bawiłam - powiedziałam i podeszłam do barierki mostku, przez który akurat przechodziliśmy.
- Cały ten dzień był super - odparł i dołączył do mnie. - Nie jest ci zimno?
- Mi? Jestem Polką, więc zawsze mi gorąco - uśmiechnęłam się i spojrzałam na niego zalotnie.
- Ej, to mój tekst - zaśmiał się.
- Już nie - zbliżyłam się i złapałam za kołnierzyk wystającej koszuli.
- Myślisz o tym samym co ja? - wyszeptał, na co tylko przygryzłam wargę.
Facundo przyciągnął mnie do siebie i spojrzał w oczy. Po chwili poczułam na swoich ustach delikatny pocałunek. Objęłam go rękoma i odwzajemniłam to, tym razem bardziej namiętnie. Nasze oddechy przyspieszyły, a moje serce przekroczyło chyba dwukrotnie dozwoloną szybkość bicia.
- Chyba powinniśmy już iść - powiedziałam i zaczęłam się śmiać, po czym ponowiłam pocałunek.
Kilka minut później uznaliśmy, że trzeba wracać do domu tym bardziej, że czułam wpływ procentów na swoje ciało.
- Spotkamy się jutro? - spytał Facu, kiedy staliśmy przed budynkiem mojego mieszkania.
- Już jest jutro - uśmiechnęłam się.
- Nie łap mnie za słówka.
- Mogę cię złapać za coś innego - odparłam i nie mogłam opanować śmiechu.
- Idź już lepiej do tego domu wariatko - zawtórował mi.
- Do dzisiaj - wyszeptałam i cmoknęłam go w policzek, po czym skierowałam się w końcu w kierunku drzwi.
Rano...
- No dzień dobry pani - powiedział Adam i wparował mi w pokoju, zastając mnie w nim w stanie totalnego nieogarnięcia. 


- Muszę wstawać? - wymamrotałam zaspana.
- Na szczęście nie - zaśmiał się.
- Dzięki Bogu - odparłam.
- Widzę, że ktoś tu nieźle zabalował - zauważył i wcisnął mi się pod kołdrę.
- Byłam z chłopakami w lokalu uczcić ich zwycięstwo.
- No widzisz, a tak narzekałaś jak szłaś na praktyki. Ja co najwyżej mogę świętować to, że pani Stasia zrobiła 20 przysiadów zamiast 10 - zażartował.
Cieszyłam się, że jest niedziela i nie muszę podnosić się z łóżka, jednak zmusił mnie to tego dźwięk telefonu, który leżał na biurku przy oknie. Spojrzałam na wyświetlacz, jednak numer nic mi nie mówił.
- Halo?
- Cześć, nie obudziłem cię?
Kiedy usłyszałam głos po drugiej stronie, byłam już pewna z kim rozmawiam.
- Czego chcesz?
- Słyszałem, że tymczasowo mieszkasz w Bełchatowie. Tak się składa, że będę tam dzisiaj i może to dobra okazja, żebyśmy mogli się spotkać i pogadać?
- Chyba cię pogięło. Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać, ani tym bardziej widzieć twojej paskudnej gęby.
- Po co od razu te nieuprzejmości? Zawsze lubiłem twój charakterek, ale gdzie te czasy, kiedy mówiłaś do mnie "skarbie"?
- Może minęły wtedy, kiedy przez ciebie zaczęłam regularnie lądować na izbie przyjęć? Albo kiedy zastałam się w łóżku z moją kuzynką?! Skąd w ogóle masz mój numer?! Odpieprz się ode mnie człowieku raz na zawsze! - krzyknęłam i rzuciłam telefonem gdzieś przed siebie, po czym usiadłam w fotelu i westchnęłam ciężko próbując opanować emocje.
- Kto dzwonił? - spytał Adam, który podszedł i kucnął przede mną.
- Zgadnij.
- Jak dorwał twój numer?
- Nie wiem, ale już zdołał wyprowadzić mnie z równowagi - odparłam drżącym głosem.
- Nie przejmuj się nim, to już przeszłość - powiedział Adam i przytulił mnie, abym całkiem się nie rozsypała.
- Ciągle mam to przed oczami.
- Minął prawie rok - mówił i gładził mnie rękoma po plecach. - Musisz w końcu o tym zapomnieć.
- Powiedział, że będzie dziś w Bełchatowie. A co jeśli mnie znajdzie?
- Pewnie się zgrywał. Jeśli chcesz, będę z tobą przez cały dzień i nie odstąpię cię na krok - powiedział i uśmiechnął się, ocierając jednocześnie jedną z łez, której nie byłam w stanie powstrzymać.
- Jesteś najlepszy - wyszeptałam i wtuliłam się w niego jeszcze mocniej.
Później...
- Dobrze. Będę za dwie godziny. Tak, na pewno. Ja ciebie też. Do zobaczenia.
- Co się stało? - spytałam.
- Dzwoniła moja matka. Ojciec znowu się gorzej poczuł i jest w szpitalu. Muszę pojechać do Warszawy.
- To coś poważnego?
- Pewnie znowu przeholował, ale matka wariuje więc muszę jechać. Postaram się jak najszybciej wrócić - odpowiedział i zaczął ubierać buty.
- Gdyby coś się działo to dzwoń, no i pozdrów tatę - uśmiechnęłam się i odprowadziłam go wzrokiem.
- Do wieczora.
Nie wiedziałam za bardzo co ze sobą zrobić. Pokręciłam się po domu i posprzątałam trochę. W sumie skończyło się to tak, że wylądowałam przed telewizorem i zaczęłam oglądać jakiś przypadkowy program. Chwilę później usłyszałam dźwięk oznaczający nadchodzące połączenie. Znów nieznany numer. Odebrałam tylko telefon, lecz nie odzywałam się i czekałam aż ktoś zrobi to jako pierwszy.
- Ala?
Okazało się, że to Facundo. Od razu mi ulżyło i zaczęłam rozmowę.
- Cześć przystojniaku - zaśmiałam się.
- O, jakie miłe powitanie. Właśnie takie, jakiego się spodziewałem - zawtórował mi. - Bardzo się nudzisz?
- To zależy co masz na myśli.
- Jeśli tak, to może ponudzimy się razem? Wpadłabyś do mnie?
- Bardzo kusząca propozycja, ale jest jeden problem.
- Jaki?
