czwartek, 9 lipca 2015

INFORMACJA

KOCHANI! :)

Przepraszam Was za ten przestój na blogu. Początkowo był on spowodowany awarią komputera, a później mój wolny czas był dość ograniczony. Mam nadzieję, że bardzo się o to na mnie nie gniewacie i wybaczycie tą przerwę :) Dla zainteresowanych losami naszej dwójki mam dobrą wiadomość - już w niedzielę kolejny rozdział! ;) Zapraszam wszystkich do czytania i jeszcze raz BARDZO PRZEPRASZAM za tą przerwę :* Dziękuję za miłe komentarze i odwiedziny :)
Do NIEDZIELI !!!  :)

Buziaki ;**

#uzależniona_od_siatkówki 


czwartek, 4 czerwca 2015

ROZDZIAŁ XVI

ROZDZIAŁ XVI

Rano...
Obudziłam się i w miarę możliwości od razu zerwałam z łóżka w celu sprawdzenia, czy aby wydarzenia z zeszłej nocy miały miejsce naprawdę i czy to nie był tylko sen. Narzuciłam na siebie ulubiony sweter i opuściłam sypialnię, kierując się do salonu.
Był tam. Leżał przykryty kocem na kanapie, a po jego zamkniętych powiekach wywnioskowałam, że jeszcze śpi. Przemknęłam cicho do kuchni i wyjęłam jedną tabletkę z odpowiedniego opakowania. Podeszłam do szafki aby wyciągnąć szklankę na wodę, jednak moja niezdarność spowodowana ograniczonymi ruchami doprowadziła do tego, że szkło rozbiło się z hukiem o podłogę.
- Cholera - powiedziałam dosyć głośno, po czym niemal od razu dostrzegłam obok siebie blisko dwumetrową postać, od której dało się wyczuć woń alkoholu pomieszaną z drogimi perfumami.
- Co się stało? 
- Nic - błyskawicznie podniosłam się, czego pożałowałam bo okrasiłam to syknięciem z bólu.
- W porządku? - spytał ponownie i delikatnie złapał mnie za ramię, na co w odpowiedzi pokiwałam głową. - Chodź usiąść.
Dosłownie chwilę później siedziałam już wygodnie obok niego i wyraźnie widziałam, że zbiera się do tego aby coś powiedzieć.
- Dużego zrobiłem z siebie idiotę?
W reakcji na to pytanie zaśmiałam się lekko.
- Dlaczego tak myślisz?
- Wiesz dlaczego.
- Według mnie nie - odparłam z uśmiechem.
- Za bardzo się schlałem.
- Zauważyłam.
- Całowaliśmy się, prawda?
W tej chwili nie mogłam ukryć uśmiechu i w odpowiedzi tylko przytaknęłam.
- Która godzina?
- Dwadzieścia po dziesiątej.
- Dzięki, że mnie przenocowałaś, ale muszę już iść.
Tymi słowami po raz kolejny rozbił moją wewnętrzną powłokę, która ledwo chroniła mnie przed tym, aby całkowicie się nie rozsypać. W tej chwili poczułam nagły impuls.
- Nie tym razem - powiedziałam stanowczo i przyciągnęłam go do siebie na tyle mocno, że udało mi się zatopić w jego ustach, czemu na szczęście się nie sprzeciwiał.
- Alicja...
Ponowiłam swój pocałunek tym razem tak zachłannie i tak rozpaczliwie, jakbym w ten sposób miała sprawić, żeby ze mną został. Kiedy przestałam, spojrzałam mu prosto w oczy i po zaczerpnięciu głębokiego oddechu powiedziałam to, czego nie powiedziałam mu jeszcze ani razu.
