ROZDZIAŁ VI
Miesiąc później...
- Wszystkiego
najlepszego księżniczko!
Adam wparował mi do
pokoju z wielkim bukietem przepięknych kwiatów i obcałował wszędzie gdzie się
dało.
- Dobrze, Adam! -
śmiałam się - Łaskoczesz mnie!
- Jeszcze to sobie odbijemy.
- Kwiaty naprawdę wystarczą - odparłam z
uśmiechem.
- Gdybym nie musiał dzisiaj jechać do tej
Warszawy, to uczcilibyśmy to jakoś fajniej.
- A o której tam jedziesz?
- Jak tylko zjemy śniadanie.
Po kilkunastu minutach i wspólnie
zjedzonym posiłku Adam skierował się na przedpokój aby ubrać kurtkę, a ja
stojąc w szlafroku okrywającym piżamę przyglądałam się mu.
- Że też akurat muszę dzisiaj jechać -
marudził.
- Szybko wrócisz i po sprawie.
- Może zadzwoń po Lidkę, albo po tego twojego
Facu? Przynajmniej nie będziesz sama.
- Przecież dobrze wiesz, że Lidka jest
chora, a Facu... Facu jest zajęty. Gra dzisiaj mecz i na pewno nie ma czasu -
odparłam i zarumieniłam się lekko.
- No to się wynudzisz.
- O na pewno nie! - zaśmiałam się. - Może
wybiorę się do galerii i sprawię sobie urodzinowy prezent? - podeszłam i
poprawiłam mu kołnierzyk koszuli.
- Postaram się jak najszybciej wrócić, pa
- powiedział i cmoknął mnie w policzek, po czym opuścił mieszkanie, zostawiając
mnie w nim samą.
Nie miałam zamiaru się nudzić. Wybrałam
się do łazienki i przytaszczyłam stamtąd całą walizkę kosmetyków, po czym
postanowiłam urządzić mini spa w salonie. Po kliku, bądź kilkunastu "zabiegach" upiększających faktycznie nabrałam ochoty na wyjście do galerii i przechadzkę
po sklepach. Nie zwlekając zbyt długo, ubrałam się w moje ulubione dżinsy i
udałam w kierunku "Olimpii" na polowanie na ciuchy.
Później...
Nawet się nie zorientowałam, że zakupy
zajęły mi tyle czasu. Kiedy wróciłam do domu, na zegarku dochodziła 18, a na
zewnątrz zaczynało robić się szarawo. Udało mi się jednak kupić całkiem niezłą
kieckę i szpilki, z czego byłam bardzo zadowolona. Przymierzyłam wszystko
jeszcze raz na spokojnie i przejrzałam się w lustrze, po czym przebrałam w swoje domowe ciuchy i zasiadłam wygodnie przed telewizorem,
włączając jakąś komedię, która akurat leciała w telewizji. Chwilę później
zadzwonił telefon.
- Halo? Cześć przystojniaku -
powiedziałam z uśmiechem, wiedząc doskonale kto jest po drugiej stronie.
- Właśnie takiego powitania
oczekiwałem - zaśmiał się.
- Jak tam mecz? - spytałam.
- Dobrze, wygraliśmy.
- No to bardzo się cieszę.
- Masz jakieś plany na wieczór?
- Właściwie to nie, a...
- To już masz, będę u ciebie za
godzinę - przerwał mi, po czym rozłączył się szybko sprawiając, że byłam
zdezorientowana i zaczęłam zastanawiać się o co mu chodzi. Nie pozostało mi nic
innego, jak tylko wrócić do mojej wygodnej pozy na kanapie i czekać na
przyjście Argentyńczyka.
Godzinę później...
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Zajęło mi
chwilę aby je otworzyć, jednak kiedy w końcu to zrobiłam, nie ujrzałam nikogo w
progu. Rozejrzałam się wokół i nagle moim oczom ukazała się ręka trzymająca
piękny bukiet kwiatów, a po chwili cała sylwetka Facu. Wprawił mnie w niezłe osłupienie
bo był ubrany w dżinsy i ciemną koszulę. W dodatku przywitał mnie
swoim czarującym uśmiechem.
- Wszystkiego najlepszego! - powiedział i
wręczył mi kwiaty.
- Skąd wiedziałeś? - uśmiechnęłam się i
zaprosiłam go do środka.
- Trener nam powiedział.
- A on skąd wiedział?
- No przecież w stażu jest zapisana twoja
data urodzenia. Ubieraj się, wychodzimy.
- Dokąd? - zdziwiłam się.
- Mówiłem ci.
- Mówiłeś, że do mnie wpadniesz -
poprawiłam go.
- To teraz mówię, że wychodzimy - zaśmiał
się.
- W tym momencie?
- Jeśli jesteś gotowa, to tak.
- Eem... nie, muszę się przebrać. Daj mi
trochę czasu - powiedziałam i popędziłam wprost do swojej sypialni, a
konkretnie szafy. Poczułam się zażenowana tym, że on wyglądał jak młody bóg, a
ja przywitałam go jak ta sierotka Marysia w dresach i zwykłym topie.