- Nie mam pojęcia gdzie mieszkasz. Nawet nie miałam twojego numeru telefonu. Jak to się w ogóle stało? - spytałam wesoło.
- Przecież wczoraj zapisywałaś go sobie na ręce. Mówiłem żebyś wpisała do telefonu, ale wolałaś rękę. A adres to nie problem.
- Eee... serio? - zdziwiłam się, po czym automatycznie spojrzałam na rękę i zauważyłam zamazany tusz długopisu, którego widocznie nie domyłam rano.
- Serio - zaśmiał się. - To jak? Przyjdziesz?
Przez chwilę się zawahałam. Znaliśmy się z Facundo ledwo trzy tygodnie i bałam się, że to za szybko się rozwija a poza tym bałam się, że chodzi mu tylko o zabawę moim kosztem zwłaszcza, że niedawno rozstał się z dziewczyną. Mimo to coś mnie do niego ciągnęło i chyba właśnie dlatego zgodziłam się na jego propozycję.
- Dawaj ten adres, niedługo będę.
Jak to zwykle miałam w zwyczaju, spędziłam przy szafie wybierając jakieś fajne ciuchy z dobre pół godziny. W końcu wybór padł na prosty i nieskomplikowany zestaw, bo przecież nie idziemy do jakiejś ekskluzywnej restauracji, tylko będziemy u niego w mieszkaniu. Podmalowałam lekko oczy i usta, spryskałam ulubioną perfumą i w ten sposób byłam gotowa do wyjścia. Przez okno zauważyłam, że znów pada dlatego zgarnęłam jeszcze parasol i zamknęłam w końcu drzwi, kierując się pod wskazany przez Facundo adres.
Zrobiło się pochmurno, przez co też trochę ciemnawo. Facu powiedział, że wyjdzie w moją stronę abym mogła bez problemu do niego trafić, ale póki co założyłam słuchawki i samotnie przemierzałam drogę zatracając się w muzyce.
Po kilkunastu minutach drogi poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Byłam przekonana, że to Argentyńczyk, jednak okazało się, że spełnił się mój najczarniejszy scenariusz.
- Tak myślałem, że prędzej czy później się spotkamy.
- Czego ode mnie chcesz?
- Porozmawiać, powspominać...
- Zostaw mnie w spokoju - powiedziałam i przyspieszyłam kroku, ale Igor był szybszy.
- Nie skończyłem.
- Ale ja z tobą skończyłam, rok temu - starałam się zachować opanowanie i nie dać po sobie poznać strachu.
- Tak ci się tylko wydaje. Myślisz, że można mnie tak po prostu zostawić?
- Daj mi spokój, proszę.
- Ja też prosiłem, uprzedzałem żebyś tego nie robiła i zobacz, znów się spotykamy - uśmiechnął się podstępnie. - To przeznaczenie - dodał.
- Nie powinieneś być teraz na odwyku? - spytałam, myśląc jednocześnie jak wybrnąć z tej sytuacji.
- To nie dla mnie. Nie ma tam takich dziewczyn jak ty - szepnął i zbliżył się aby przejechać dłonią po moim policzku.
- N-nie dotykaj mnie.
- Jeszcze do niedawna to lubiłaś. Nie tylko tu, ale i tu - mówił, próbując położyć dłoń niżej, ale strąciłam ją zdecydowanie.
- Posłuchaj mnie ty...! - nie zdążył skończyć, bo jak najszybciej zaczęłam od niego uciekać.
- Stój! - krzyczał, a po chwili złapał mnie i patrzył tylko tym swoim nieobecnym wzrokiem. - Taka piękna i nie moja. Jak to się w ogóle mogło stać? - mówił chyba sam do siebie.
- Igor, puść - poprosiłam, a on o dziwo posłuchał.
- Niedługo znów się spotkamy - powiedział cicho i kiedy już miał się oddalać, wymierzył siarczysty cios w mój policzek.
Stanęłam jak wryta, obserwując tylko jego drogę w nieznanym mi kierunku. Miałam ochotę się rozpłakać, ale nie byłam w stanie wydobyć ani jednej łzy. Byłam zszokowana zaistniałą przed chwilą sytuacją i jedyne co udało mi się zrobić, to złapać za obolałe miejsce. Niemal podskoczyłam w miejscu, kiedy usłyszałam dzwoniący telefon.
- Halo? - starałam się brzmieć jak najbardziej naturalnie.
- Gdzie ty się podziewasz? Jestem już w połowie drogi, a ciebie dalej nie ma - zaśmiał się Facu.
- Już idę. Przepraszam - odparłam i szybko się rozłączyłam.
Po kilku minutach zauważyłam charakterystyczną i znaną mi sylwetkę.
- No nareszcie! Już myślałem, że zabłądziłaś - uśmiechnął się chłopak.
- Nie, po prostu trochę później wyszłam z domu.
- Coś się stało?
- Nie, dlaczego pytasz? - spojrzałam na niego.
- Masz taką minę, jakbyś była z czegoś niezadowolona.
- Bo jestem - odpowiedziałam i dopiero teraz moje emocje wzięły górę, co skończyło się płaczem na środku ulicy.
- Alicja, co się dzieje? - zapytał i starał się unieść mój podbródek, ale byłam tak zażenowana, zła i roztrzęsiona, że miałam tylko ochotę zapaść się pod ziemię. - Chodź, musimy pogadać - dodał, po czym delikatnie złapał mnie za rękę i zaprowadził wprost do swojego mieszkania.
Później...
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś?
- Już nikomu o tym nie mówię, to zbyt bolesne wspomnienia - oparłam i upiłam łyk przygotowanej przez Facundo herbaty, siedząc wygodnie na jego kanapie. - Poza tym znamy się tak krótko, że nawet dzisiaj miałam wątpliwości czy powinnam tu przychodzić - dodałam.
- Ale jednak przyszłaś - uśmiechnął się.
- Bo bardzo cię lubię - powiedziałam i próbowałam odwzajemnić uśmiech.
- Ja ciebie też - odpowiedział i zbliżył się, kładąc dłoń na mojej dłoni. Wiedziałam do czego to zmierza, ale nie chciałam w tym momencie do czegokolwiek dopuszczać .
- Przepraszam Facu, nie mogę.
- A nie pamiętasz co się działo wczoraj?
- Pamiętam, ale szczerze mówiąc, to to chyba nie powinno się stać, zwłaszcza po alkoholu.