- Kocham cię, Facu.
Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Pogładził dłonią mój policzek i odparł zadowolony :
- W końcu się doczekałem.
Zrobiłam zdziwioną minę i zmarszczyłam brwi, jednak tym razem to on przejął inicjatywę i w ten charakterystyczny dla siebie sposób złożył pocałunek na moich wargach. Poczułam, jak oblewa mnie błoga fala ciepła. W jednej chwili wszystko stało się jasne i ułożyło w spójną i logiczną całość, dzięki czemu mogliśmy się rozkoszować smakiem swoich ust.
Później...
- Wytłumacz mi teraz, o co tutaj chodzi - powiedziałam z uśmiechem, tkwiąc w jego szczelnym, ale jednocześnie delikatnym uścisku.
- Nie ma co tłumaczyć - odpowiedział, całując czubek mojej głowy.
- No a to całe twoje zachowanie? Skąd ta nagła zmiana?
- Żadna zmiana. Udawałem.
- Że co? - podniosłam się zaintrygowana jego wyznaniem.
- Udawałem, żeby sprawdzić czy naprawdę ci na mnie zależy.
- Ty wredny małpiszonie! - zaśmiałam się i szturchnęłam go. - Oczywiście, że zależy - dodałam.
- No nie wiem, nie jestem przekonany - droczył się ze mną.
- W takim razie spróbuję to zrobić - odparłam i obdarowałam go kolejnym już w krótkim czasie pocałunkiem.
- A możesz powtórzyć to, co powiedziałaś zanim chciałem wyjść?
- Kocham cię - wyszeptałam mu do ucha i wtuliłam w jego ciepły i umięśniony tors.
Spędziliśmy ze sobą całe przedpołudnie przyklejeni do siebie jak najbardziej zakochana para na świecie, chociaż muszę przyznać, że tak się w tej chwili czułam. Odzyskałam go. Odzyskałam największe szczęście, jakie spotkało mnie w przeciągu tych kilku miesięcy i wszystko byłoby zbyt piękne, gdyby na ziemię nie sprowadziła mnie godzina 16:30.
- Myślałam, że z tym samolotem to jakaś ściema.
- Nie. Za godzinę muszę być na lotnisku.
- Po tym co się wydarzyło chcesz mnie tak po prostu zostawić?
- Nie chcę, ale nie mam wyjścia. Za kilka dni mam zgrupowanie kadry.
- To się nie uda.
- Uda, zobaczysz. Wiem, przyleć do mnie.
- Facu...
- No co? Poznasz moją rodzinę, zajmiemy się tobą no i na pewno znajdę trochę więcej czasu.
- Będąc na zgrupowaniu? Nie mogę rzucić wszystkiego i lecieć na drugi koniec świata.
- Nie wiem kiedy znowu będę mógł się wyrwać, a przecież nie chcę się na długo rozstawać.
- No to co zrobimy?
- Coś wymyślę, obiecuję - odpowiedział i cmoknął mnie w czoło.
- W porządku, wierzę ci - westchnęłam.
- Te amo, hermosa.
- Ja ciebie też - odparłam i po raz ostatni zasmakowałam jego ust.
Kiedy opuścił moje mieszkanie, miałam mieszane uczucia. Z jednej strony cieszyłam się, że do siebie wróciliśmy, ale z drugiej już musieliśmy się rozstać. Otuliłam się kocem, przez który przesiąkły jego perfumy. Na szczęście moja samotność nie trwała długo, bo już po kilkunastu minutach usłyszałam dzwonek do drzwi, a potem postać pojawiającego się Adama.