Po kilkunastu minutach, w pełnym makijażu
i nowo zakupionej sukience weszłam z powrotem do salonu.
- O ja pierdolę... to znaczy...
wyglądasz... ekhem... pięknie wyglądasz.
Facu pomógł mi włożyć płaszcz, a chwilę
później znaleźliśmy się już w jego samochodzie zaparkowanym pod moim domem, po
czym ruszyliśmy w nieznanym mi kierunku.
- Możesz mi wreszcie powiedzieć dokąd
mnie zabierasz? - dopytywałam.
- Zobaczysz. Spodoba ci się - zaśmiał
się.
- Taki jesteś pewien? - droczyłam się z
nim.
- Tak, jestem pewien.
Facundo starał się być tajemniczy do
końca, jednak droga wiele mi zdradziła.
- Warszawa? - spytałam podekscytowana.
- Mówiłem, że ci się spodoba - odparł
zadowolony.
Po około dwóch godzinach jazdy zaparkowaliśmy
przed jedną z lepszych restauracji w mieście. Poczułam się nieswojo wiedząc,
ile trzeba tam zapłacić za zjedzenie czegokolwiek, a wszystko wskazywało na to,
że właśnie mieliśmy się tam udać.
- Eee... jesteś pewien, że chcesz tam
wejść?
- Jasne, a czemu nie?
- Wiesz, że to bardzo drogi lokal?
- No i co z tego? - uśmiechnął się. -
Dziś twoje święto i trzeba je uczcić. Przestań się tak nad wszystkim
zastanawiać, zapraszam do środka - dodał i przepuścił mnie w drzwiach do
pięknego wnętrza.
Później...
- Przepyszne - skomentowałam deser.
- Mój też. Chcesz spróbować?
- Pewnie - zaśmiałam się.
- Dolać może państwu jeszcze wina? -
spytała kelnerka, która akurat do nas podeszła.
- Tak, poprosimy - odpowiedział za nas
oboje Facu.
- Pięknie państwo razem wyglądacie - powiedziała kobieta podczas
uzupełniania kieliszków.
- To ta pani pięknie wygląda.
Po zjedzonym wspólnie posiłku opuściliśmy
restaurację i pokierowaliśmy się w stronę samochodu, jednak w ostatniej chwili
coś mnie tknęło.
- Przecież piłeś. Chcesz prowadzić?
- Nie. W sumie miałem nadzieję, że pokażesz mi
swoje miasto w blasku księżyca.
Rozbawił mnie tym stwierdzeniem, ale bez
wahania się na to zgodziłam. Złapaliśmy się za ręce, po czym udaliśmy się przed
siebie w celu zwiedzania różnych uliczek i miejsc. Facu przez cały czas
rozśmieszał mnie i nie inaczej było wtedy, kiedy doszliśmy do podświetlanej
fontanny, po której krawędziach zaczął chodzić.
- Złaź! - krzyknęłam.
- Jestem wyższy od ciebie.
- Tak, jesteś wyższy nawet bez
balansowania na brzegach fontanny, złaź! - śmiałam się.
- Bo co? Boisz się, że tam wpadnę i
będziesz musiała mnie ratować? - powiedział, kiedy zszedł na dół.
- Nie. Boję się, że tam wpadniesz i
zniszczysz tą elegancką koszulę - zażartowałam.
- Zawsze mogę ją zdjąć.
- Zmarzniesz.
- Przy tobie? Nigdy.
- Może ci się przydać. Wiesz, że nie mamy
gdzie spać?
- A po co spać? Nie podoba ci się tu? -
zapytał uradowany.
W tej chwili mnie olśniło. Przecież
miałam przy sobie klucze od mojego mieszkania. Nosiłam je cały czas w torebce i
tym razem nie było inaczej.
- Podoba. Bardzo podoba, ale wiesz co?
Jednak nie spędzimy tu całej nocy. Chodź! - powiedziałam i porwałam go za sobą
w stronę mojego warszawskiego domu.
Po kilkunastu minutach drogi byliśmy już
na miejscu. Chwilę zajęło mi odnalezienie kluczy w torebce, jednak kiedy w końcu mi się to udało, mogliśmy przekroczyć próg. Przeszliśmy do salonu, gdzie
podeszłam do komody aby zapalić nocną lampkę.
- Wolisz spać u mnie w pokoju, czy tutaj?
- spytałam, po czym odwróciłam się i prawie zetknęłam z twarzą Facu. Nie
odpowiedział na moje pytanie.
- Hej, powiedz coś - zaśmiałam się.
W dalszym ciągu nie doczekałam się
odpowiedzi, ale Argentyńczyk przyciągnął mnie delikatnie do siebie i oparł głowę na
moim ramieniu.
- Kocham cię - wyszeptał.
Na te słowa cała zesztywniałam. Przez
moją głowę przebiegło chyba z tysiąc myśli na raz i kompletnie nie wiedziałam
co powinnam teraz zrobić. Odsunęłam się od niego i spojrzałam prosto w oczy.