- Czyli żałujesz? - spytał, a po jego minie stwierdziłam, że lekko się zirytował.
- Nie chodzi o to. Po prostu to chyba jakoś za szybko się dzieje.
- Nie rozumiem cię.
- Rozumiesz. Bardzo dobrze rozumiesz i musisz przyznać, że mam rację.
- Nie masz. Najpierw chcesz się całować, potem nie chcesz. Ciągle zmieniasz zdanie.
- Przecież wiesz dlaczego.
- Wiem, ale to nie jest powód żeby aż tak wydziwiać - zdenerwował się.
- Że co? Że ja wydziwiam? W momencie przegiąłeś - odparłam równie poirytowana i zerwałam się z kanapy.
- Poczekaj - uspokoił ton.
- Chyba nie mam na co - powiedziałam cicho i zabrałam swoje rzeczy, po czym opuściłam jego mieszkanie.
Kiedy wróciłam do domu, dochodziła 21. Adama jeszcze nie było, lecz po krótkim telefonie do niego dowiedziałam się, że przyjedzie dopiero jutro rano. Nie wiedząc co ze sobą zrobić, udałam się do łazienki wziąć długą kąpiel, po czym poprzeglądałam trochę Internet i poszłam spać.
Rano...
- Ala? - obudził mnie znajomy głos.
- Nareszcie jesteś - powiedziałam i wtuliłam się w niego.
- Widzę, że się stęskniłaś - zaśmiał się.
- Bardzo! Jak tata? Lepiej się czuje?
- Tak. Przytrzymali go trochę pod kroplówką, dali leki i puścili do domu.
- To dobrze - uśmiechnęłam się i chciałam wstać z łóżka, ale Adam mnie zatrzymał.
- Co to jest?
- Niby co? - udawałam.
- To na twarzy - powiedział dosadnie.
- Nic takiego. Dobra trzeba się powoli zbierać.
Zbywałam ciągłe pytania Adama, a sam ślad po uderzeniu zatuszowałam pudrem. Przyszykowałam się do wyjścia do "Energii", a po pół godzinie byłam już na miejscu. Od razu kiedy weszłam na boisko, zauważyłam brak Facundo. Nie chciałam dać po sobie poznać, że bardzo chciałabym się dowiedzieć dlaczego go nie ma, dlatego spróbowałam wyciągnąć tą informację sposobem.
- Mogłabym dziś spróbować porobić statystyki? - spytałam.
- Jeśli chcesz to proszę bardzo.
- Eem, ok. No to kogo mam wpisać?
- Kłos i Wrona środek, Nico rozegranie, Mario ze zmianą atak, Ferdi ze zmianą libero no i na przyjęciu Włodi i Marechal ze zmianą na Winiara.
- A Conte?
- Dzisiaj go nie będzie.
- Coś mu się stało? - dociekałam.
- Nie. Po prostu dziś nie przyjdzie. Dobra! Jesteśmy gotowi! - krzyknął statystyk, a po chwili zaczęła się gra.
Nie dowiedziałam się zbyt wiele, jednak jego nieobecność nie dawała mi spokoju. Kiedy wyszłam z hali po skończonych zajęciach, biłam się z myślami czy zadzwonić do niego, czy nie. W końcu odważyłam się na wybranie odpowiedniego numeru, odczekałam chwilę, a następnie usłyszałam po drugiej stronie :
- Kto mówi? Facundo nie może teraz rozmawiać.
To był kobiecy głos. W dodatku hiszpański. Byłam nieźle zdezorientowana, dlatego rozłączyłam się szybko i zaczęłam zastanawiać kto to. Po chwili mnie olśniło. Jego "była" dziewczyna. Poczułam się jak idiotka i zaczęłam śmiać sama z siebie. Nie był to jednak śmiech radości, ale tego jak bardzo jestem głupia i naiwna.
Później...
- Adam, chodźmy na imprezę.
- Impreza? W poniedziałek? Oszalałaś? - zaśmiał się.
- No to nie wiem, sami zróbmy imprezę, chodźmy gdzieś, zróbmy cokolwiek.
- A co cię tak nagle wzięło?
- Po prostu muszę się rozerwać. Siedzimy w tej dziurze prawie miesiąc i już zapomniałam co to dobra zabawa. Muszę odreagować - odparłam. - To jak? Jesteś za? - spytałam i zrobiłam proszącą minę.
- Jeśli chcesz to mogę zadzwonić do Roberta i Lidki, może wpadną.
- Dzwoń!
Na szczęście dla mnie Robert i Lidia zgodzili się przyjść i przynieść jakieś procentowe napoje. Czułam niepohamowaną chęć aby choć na chwilę odciąć się od tych wszystkich problemów, które w ostatnim czasie się nawarstwiły. Myśl, że musiałam spędzić w Bełchatowie jeszcze 5 miesięcy była trochę przytłaczająca tym bardziej, że poza Adamem nie miałam tu nikogo bliskiego.
Wieczorem...
- Nie wiem nad czym ty się zastanawiasz. Przecież ty i Adam jesteście dla siebie stworzeni - mówiła Lidka, dziewczyna Roberta.
- Tak ci się tylko wydaje - odpowiedziałam, kończąc dopijać już 5 albo 6 drinka.
- Gdybym nie była z tym wariatem, to kto wie - zaśmiała się i spojrzała na reakcję swojego chłopaka.
- Wódka się skończyła - wymamrotałam niepocieszona.
- Mamy jeszcze wino - powiedział Robert i wskazał na torbę leżącą na szafce, a ja nie zastanawiając się długo dorwałam butelkę i zaczęłam rozlewać jej zawartość do kieliszków.
- Nie przesadzasz? Wino i wódka to nie jest dobre połączenie - skwitowała Lidka.
- Raz się żyje! - krzyknęłam i porwałam za sobą czerwoną ciesz, po czym zaczęłam pląsać do puszczonej przez chłopaków muzyki.
Rano...
- Alka, jest po 8. Spóźnisz się - mówił Adam próbując mnie dobudzić.
- Nie. Nigdzie nie pójdę. Niedobrze mi - odparłam i rzuciłam się pędem do łazienki.
- Ej, mała? Poradzisz sobie? Muszę już iść - usłyszałam przez drzwi.
- Tak.
- Spróbuję się szybciej wyrwać. Zadzwoń do szefa czy kogo tam i powiedz że nie przyjdziesz. Do później!