- No i jak tam, księżniczko? - zaśmiał się. - Nie zanudziłaś się?
- Powiem ci, że absolutnie nie.
- Znalazłaś sobie jakieś ciekawe zajęcie?
- Bardzo - droczyłam się z nim.
- Ej, mała? Czy ja o czymś nie wiem?
- Wiesz o wszystkim - odparłam z uśmiechem.
- Jeśli jesteś taka zadowolona, to istnieją tylko dwie opcje. Albo ucieszył cię tak mój widok, albo ktoś tu się pogodził z gorącym panem z Argentyny.
- Bingo!
- Naprawdę?! Kiedy? - zdziwił się.
- Dziś rano.
- Jestem geniuszem.
- Niby czemu? - zaśmiałam się.
- Bo to ja was pogodziłem - uniósł ręce w triumfalnym geście.
- Nie, sami się pogodziliśmy - przekomarzałam się z nim.
- Ej!
- No dobra, przy twojej drobnej pomocy.
- Drobnej?!
- Wielkiej! Dziękuję! - odparłam i pocałowałam go w policzek.
- Tak lepiej. A teraz żyjcie długo i szczęśliwie - wybuchnął śmiechem.
- Z tym może być mały problem, zważając na kilometry, które dzielą Warszawę od Buenos Aires.
- Skoro przyleciał tu specjalnie dla ciebie, to na pewno wykombinuje coś, żebyście mogli być razem.
- Dokładnie to samo powiedział, a tak a pro po, nie przyleciał specjalnie dla mnie.
- Tak, wmawiaj sobie - zaśmiał się. - Idę zrobić coś do jedzenia, czego sobie życzysz? - spytał i pokierował się do kuchni, zostawiając mnie w salonie, wygodnie zalegającą na kanapie.
Dzięki odwiedzinom dwóch uwielbianych przeze mnie panów, dzień minął naprawdę szybko. Bez zbędnych ceregieli zjadłam kolację, wykąpałam się i ułożyłam do łóżka. Z nadmiaru emocji trudno mi było zasnąć, jednak po kilku próbach się to udało. Niespodziewanie w środku nocy usłyszałam telefon. W pierwszej chwili potraktowałam go jak budzik i chciałam wyłączyć, ale osoba wyświetlająca się na ekranie rozjaśniła mój umysł.
- Zatłukę cię - wymamrotałam zaspana. - Czy ty wiesz, która jest godzina?
- Dochodzi dwudziesta druga.
- Nie kotku, dochodzi trzecia w nocy.
- O kurde, zapomniałem o strefie.
- Czemu zawdzięczam telefon o tak nietypowej godzinie? - zaśmiałam się, po czym zapaliłam lampkę nocną.
- U mnie nie jest aż tak nietypowa. Stęskniłem się za tobą - zawtórował mi.
- Szybko.
- A ty nie?
- Wiesz, o tej porze nie myślę raczej o takich sprawach, ale chyba jednak troszkę też.
- Troszkę?
- Za krótko cię nie ma, pewnie jutro będę już umierać z tęsknoty - droczyłam się.
- Bardzo śmieszne.
- No bardzo.
- Może zadzwonię o bardziej ludzkiej porze, co?
- Skoro już mnie obudziłeś, to mów co masz do powiedzenia.
- Pojutrze zaczynam zgrupowanie. Będzie trwało około dwóch tygodni, a później mam tydzień luzu. Wiesz co to oznacza?
- Że dłużej pośpisz? - zaśmiałam się.
- Tak, z tobą - zawtórował mi.
- Ze mną? Przez Skype'a?
- Przekonasz się.
- Jestem bardzo ciekawa.
- Bądź i szykuj się.
- Kocham cię, wariacie - odparłam z uśmiechem.