Uśmiechał się do mnie i wyraźnie czekał na jakąkolwiek reakcję, czy odpowiedź.
Owszem, wypiliśmy trochę, ale chyba nie aż tyle, żeby wygadywał takie
głupoty. Patrząc tak na niego jeszcze przez chwilę, pozwoliłam z powrotem się
przyciągnąć.
- Możesz powtórzyć to co powiedziałeś?
- Kocham cię.
Ta odpowiedź dała mi impuls do tego, aby
musnąć delikatnie jego wargi. Zauważyłam uśmiech i poczułam, jak przyspiesza mu
serce, zresztą ze mną było podobnie. Facu odwzajemnił pocałunek, tym razem
bardziej namiętnie i zachłannie, przygryzając dodatkowo moją wargę. Po chwili
nasze nogi zaprowadziły nas wprost do łóżka w sypialni, gdzie od razu położyłam
się na plechach i ponownie zatopiłam w jego spojrzeniu. Instynktownie zaczęłam
odpinać guziki jego koszuli, rozkoszując się jednocześnie po raz kolejny wonią
jego perfum. On nie pozostał mi dłużny i dopadł zamek mojej sukienki, powodując
jednym szybkim ruchem to, że była ona bliska wylądowania na podłodze. Ujrzałam
jego nagi i umięśniony brzuch oraz łańcuszek opadający na tors. Zawisł nade mną
i zaczął obdarowywać pojedynczymi pocałunkami doprowadzając do tego, że ciężko
było mi zapanować nad oddechem i wszystkimi myślami. Po chwili jednak udało mi
się i obróciłam się tak, że teraz ja górowałam nad jego ciałem i podziwiałam
całe jego piękno. Mogłabym to chyba robić przez cały czas, jednak noc była
stanowczo za krótka.
Rano...
Obudziłam się i poczułam zimne miejsce
obok. Podniosłam się z łóżka i okryłam kołdrą nagie ciało, zbierając
jednocześnie z podłogi porozrzucane ubrania. Przebrałam się szybko w jakieś
ciuchy, które pozostały w szafie i w tym samym momencie usłyszałam dźwięk
otwieranych drzwi.
- Cześć piękna, wyspałaś się?
W odpowiedzi pokiwałam tylko głową.
- Ładnie wyglądasz, ale wolałem cię w tej
sukience, a później bez niej - wyszeptał mi do ucha.
- Oj przestań! - zaśmiałam się i
szturchnęłam go w ramię. - Muszę cię uprzedzić, że nie byłam tu od dwóch
miesięcy, więc lodówka jest kompletnie pusta - dodałam.
- Nie szkodzi. Kupimy coś po drodze.
Po kilkunastu minutach krzątaniny
opuściliśmy moje mieszkanie i udaliśmy się w drogę powrotną do Bełchatowa.
Dwie godziny później...
- No to widzimy się jutro - powiedziałam
i wyszłam z samochodu, jednak dosłownie sekundę później Facu stał tuż przede
mną i zagradzał mi drogę.
- Chyba o czymś zapomniałaś.
- Eee... nie, wszystko wzięłam.
- Nie wszystko - odpowiedział i wskazał
na swoje usta.
- Nie wiem o co ci chodzi - droczyłam się
z nim.
- Z chęcią ci wyjaśnię - powiedział, po
czym przyciągnął mnie do siebie i wziął to, o co prosił.
- Czy to już wszystko panie Conte? -
spytałam z udawaną powagą.
- Tak. Teraz może pani iść.
- Do jutra - uśmiechnęłam się.
- Do jutra.
Uradowana i szczęśliwa przekroczyłam próg
domu. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to siedzący przy stole w kuchni Adam.
Zdziwiłam się, że tak szybko wrócił ale i tak ucieszyłam się na jego widok.
Coś chyba jednak było nie tak.
- Adam?
Opierał się rękoma i patrzył nieobecnym
wzrokiem w jeden punkt. Po chwili wstał z miejsca i przytulił mnie mocno.
- Coś się stało? Powiedz mi.
Po raz kolejny nie otrzymałam odpowiedzi,
ale usłyszałam, że Adam zaczyna szlochać i wzmacniać uścisk na moim ciele.
- Mój ojciec... nie żyje.
_______________________________________________________________
Rozdział szósty - check ;) Kto oglądał wczoraj w akcji Skrę i Jastrzębie? Szczerze mówiąc, miałam nadzieję, że walka o brązowy medal zakończy się po trzech meczach, jednak zabawa trwa dalej i wszystko jest jeszcze możliwe :) Jakie macie plany na majówkę? U mnie minie pewnie z powtórkami lektur w roli głównej, ale cóż, trzeba to jakoś przeżyć :) Kolejny rozdział w niedzielę ;) Mam nadzieję, że ten powyższy przypadł Wam do gustu mimo tego miodku i słodyczy :D Dziękuję za wejścia i do niedzieli, buziaki ;*
#uzależniona_od_siatkówki