Czułam się okropnie. To był rzeczywiście zły pomysł żeby tak wczoraj namieszać, ale czułam się wtedy taka szczęśliwa i beztroska. Poszukałam swojego telefonu i wybrałam numer do "Energii". Nie byłam w stanie się dziś tam pojawić, dlatego musiałam o tym uprzedzić trenera.
- Dzień dobry, tutaj Alicja Mianowska. Przepraszam, ale jestem chora i nie dam rady pojawić się w hali.
- To coś poważnego?
- Eem, nie. Zatrucie pokarmowe. Jutro na pewno będę. Czy to jakiś problem?
- Jeśli to jednodniowa przypadłość, to nic się nie dzieje, ale proszę przyjść jutro.
- Oczywiście. Dziękuję, do zobaczenia - powiedziałam i rozłączyłam się, po czym ostatkiem sił doczłapałam się do łóżka i zasnęłam.
Kilka godzin później...
Obudził mnie dzwonek do drzwi. Ciągle było mi słabo, dlatego zajęło to trochę czasu zanim poszłam je otworzyć. Kiedy mi się udało, ujrzałam stojącego w progu Facundo.
- Co ty tu robisz? - spytałam niewyraźnie.
- Słyszałem, że jesteś chora więc chciałem sprawdzić jak się czujesz.
- A od kiedy to cię tak interesuje? - mówiłam ledwo słyszalnie i walczyłam z tym, aby ustać na równych nogach.
- Przestań się zgrywać i lepiej wpuść mnie do środka - zaśmiał się.
- Wyjdź - powiedziałam i zachwiałam się lekko, ale Facu podszedł i przytrzymał mnie w pionie.
- Chodź. Musisz się położyć - oznajmił i trzymając mnie za rękę zaczął prowadzić na kanapę.
- Puść mnie - wyrwałam się i usiadłam o własnych siłach.
- Co się stało? - zapytał i zajął miejsce tuż obok.
- Za dużo wypiłam. Teraz jak już wiesz to możesz wyjść.
- Wyjdę, ale najpierw powiedz mi o co ci chodzi.
- Naprawdę nie wiesz?
- Jesteś zła o to co wczoraj powiedziałem? Zagalopowałem się. Przecież wiesz, że czasem coś palnę bez sensu. To był taki impuls. W końcu jestem Argentyńczykiem i...
- Dobrze, skończ - przerwałam mu.
- Ala, no wcale tak nie myślałem, naprawdę - zaśmiał się.
- Jeśli naprawdę nie wiesz o co mi chodzi, to może twoja dziewczyna ci to wyjaśni. Przez telefon miała bardzo miły głos - powiedziałam ironicznie.
- Jaka dziewczyna? Przecież nie jesteśmy już ze sobą od miesiąca.
- Czyli co? Masz sekretarkę, która obiera twoje telefony?
- Zaraz, zaraz. Kiedy właściwie dzwoniłaś?
- Wczoraj. Byłam ciekawa czemu cię nie ma. Teraz już wiem.
Nagle Facundo wybuchnął głośnym śmiechem i spojrzał na mnie tak, jak bym była co najmniej jakaś upośledzona.
- Co cię tak bawi? - zdenerwowałam się.
- To, że wzięłaś moją siostrę za moją dziewczynę - odpowiedział.
- Jak to siostrę? - zdziwiłam się.
- Normalnie. Moja siostra wpadła z niezapowiedzianą wizytą i dlatego odpuściłem wczoraj trening - śmiał się.
- Serio? - spytałam i automatycznie spaliłam buraka.
- Serio - powiedział i spojrzał na mnie łagodnie - Ładnie ci z takimi rumieńcami - dodał i chciał się zbliżyć, ale mój żołądek skutecznie mu to utrudnił.
- Niedobrze mi! - krzyknęłam i po raz drugi dzisiaj wylądowałam w objęciach sedesu.
Po chwili...
- Już ok?
- Tak - odparłam zażenowana faktem, że wszystko widział i słyszał.
W tym momencie otworzyły się drzwi, co oznaczało powrót Adama.
- Ala?
Mój przyjaciel pokierował się od razu do łazienki i ujrzał mnie i Facundo razem.
- Eee, cześć? - powiedział zdezorientowany.
- Cieść - odpowiedział Facu.
- Adam, to jest Facundo Conte, siatkarz Skry. Facu, to mój przyjaciel Adam - przedstawiłam ich sobie, co nie zmieniało faktu, że była to niezręczna sytuacja.
- Wiem kim jesteś. Znam cię z telewizji. To znaczy z meczów z telewizji. Siema stary - przywitał się radośnie Adam.
- On cię nie rozumie. Nie mówi po polsku - zaśmiałam się.
- To może ja już pójdę - oznajmił Facu, oczywiście po hiszpańsku.
- Co on powiedział? - dopytywał się Adam, który najwyraźniej był podekscytowany widokiem siatkarza w naszej... ekhem... łazience.
- Że musi już iść - odpowiedziałam mu.
- Nie! Niech zostanie! - domagał się. - Może jakieś piwko strzelimy albo coś - dodał i spojrzał na niego.
- Adam chce żebyś został, ale chyba powinieneś już iść.
- Czemu? Skoro chce.
- Ja nie chcę. To znaczy nie chcę, żebyś mnie oglądał w takim stanie, a poza tym głupio się czuję - wytłumaczyłam mu.
- Pójdę pod jednym warunkiem - zaśmiał się.
- No jakim? - westchnęłam ciężko.
W odpowiedzi wskazał tylko palcem na swój policzek, co wyraźnie oznaczało, że chciałby zostać w tym miejscu obdarowany pocałunkiem.
- Chyba sobie żartujesz - odpowiedziałam i przeniosłam wzrok na wciąż podekscytowanego Adama.
- No to zostanę i uwinę sobie z twoim kumplem miłą pogawędkę przy piwku - powiedział. Na pewno dogadałby się z Adamem. Nawet myślą o tym samym.
- Proszę cię, Facu.
- Ok, idę sobie. Widzimy się jutro, tak?
- Tak - odparłam i uśmiechnęłam się.
- Ale daje od ciebie tanim winem - skomentował śmiejąc się, na co ja już bezradnie przewróciłam oczami.
- Do jutra - powiedziałam i odprowadziłam go do drzwi.
- Do jutra.
Po chwili...
- Nie chwaliłaś się, że masz takie kontakty z siatkarzami - powiedział Adam.