- Ja ciebie też, wariatko. Dobranoc - powiedział i rozłączył się, po czym mogłam wrócić do swojej poprzedniej czynności, jaką był błogi sen.
Rano, lekko niewyspana zwlekłam się z łóżka i topornie przebrnęłam przez poranną toaletę. Odebrałam już dwa połączenia od Adama, który nie byłby sobą gdyby nie poudawał mojej mamy i nie zapytał się czy jadłam już śniadanie i czy niczego mi nie potrzeba. Pogadałam chwilę z Aśką, koleżanką z uczelni i dowiedziałam się, co mnie ominęło podczas nieobecności. Dowiedziałam się, że mamy możliwość zaliczenia roku dwa miesiące przed terminem co nie powiem, bardzo mnie ucieszyło, gdyż oznaczało to dłuższe wakacje. Po zakończonej rozmowie odpaliłam laptopa i odebrałam maila z notatkami z zajęć, które od razu pokrótce przeanalizowałam. Ugotowałam prosty i nieskomplikowany obiad i w miarę swoich obecnych możliwości posprzątałam w mieszkaniu. Poczułam ból dający się we znaki, dlatego postanowiłam odpocząć i poczekać aż minie. Po kilkunastu minutach sytuacja uległa poprawie, a kiedy tylko podniosłam się z fotela, usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Mama? - spytałam radośnie, kiedy ujrzałam ją w progu.
- Cześć słoneczko - odparła i przytuliła mnie.
- Co ty tu robisz? Dlaczego nie powiedziałaś, że przyjeżdżasz?
- Chciałam ci zrobić niespodziankę i z tego co widzę, chyba się udała.
- Jak jasna cholera - zaśmiałam się.
- Ej, wyrażaj się.
- Oj mamo - odparłam i zaprosiłam ją do salonu.
Później...
- A co tam u Javiera? 
- Ma trochę pracy, ale za to mnie udało się wyskrobać kilka dni urlopu, więc nie mogłam nie odwiedzić mojego maleństwa - uśmiechnęła się.
- Maleństwa? Jestem wyższa o głowę - zachichotałam.
- Dla mnie zawsze będziesz maleństwem. No dobrze, to teraz powiedz mi, jak tam twoje sprawy sercowe - powiedziała wyraźnie zaciekawiona.
- Naprawdę muszę ci się spowiadać z tych rzeczy? - spytałam, z naciskiem na słowo "tych".
- No przecież muszę być na bieżąco bo nie wiem, czy zbierać już na wesele, czy nie.
- Nie, mamo. Zapewniam cię, że nie musisz - odparłam rozbawiona.
- Czyli nikt się tam koło ciebie nie kręci?
- Kręci się, bardzo się kręci - powiedziałam rozmarzona.
- Przystojny? Wysoki?
- Numer buta też chcesz znać? - zaśmiałam się.
- To chociaż zdradź jak ma na imię.
- Facundo.
- Hiszpan?
- Nie, Argentyńczyk.
- No to skąd go wytrzasnęłaś? - zdziwiła się.
- Sam się wytrzasnął - odparłam wesoło. - A tak na poważnie, poznaliśmy się podczas moich praktyk w Bełchatowie. Jest siatkarzem i gra w tamtejszym klubie.
- W takim razie pewnie chłopak jak malowany - stwierdziła zadowolona.
- Można tak powiedzieć.
- Mam nadzieję, że któregoś dnia mi go przedstawisz.
- Zobaczymy. A ty zdaje się miałaś dla mnie jakąś ważną wiadomość - zmieniłam temat.
- Tak, tylko nie wiem czy ci się to spodoba...
____________________________________________________________