- Bo nie mam - wzruszyłam ramionami.
- A to to co było? Wiesz jak ten gościu wymiata na boisku?
- Wiem, bo już od miesiąca to oglądam - zaśmiałam się.
- No tak, zapomniałem - zawtórował mi.
- Wyglądam jak zwłoki - zaczęłam marudzić.
- Nie jest tak źle. No może poza tym zapachem wina.
Czy on i Facu są jakoś telepatycznie połączeni? I jeden i drugi powiedzieli o tym samym w ciągu kilku minut. Rozbawiona odparłam :
- Dobrze! Idę się wykąpać! A ty pamiętaj, że jeśli znowu będę chciała się upić, to walnij mnie porządnie w czoło - dodałam i skierowałam się wprost do wanny w celu pozbycia się, jak to chłopcy subtelnie ujęli, "zapachu taniego wina"...
___________________________________________________________________________

Rozdział piąty ;) Trochę długaśny :D Jak widać dzieje się i to dużo. Za oknem nieciekawie, a już miałam nadzieję na dłuższą obecność słońca i ciepłych dni, oby niedługo takie były :) A co tam u Was? Jak mija leniwa niedziela? A może u kogoś nie jest aż tak leniwa? ;) Kolejny rozdział tradycyjnie w czwartek i mogę zdradzić, że coś się wydarzy. Co? Przekonacie się w czwartek :)  Miłego dnia, kochani ;*

#uzależniona_od_siatkówki

czwartek, 23 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ IV

ROZDZIAŁ IV

- Dobra. A teraz powiedz skąd tak dobrze znasz hiszpański - powiedział Facu, kiedy bujaliśmy się na huśtawkach na placu zabaw.
- To nie jest jakaś szczególna historia. Po rozwodzie moja mama wyjechała do Barcelony i tam poznała nowego faceta. Często do niej jeżdżę, więc szybko się nauczyłam - odparłam.
- A ojciec?
- Nie wiem co się z nim dzieje. Nie mam z nim kontaktu.
- Więc mieszkasz tu sama?
- Z przyjacielem.
- Przyjacielem?
- Tak. Tylko przyjacielem - podkreśliłam - To taki bardziej brat. Nawet tak samo często mnie wkurza - zaśmiałam się.
- Czyli żadnych innych facetów?
- A co ty taki ciekawski?
- Po prostu pytam.
- To może dla odmiany rozwiń wątek z tym związkiem, który ekhem... nie do końca okazał się być udany. Wczoraj o mało nie wybuchłeś kiedy o tym mówiłeś. Chyba że to ja cię tak denerwuję - powiedziałam i spojrzałam na jego reakcję. On tylko westchnął.
- Nie wiem czy warto nawet o tym gadać.
- Z doświadczenia wiem, że to pomaga - próbowałam go zachęcić.
- Poprzestańmy może na tym, że nie do końca wychodzi mi z dziewczynami.
- Ok. Jeśli nie chcesz o tym rozmawiać, to w porządku - odparłam i uśmiechnęłam się przyjaźnie. W porównaniu do wczoraj, Facundo był dzisiaj wręcz normalny i przemiły.Powoli zamazywałam o nim zły obraz, aby w jego miejsce dopuszczać dobre sygnały płynące z jego strony.
- Właśnie taką cię lubię- powiedział nagle.
- Znasz mnie dopiero od kilku dni.
- I już cię lubię - zaśmiał się.
- Uff, co za ulga - zawtórowałam mu, a on położył swoją dłoń na mojej.
Zrobiło się trochę dziwnie. Niby było to przyjemne uczucie, ale musiałam jednak zachować zdrowy rozsądek i pamiętać, że w ogóle go nie znam i muszę uważać na to co robię, dlatego delikatnie wysunęłam rękę i wzięłam do niej torebkę, która leżała na ziemi.
- Coś nie tak? - zapytał.
- Nie. Będę musiała się już zbierać.
- Ja w sumie też. Może cię odprowadzę? - zaproponował.
- Nie trzeba. Muszę jeszcze zrobić zakupy - uśmiechnęłam się.
- Pomogę ci.
- Innym razem. Do zobaczenia jutro - powiedziałam i chciałam podać mu rękę, jednak on postanowił mnie przytulić, przez co poczułam cudowny zapach jego perfum.
Później...
Przez resztę dnia miałam dobry humor. Po powrocie do domu włączyłam głośną muzykę i zaczęłam robić kolację na zgodę z Adamem. Przecież nie mogliśmy się do siebie nie odzywać. Dochodziła 19, więc miałam nadzieję, że jednak niedługo już się pojawi. Niedługo później usłyszałam otwierane drzwi, a po tym stojącego w nich Adama.
- Cześć - przywitałam się radośnie, ale on mi nie odpowiedział.
- Adam?
Kompletnie mnie olał i zamknął się w swoim pokoju. Po jego chwiejnym kroku zorientowałam się, że jest pijany. Już kilka razy zdarzało się nam ostro pokłócić, ale zazwyczaj szybko dochodziliśmy do porozumienia. Tym razem postanowiłam sprawić, aby było tak samo. Nałożyłam na talerz trochę przygotowanego jedzenia i ruszyłam "z misją pokojową".
- Można? - spytałam, nie czekając specjalnie na odpowiedź.
- Idź stąd.
- Hej, co z tobą? - zaśmiałam się i poklepałam go po ramieniu.
- Powiedziałem coś.
- Zrobiłam twoją ulubioną zapiekankę, spróbuj - powiedziałam i podstawiłam mu talerz pod nos.
- Zabierz to gówno! - krzyknął i wytrącił mi naczynie z rąk.
- Adam!
Kiedy również podniosłam głos, rzucił mnie na łóżko i przyparł rękoma tak, abym nie mogła się ruszyć. W jego oczach widziałam wściekłość, desperację i ilość wypitego alkoholu. Z całej siły ściskał moje nadgarstki, czym powodował ogromny ból. Nie wytrzymywałam go, dlatego po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Dopiero wtedy została oswobodzona. Nic nie mówiąc opuściłam jego pokój, trzaskając z impetem drzwiami, po czym zamknęłam się u siebie i zaczęłam jeszcze bardziej płakać. Nie wiem co go opętało, ale pierwszy raz mnie tak potraktował.
Miałam ogromną nadzieję, że kiedy wstanę rano, jego albo nie będzie, albo będzie siedział u siebie w pokoju i nie dojdzie do naszego spotkania. Nic bardziej mylnego. Jak gdyby nigdy nic pił sobie kawę i grzebał w telefonie.
- Ala - powiedział, gdy zobaczył mnie przy wieszaku z kurtkami.
- Nie podchodź.
- Nie wiem co we mnie wstąpiło.
- Będę wieczorem.
- Poczekaj - zawołał i podszedł, łapiąc mnie za ręce, co automatycznie wywołało grymas na mojej twarzy.
- Nie chciałem. Naprawdę nie chciałem - mówił, masując delikatnie obolałe miejsca.
- Co się z tobą stało? - spytałam drżącym głosem.
- To się nigdy więcej nie powtórzy, przysięgam - szeptał mi do ucha, trzymając mnie w swoich ramionach.
- Pamiętaj, że jesteś dla mnie jak brat.
- A ty dla mnie jak mała siostrzyczka. Kocham cię - powiedział i pocałował mnie w czoło.
- Przyjdziesz po mnie do "Energii"? - spytałam niepewnie,
- Kiedy tylko zechcesz - odpowiedział i uśmiechnął się.
- Zadzwonię, miłego dnia - odwzajemniłam jego uśmiech.
Później...
- Zmiana. Winiar za Facu!
- Ale się nagrałeś - zaśmiałam się.
- Niedługo ważny mecz. Winiar musi być w formie - odparł, zajmując wolne miejsce koło mnie.
- Co to za mecz?
- Studiujesz na AWF-ie i nie wiesz jakie są najważniejsze zawody w klubowej siatkówce? - spytał zdziwiony.
- Emmm... wiesz... nie mówili nam o tym jakoś dokładnie - odpowiedziałam wymijająco, jednak prawda była taka, że kiedy miałam to na wykładzie, wolałam zajmować się wszystkim innym, byle nie słuchaniem.
- Dziwaki - skomentował - Jak można nie mówić o Lidze Mistrzów? - udawał zbulwersowanego.
- Powinieneś tam iść i zastąpić tego profesora - zażartowałam.
- A żebyś wiedziała. Sprawdziłbym się lepiej niż on.
- Na pewno, szczególnie w oczach studentek - zaśmiałam się.
- Co ci się stało? - zmienił nagle temat, wskazując na moje nie do końca ukryte ślady na nadgarstkach.
- Co? Aaa, to. To nic takiego - odpowiedziałam, udając wyluzowaną.
- Powiedz mi - spoważniał.
- Oj, no po prostu za mocno zacisnęłam wczoraj zegarek.
- Na obu rękach?
- Na drugiej miałam bransoletkę.
- Nie miałaś.
- Skąd wiesz?
- Bo jej nie widziałem.
- To widocznie nie zwróciłeś uwagi. Dobrze, nie zawracajmy sobie głowy pierdołami. Wasz statystyk pokazał mi wstępnie jak liczyć wasze poczynania na parkiecie i z tego wynika, że na razie jesteś pod kreską - zaśmiałam się, próbując odwrócić jego uwagę i faktycznie skupić się na ważniejszych rzeczach.
- Grałem 20 minut. Wiesz, że pojutrze wyjeżdżamy do Gdańska?
- No i co tam ciekawego będziecie robić? - zażartowałam, wiedząc doskonale że chodzi o mecz.
- Chyba mnie nie zrozumiałaś. Powiedziałem, że pojutrze wyjeżdżamy do Gdańska.
- Zrozumiałam bardzo dobrze - odparłam, w międzyczasie zapisując liczby przy nazwisku Włodarczyk.
- W takim razie zaczęłaś się już pakować? - zaśmiał się, a ja automatycznie oderwałam się od kartek i spojrzałam na niego zdezorientowana.
- Że co?
- Skoro zrozumiałaś, to znaczy że wiesz, że jedziesz z nami, prawda? - bawił się w najlepsze Facu.
- Eee... serio? - byłam zaskoczona.
- No serio - uśmiechnął się.
- Dzięki za info. Odpowiadając na wcześniejsze pytanie, spakuję się jutro - odwzajemniłam uśmiech i poprawiłam opadający mi stale na czoło kosmyk włosów.
Facundo miał rację. Po treningu zostałam poinformowana, że za 2 dni wraz z ekipą jadę do Gdańska. Wiązało się to z dosyć długą podróżą, ale nie miałam innego wyboru. Po wyjściu z hali zadzwoniłam do Adama :
- Słuchaj, nie mogę wpaść. Musiałem zostać w fitnessie. Wróć sama i nie gniewaj się na mnie - powiedział łagodnie.
- Jasne, nie ma sprawy - odparłam krótko i udałam się do domu.
Kiedy chciałam otworzyć drzwi, okazało się, że są otwarte. W pierwszej chwili pomyślałam, że to Adam nie zamknął ich rano, ale potem dotarło do mnie, że jest już chyba w domu, bo usłyszałam dźwięk mojej ulubionej piosenki.
Weszłam do środka, a widok jaki tam zastałam wprawił mnie w niezłe osłupienie.
- Zapraszam panią na obiad - ujrzałam przed sobą Adama, który trzymał w ręku pudełko czekoladek i podszedł, aby odwiesić moją kurtkę na wieszak.
Później...
- Dziękuję - powiedziałam i odstawiłam pusty talerz na bok.
- Smakowało ci?
- Pewnie, że tak. Było pyszne, a to wino jest jeszcze lepsze - dodałam i upiłam łyk z kieliszka.
- Czyli mogę rozumieć, że nie gniewasz się na mnie za wczoraj?
- Nie - odparłam z uśmiechem - Ale powiedz mi, dlaczego to zrobiłeś.
- Nie wiem co we mnie wstąpiło. Poszedłem z chłopakami na piwo, no a skończyło się na wódce. Ostatnio narobiłaś mi trochę nadziei, a w połączeniu z procentami włączył mi się agresor i złość, że nie możesz być moja - wytłumaczył.
- Jestem twoja, ale jako najlepsza przyjaciółka. Jak mogłabym pójść do łóżka z najlepszym przyjacielem, którego traktuję jak brata?
- Mówisz, że jestem dla ciebie jak brat, bo to dobra wymówka.
- Serio? Wymówka? Co druga dziewczyna na ulicy się na ciebie gapi - zaśmiałam się.