Proszę bardzo, mówicie - macie :) Chciałyście happy endu, jest i happy end a co będzie dalej, kolejne rozdziały pokażą ;D Wreszcie czuć lato! <3 Cały dzień spędziłam na opalaniu się w przydomowym ogródku i sączeniu zimnych napojów, oczywiście bezalkoholowych ;) A Wy jak spożytkowałyście ten piękny dzień? :) Jutro i pojutrze pranie perskiego dywanu ;) Oglądamy, kibicujemy, cieszymy się :) Rozdział siedemnasty już w niedzielę, buziaki ;*

#uzależniona_od_siatkówki

niedziela, 31 maja 2015

ROZDZIAŁ XV

ROZDZIAŁ XV

- O mój Boże - szepnęłam sama do siebie i jak zauroczona zaczęłam patrzyć się na postać stojącą w progu.
- Co on z tobą zrobił?
W odpowiedzi tylko wzruszyłam ramionami i spuściłam wzrok.
- Mogę wejść?
- T-tak - odparłam i bez wahania wpuściłam go do środka.
Oboje zajęliśmy miejsca w salonie i przez chwilę napawaliśmy się w ciszy swoim widokiem.
- Skąd ty się tu w ogóle wziąłeś? Przecież powinieneś być... w Argentynie - powiedziałam zmieszana i w dalszym ciągu zdumiona jego obecnością.
- Musiałem załatwić sprawę w klubie, o której zapomniałem przed wyjazdem. Dopiero potem dowiedziałem się, że miałaś wypadek.
- Od kogo? Nico ci wygadał?
- Nie, akurat nie on - zaśmiał się.
- No to kto? - spytałam lekko zirytowana.
- Adam.
Byłam zaskoczona jego odpowiedzią. Niby po co Adam do niego zadzwonił i czemu mówił cokolwiek na mój temat? Zmarszczyłam brwi, po czym zaproponowałam Facundo coś do picia.
- Bardzo cię boli? 
- Już nie - odparłam z delikatnym uśmiechem.
Chwilę później siedzieliśmy tuż obok siebie, czemu towarzyszyła dość niezręczna cisza.
- A tak w ogóle co słychać? 
- Wszystko w porządku.
- To dobrze.
- A jak twoje studia?
- Też w porządku. Na razie muszę spauzować.
- Poradzisz sobie - uśmiechnął się.
Nasza rozmowa wyglądała dość oficjalnie, mimo to nie mogliśmy oderwać od siebie wzroku.
- Tęskniłam - wyszeptałam i nie mówiąc nic więcej zbliżyłam się do jego twarzy na minimalną odległość tak, że bez większego problemu czułam jego oddech i bicie serca. Musnęłam jego usta, jednak nie doczekałam się reakcji.
- Przestań - odpowiedział.
- Ale...
- To nic nie zmieni. 
- Myślałam...
- Niepotrzebnie. Nie chcę znowu tego przerabiać. 
- No to dlaczego tu przyszedłeś?
- Adam... nagadał mi dziwnych rzeczy.
- To znaczy jakich?
- Powiedział, że nie powinienem cię zostawiać, że jesteśmy dla siebie stworzeni i że oboje jesteśmy... ekhem... niezbyt inteligentni. Ale to przecież ty mnie zostawiłaś dla tego Igora. Zobacz jak to się skończyło.
- Wiem. Jestem kompletną idiotką.
Po chwili znów zapanowała cisza, którą przerwał Argentyńczyk podnoszący się z miejsca.
- Pójdę już.
- Na pewno nie chcesz jeszcze zostać?
- Nie powinienem.
- W takim razie co? Wracasz do domu?
- Jutro wieczorem.
- No to co będziesz robił do tego czasu?
- Nie przejmuj się, mam co robić. Trzymaj się - powiedział i stanął w progu drzwi, okalając mnie jeszcze raz swoim spojrzeniem.
- Ty też... chociaż właściwie wiesz co? Jesteś świnią - odparłam zirytowana.
Automatycznie jego twarz przyprawił niemały grymas.
- To znaczy? - spytał równie zdenerwowany.
- Przychodzisz sobie jak gdyby nigdy nic, rozdrapujesz moje rany i tak po prostu wychodzisz. Dlaczego to zrobiłeś? Przecież już dostałam nauczkę!
- Jestem tu tylko na prośbę Adama.
- Nie wierzę.
- No to nic ci na to nie poradzę.
- Wiesz, mimo tego wszystkiego ja dalej mam uczucia, a właśnie w tej chwili kompletnie je rozdeptałeś - odparłam rozedrganym głosem.