- Nie ta najważniejsza.
- Jestem pewna, że niedługo znajdziesz taką dziewczynę, która będzie sto razy lepsza i ładniejsza ode mnie. Uwierz mi - uśmiechnęłam się.
- Ładniejsza? Niemożliwe - zawtórował mi.
- Oj nie słodź mi już tak, bo zaraz się rozpłynę. W ogóle pojutrze wyjeżdżam z siatkarzami do Gdańska, przez 2 dni będziesz sam. Poradzisz sobie? - spytałam.
- Tak siostrzyczko - zaśmiał się i dolał mi jeszcze trochę wina, a resztę wieczoru udało nam się spędzić w miłej i PRZYJACIELSKIEJ atmosferze.
Dwa dni później...
- Boże, człowieku! Torby nie umiesz do bagażnika wsadzić?
- Gdybyś nie rozwalił się tak ze swoją, to nie miałbym z tym problemu.
Stojąc tak przy autokarze Skry, przysłuchiwałam się przekomarzaniom Karola i Andrzeja i czekałam, kiedy wreszcie pozwolą nam do niego wsiąść i ruszyć w drogę. Była 6 rano, więc podejrzewam, że nie tylko ja czułam się i wyglądałam jak upiór. Po kilkunastu minutach usadowiliśmy się w końcu na miejscach i po paru zdaniach wypowiedzianych przez trenera Falascę ruszyliśmy w kierunku Gdańska.
Tak jak jeszcze niedawno oddałabym wszystko za powrót do mojego cieplutkiego łóżka, tak teraz nie mogłam spać. Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam, że większość zawodników śpi. Wyjątkiem był Aleksa, który przeglądał coś w telefonie i Kacper, który czytał jakąś książkę. Obok mojego siedzenia miejsce zajmował Facu. Kiedy na niego spojrzałam, uśmiechnęłam się, bo spał z uroczą miną przytulony do swojej poduszki, która zapewne wysunęła mu się spod głowy. W pewnej chwili otworzył oczy i spojrzał prosto w moje. Szybko odwróciłam głowę w przeciwną stronę, ale chyba było za późno.
- Jak się czujesz? - zapytał, siedząc już przy mnie.
- Noo... dobrze, a jak mam się czuć? - zaśmiałam się.
- No nie wiem, ale wszyscy poza tobą śpią - zawtórował mi.
- Nie wszyscy bo... - chciałam skończyć i wskazać na chłopaków, ale okazało się, że oni także już odpłynęli.
- Widziałem jak na mnie patrzysz - powiedział zachrypniętym głosem.
- Na każdego z was patrzyłam, bo chciałam sprawdzić, czy tylko ja cierpię na bezsenność - wybrnęłam.
- Oprzyj tu głowę.
- Co?
- No po prostu oprzyj tu głowę - powtórzył i wskazał na swoje ramię, po czym delikatnie sam ją na nie przyciągnął, dzięki czemu znów rozkoszowałam się zapachem jego perfum.
- I co teraz? - zaśmiałam się, leżąc już tak o niego oparta.
- Teraz śpij - powiedział, również się śmiejąc i obejmując mnie ramieniem. - To żeby było ci cieplej - dodał.
Czy on naprawdę myślał, że uda mi się to zrobić w jego objęciach? Moje serce lekko przyspieszyło, lecz ku wielkiemu zdziwieniu, nim się obejrzałam rzeczywiście usnęłam. Obudziły mnie przenikające przez szyby promienie słońca. Spojrzałam na Facundo, który wciąż siedział obok mnie i użyczał swojego ciała jako poduszki.
- Która godzina? - spytałam markotnym głosem.
- Niedługo będziemy na miejscu - odpowiedział z uśmiechem, po czym jak na złość autokar stanął.
- Co się stało? - zapytał trener Falasca kierowcy.
- Zostańcie na miejscach, zaraz sprawdzę.
Po kilku minutach okazało się, że doszło do jakiegoś zwarcia i dalej nie pojedziemy.
- Nie no, 3 awaria w tym sezonie to już jakaś klątwa - zaśmiał się bezradnie Karol.
- Musimy poczekać, aż wyślą zastępczy autokar - poinformował nas kierowca.
- To ja lepiej wrócę spać - skomentował Andrzej i powędrował z powrotem na miejsce.
- Świetnie - zamruczałam pod nosem i zaczęłam chodzić w kółko, jednak drugi trener zalecił mi, żebym tak jak wszyscy poszła zająć miejsce i czekać na drugi pojazd.
Później,,,
Po "nieco" wydłużonej podróży w końcu dotarliśmy na miejsce. Każdy z chłopaków taszczył jakieś wielkie torby, a ja z plecakiem i torebką czekałam wygodnie na dalsze dyspozycje i przydział pokoi.
- Alicja, pokój numer 21 - powiedział trener Storti i wręczył mi klucz.
Zanim dopełniono wszystkich formalności minęło trochę czasu, jednak później można było w końcu odpocząć po podróży. Kiedy spojrzałam na zegarek, wskazywał on 10 minut po 13, a trening wyznaczony był na godzinę 16. Do tej pory mieliśmy możliwość zdrzemnąć się, odświeżyć, lub coś zjeść. Większość, w tym ja, skorzystała z pierwszej opcji i postanowiła trochę odespać. Do moich dzisiejszych obowiązków należało to, aby przypilnować wszystkich zawodników, żeby równo o 15:30 stawili się na zbiórce na dole w holu.
Czas bardzo szybko minął i nim się spojrzałam, dochodziła 15 co oznaczało, że pora na przechadzkę po pokojach siatkarzy. Spięłam luźno moje pofalowane włosy i przebrałam się w dres, po czym 


trzymając kartkę z rozpiską pokoi ruszyłam do pierwszego z nich.
Na pierwszy rzut Srećko i Aleksa. Czułam się trochę niezręcznie pukając tak do drzwi i przypominać im o tym, o czym pewnie doskonale wiedzą.
- Ekhem... można? - spytałam nieśmiało, zauważając siedzącego na łóżku Srećko. - Pamiętacie, że za pół godziny zbiórka na dole?
- Tak. Aleksa się ubiera i niedługo idziemy - odpowiedział mi po polsku i obdarował uśmiechem.
Kolejny był pokój graczy, przed którymi czułam największy respekt i byłam najbardziej zestresowana musząc tam wejść. Delikatnie zapukałam, by kilka sekund później ujrzeć Michała Winiarskiego.