- Teraz wiesz, jak się wtedy czułem. 
- Jesteś...
- Widzisz mnie już ostatni raz.
- W takim razie wiesz gdzie jest wyjście.
- Zdrowiej, cześć.
Zamiast jakiejkolwiek odpowiedzi po prostu zatrzasnęłam za nim drzwi. Gdyby nie leki przeciwbólowe, już dawno sączyłabym wysokoprocentowy napój alkoholowy w nadziei, że pozbędę się go z mojej głowy i raz na zawsze zapomnę o tym, że w ogóle kiedykolwiek go poznałam. Na szczęście niedługo potem zjawił się Adam. Cieszyłam się z jego wizyty, jednak z drugiej strony byłam na niego trochę zła za to, że zadzwonił do Facundo i ściągnął go tu.
- Po prostu nie mogłem dłużej patrzeć na to jak za nim tęsknisz - tłumaczył się.
- Niestety nic to nie dało, a wręcz bardziej pogorszyło - odparłam beznamiętnie, chociaż w środku szalały wszystkie moje emocje, które usiłowałam opanować.
- Przykro mi - powiedział i przytulił mnie.
- Mi też - westchnęłam ciężko i spróbowałam zmienić temat. - No a jak tam sprawa z Zuzą? Jak wam się układa?
- Przecież nie jesteśmy razem - zaśmiał się.
- Ale to tylko kwestia czasu kiedy będziecie - zawtórowałam mu.
- Tak myślisz?
- Pewnie! Z tego co o niej mówisz i ze zdjęć które mi pokazałeś, nie mam żadnych wątpliwości - uśmiechnęłam się.
- Fajnie by było. Jest naprawdę cudowna.
- I trafiła na cudownego faceta. Z tej mąki musi być chleb.
- Zobaczymy, ale mimo wszystko ciągle mi ciebie żal.
- Nie przejmuj się. Było, minęło, a zresztą pomyśl. Jak by to miało wyglądać skoro on mieszka w Argentynie a ja tu? Co? Widywalibyśmy się w wakacje? Albo przez te kilka miesięcy kiedy gra w Bełchatowie i tak nie ma czasu? To jakaś totalna fikcja - odparłam, jednocześnie nie zgadzając się w zupełności ze sobą, gdyż rozum podpowiadał jedno, a serce czuło drugie.
Później...
- Kurczę, zasiedziałem się.
- Nie szkodzi. Lubię twoje towarzystwo.
- Muszę się zbierać, a ty powinnaś odpocząć.
- Odpoczywam już ponad tydzień - zaśmiałam się.
- Im więcej odpoczywasz, tym szybciej zdrowiejesz.
- Powinieneś wybrać medycynę - skwitowałam i szturchnęłam go lekko w bok.
- Wpadnę jutro po południu. Potrzebujesz czegoś?
- Nie, dziękuję - uśmiechnęłam się.
- Do zobaczenia, księżniczko.
- Do zobaczenia - pożegnałam go i zamknęłam drzwi na klucz.
Godzina zegara wskazywały 22:40. Wcale nie miałam zamiaru położyć się spać, bo i tak chyba nie mogłabym zasnąć. Słuchając grającego w tle telewizora, odpaliłam laptopa i z nudów zaczęłam przeglądać różne strony i portale. Kiedy ponownie spojrzałam na zegarek, dochodziła już północ. Dość leniwie i ociężale zabrałam się na wykonywanie wieczornych czynności w toalecie, jednak po około dwudziestu minutach byłam gotowa do snu. 
W nocy...
Przewracałam się z boku na bok. Nie dość, że znów zaczęłam odczuwać ból głowy, to jeszcze po raz kolejny moje myśli krążyły tylko wokół jednej osoby. W efekcie tego z moich oczu popłynęły łzy, których nijak nie potrafiłam opanować. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Nikt normalny nie odwiedzałby nikogo o drugiej w nocy, mimo to usilne dobijanie się do mojego mieszkania zmusiło mnie do wstania i pokierowania się ku przedpokojowi.
- Czy ty naprawdę masz jakiś problem? - wymamrotałam zaspana, ocierając jednocześnie mokre policzki.
- Pieprzyć to - powiedział i wpił się prosto w moje usta...
____________________________________________________________

Bingo! Miałyście rację ;D Wiem, że rozdział miał być dłuższy, ale jakoś napisał się taki :) Za to szesnastka też jest już gotowa i zapewniam, że jest dość pokaźnych rozmiarów i w czwartek będzie co czytać :D Jak pojedynki Polska-Rosja? Podobały się? To dopiero dwa mecze, a już przeżyliśmy mini horror w spotkaniu numer 2 ;) Jak już wcześniej wspomniałam, rozdział numer szesnaście ukaże się w czwartek, a do tego czasu ściskam Was mocno! :) Trzymajcie się ;*

#uzależniona_od_siatkówki

czwartek, 28 maja 2015

ROZDZIAŁ XIV

ROZDZIAŁ XIV

Czuję przeszywający i pulsujący ból głowy. Nie mogę otworzyć oczu, ani tym bardziej podnieść się, gdyż plastik owijający moją szyję skutecznie mi to utrudnia. Słyszę różne głosy, ale jeden z nich potrafię rozpoznać bez problemu.
- A-Adam - szepczę, nie mając siły na wydobycie głośniejszego dźwięku.
Niemal natychmiast czuję zbliżającą się postać, która zajmuje miejsce tuż przy mnie.
- Ala?
Druga próba podniesienia powiek udaje się, dzięki czemu widzę znajomą sylwetkę.
- Co się ze mną dzieje?
- Miałaś wypadek - westchnął ciężko.
- Jaki wypadek? - dopytuję, siłując się jednocześnie z własnym ciałem, aby doprowadzić je do pozycji półsiedzącej.
- Nie ruszaj się. Nie wolno ci.
- Możesz mi w końcu powiedzieć co się stało? - ton mojego głosu staje się wyraźnie silniejszy.
- Spadłaś ze schodów.
Przy pomocy jego słów błyskawicznie przypominam sobie wcześniejsze wydarzenia, które sprawiły, że jestem w tym miejscu.
- Igor...
- Spokojnie, nic ci już nie zrobi.
- A gdzie ja właściwie jestem?
- W szpitalu w Bełchatowie. Dzwoniłem do twojej ciotki, niedługo powinna się zjawić.
- Wiedziałam żeby tu nie przyjeżdżać.
- To nie twoja wina, skąd mogłaś wiedzieć, że...
- Nieważne. Był tu jakiś lekarz i mówił co i jak?
- Był jakieś pół godziny temu, ale jeszcze spałaś. Mówił, że musisz mieć usztywniony kręgosłup, stąd ten kołnierz.
- Coś jeszcze?
- Masz prawą rękę w gipsie, no i kilka siniaków i zadrapań. Na szczęście nic groźniejszego się nie stało, ale muszą cię tu trochę przytrzymać.
- Ile?
- Nie wiem. Pewnie tyle ile będzie trzeba.
- Nie chcę tu być. Chcę wrócić do Warszawy.
- Zabiorę cię do domu kiedy tylko będzie można.
- To miejsce przynosi mi pecha - westchnęłam i odwróciłam lekko głowę w stronę okna.
Później...
- Ty mnie normalnie przyprawisz o zawał.
- Spokojnie ciociu, jak widzisz żyję i mam się całkiem dobrze - zaśmiałam się w celu rozluźnienia atmosfery.
- Może warto byłoby powiadomić mamę, co?
- Po co? Nie denerwujmy jej. Niedługo stąd wyjdę, a poza tym kiedy tylko będą wakacje, pojadę ją odwiedzić. Zostawmy to tak jak jest.
W odpowiedzi ciotka przewróciła oczami i zaczęła zapełniać moją szafkę różnymi artykułami spożywczymi. 
Po upływie około godziny zostałam sama. Czułam się jak sparaliżowana, nie mogąc wstać ani poruszyć głową czy zagipsowaną ręką. Czas dłużył się niemiłosiernie, a na dodatek nie mogłam spać. Ciągle czułam ból. Na szczęście udało mi się w końcu odpłynąć, aby chociaż w minimalnym stopniu dać upust zmęczeniu i trudom całego dnia.
Rano...
Obudziły mnie promienie słońca przedzierające się przez nieszczelnie zasłonięte rolety. Usłyszałam krzątającą się pielęgniarkę, która wyraźnie zbliżała się do mojej osoby.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry - odparłam.