- Dz-dzień dobry - powiedziałam przełykając głośno ślinę. - Chciałam tylko przypomnieć, że o 15:30 mamy zbiórkę w holu na dole - dodałam, nie wiedząc gdzie podziać wzrok.
- Eee... ale ten trening przecież nam odwołali, nie słyszała pani?
- A-ale jak to? Przecież...
- Żartowałem - zaśmiał się Winiarski. - Nie denerwuj się tak - dodał i puścił mi oczko - Będziemy punktualnie... o ile nie zapomnę.
- Już ja ci zapomnę! - usłyszałam w tle głos Mariusza Wlazłego.
- To ja polecę dalej - powiedziałam i uśmiechając się skierowałam w stronę następnego pokoju.
Kiedy spojrzałam na kolejne nazwisko na rozpisce, poczułam motylki w brzuchu. Odważnie zbliżyłam się do drzwi i zapukałam, czekając aż ktoś mi otworzy. Nikt tego jednak nie zrobił, dlatego pozwoliłam sobie wejść i rozejrzeć się wokół.
- Halo, jest tu ktoś?
Po chwili ujrzałam męską sylwetkę, w dodatku bez koszulki, która patrzyła na mnie równie zdezorientowana co ja na nią.
- Ups. Sorry - zaśmiałam się patrząc na roznegliżowanego Facundo.
- Co tu robisz? - spytał z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Przyszłam wam przypomnieć o zbiórce na dole. Gdzie Nicolas?
- Uriarte? Wyszedł zadzwonić, ale spokojnie, powiem mu.
- Nie jest ci zimno? - wskazałam na jego wciąż nagi tors.
- Jestem Argentyńczykiem, zawsze mi gorąco.
- No to do zobaczenia za 15 minut panie gorący - zaśmiałam się i już chciałam opuścić pokój, kiedy złapał mnie za rękę.
- Poczekaj.
- Co?
- Widzę, że przywdziałaś nasze klubowe barwy - zauważył, wskazując na moją żółtą bluzę.
- Czysty przypadek, nie schlebiaj sobie - zażartowałam i wyszłam z pokoju, kierując się powoli w stronę miejsca zbiórki.
Godzinę później...
- Pani Alicjo! Szybko kompres z lodem.
Byliśmy tu kilkanaście minut, a ja bez przerwy musiałam z czymś biegać i czułam się chyba tak samo zmęczona jak gracze, którzy spędzili ten czas na parkiecie.
- Dla kogo?
- Nico. Na kostkę. Ok. Już dobrze.
Kiedy opuściliśmy Ergo Arenę, był wieczór. Jedyną rzeczą jakiej pragnęłam, to położyć się w końcu do łóżka i nareszcie porządnie wyspać. Po powrocie do hotelu zjedliśmy kolację, a następnie dostaliśmy czas wolny. Było około 21. Zadzwoniłam do Adama i po krótkiej rozmowie z nim zgasiłam światło i zasnęłam.
Kilka godzin później...
- Co jest? - wymamrotałam zaspana, spoglądając na zegarek.
Usłyszałam pukanie do drzwi i poirytowana, i rozbudzona podeszłam żeby je otworzyć.
- To chyba jakiś żart. Co ty tu robisz?
- Przyszedłem cię odwiedzić.
- O 2 w nocy? - zbulwersowałam się. Chyba wyczułam alkohol.
- Mogę wejść, czy nie? - spytał, a ja pociągnęłam go za kurtkę, aby mógł przekroczyć próg.
- Piłeś coś? Jesteś nieodpowiedzialny! - krzyknęłam na niego i zapaliłam lampkę nocną.
- To wyjątkowa okazja. Marechal będzie tatą - uśmiechnął się dziwacznie.
- I dlatego musieliście się napić dzień przed meczem? Wiesz, że jakby cię ktoś zobaczył, to miałbyś przerąbane?
- Ale prze-przecież on będzie miał takiego malutkiego dzidziusia - mówił, wykonując jakieś nieokreślone ruchy rękoma, czym wywołał u mnie lekkie rozbawienie.
- Czemu nie poszedłeś do swojego pokoju? - zapytałam udając powagę.
- Bo Nico zamknął się w pokoju... chyba...
- Facu, idź do siebie. Zobacz która godzina - powiedziałam, chcąc już wrócić do łóżka.
- Ale on naprawdę zamknął te drzwi - mamrotał.
- Tak? No to pójdę sprawdzić - odparłam i ruszyłam przed siebie, ale Facu stanął mi na drodze.
- Co ty robisz?
- Zostań.
- Musisz wrócić do siebie - powiedziałam stanowczo.
- Jesteś pewna?
- Tak.
- Na pewno? - spytał i spojrzał mi głęboko w oczy, przez co udało mu się mnie rozkojarzyć.
- Eeem... t-tak. Tak - odpowiedziałam - Proszę cię, ogarnij do jutra - dodałam.
- Dlaczego?
- Oj dlaczego, dlaczego. Po prostu nie chcę żebyś miał problemy, okej? Idź spać - powiedziałam i uśmiechnęłam się, po czym delikatnie wypchnęłam go z pokoju i zamknęłam drzwi.
Po chwili wróciłam do łóżka, ale zanim zasnęłam minęło dużo czasu. Facundo coraz bardziej zaczynał zawracać mi w głowie, a mi coraz ciężej było się temu oprzeć. Po raz kolejny po wyczerpującej walce z myślami udało mi się odpłynąć do krainy Morfeusza, aby móc być przygotowaną na następny pracowity dzień...
_______________________________________________________________________

Rozdział czwarty gotowy :) Czytając, pewnie zwróciliście uwagę na Ligę Mistrzów i mecze z Gdańskiem. Kiedy to pisałam, te wydarzenia miały akurat miejsce, więc stąd pojawiają się w tekście :) Widzę, że z dnia na dzień coraz więcej Was przybywa, co bardzo mnie cieszy :) Może jedynym minusem jest brak komentarzy, ale przecież nie będę nikogo do nich zmuszać, prawda? Jakie macie plany na zbliżający się weekend? Kto już pisał testy gimnazjalne? A może ktoś tak jak ja szykuje się do matury? Kolejna część opowiadania w niedzielę, więc chętnych czytelników zapraszam! :) Tymczasem to wszystko, miłego dnia ;*

#uzależniona_od_siatkówki