- Muszę zrobić zastrzyk i zmienić kroplówkę. Jak się czujesz?
- Głowa mnie boli. Tak poza tym raczej dobrze.
- Z dnia na dzień będzie coraz lepiej, trochę cierpliwości - zaśmiała się i wbiła strzykawką w moją skórę. - Tak w ogóle, to chyba ktoś do ciebie przyszedł.
- Kto? - zdziwiłam się. - O tej godzinie? Przecież jest dopiero...
- Dziesiąta rano - przerwała mi. - Długo spałaś. 
- Późno zasnęłam. 
- Dobrze. Na razie to wszystko. Za około godzinę przyjdzie lekarz i sprawdzi czy wszystko w porządku - powiedziała i sprawnym ruchem opuściła moją salę.
Nie minęła minuta, kiedy przez drzwi przeszła dobrze znana mi postać.
- Nico?
- Cześć.
- Co ty tu robisz? - zdziwiłam się.
- Słyszałem co ci się stało, więc postanowiłem cię odwiedzić, chociaż widzę, że dobrze o ciebie dbają - uśmiechnął się, wskazując na szafkę przy łóżku uginającą się wręcz od ilości jedzenia i innych mniej lub bardziej przydatnych rzeczy.
- To miłe - odwzajemniłam uśmiech. - A nie masz dzisiaj przypadkiem treningu?
- Gdybym miał, nie było mnie tu teraz.
- No tak, racja.
- To... jak się czujesz? - spytał.
- Dobrze - skłamałam. - Pewnie niedługo stąd wyjdę.
- Cieszę się. Gdyby Facu...
- Proszę, nie mówmy o nim - przerwałam mu.
- Pewnie by się zmartwił - dokończył.
- Liczę na to, że niczego się nie dowie.
- Jeśli chcesz, no to nic mu nie powiem.
- Dzięki. To skończona historia, nie chcę do tego wracać. Poza tym minął już ponad miesiąc, więc...
- I myślisz, że przez ten miesiąc o tobie zapomniał?
- Mam taką nadzieję. No a co tam u was? Jak chłopaki? - zmieniłam temat.
- Jak zawsze wspaniale - zaśmiał się. - Karol ma jakieś tam drobne urazy, ale to nic takiego. Żarcik go nie opuścił - dodał.
- Cieszę się - zawtórowałam mu. - Czego jak czego, ale tych jego przekomarzań z Andrzejem brakuje mi najbardziej.
- Zawsze możesz nas odwiedzić.
- Zobaczymy jak to wyjdzie.
- Dobra, wiesz co będę się już zbierał. Mam jeszcze parę spraw do załatwienia, a poza tym nie chcę cię zanudzać. Odpoczywaj - powiedział i z uśmiechem opuścił moją salę.
Spędziłam w szpitalu cały tydzień. W międzyczasie ciotka na przemian z Adamem starali się mnie regularnie odwiedzać. Na szczęście byłam już w stanie opuścić budynek o własnych siłach, dlatego też dzięki mojemu przyjacielowi mogłam wrócić do domu. Oczywiście o powrocie na uczelnię nie było jeszcze mowy, ale samo przebywanie w moim warszawskim mieszkaniu sprawiało, że czułam się o wiele lepiej.
- Na pewno sobie poradzisz?
- Tak. Na pewno, a gdyby nawet coś było nie tak, to przecież mieszkasz całkiem niedaleko.
- Pamiętaj. Masz leżeć i odpoczywać. Żadnych gwałtownych ruchów.
- Mówisz tak samo jak ten lekarz - zaśmiałam się.
- Trzymaj się mała. Wpadnę wieczorem - powiedział, po czym cmoknął mnie w czoło i opuścił moje mieszkanie.
Nie pozostało mi nic innego, jak tylko zastosować się do jego rad i zająć jakże dogodne miejsce, jakim była moja ukochana kanapa w salonie. Zanim się tam udałam, zbliżyłam się do lustra i spojrzałam w jego odbicie. Posiniaczona twarz. Dosłownie jakbym stoczyła z kimś walkę na ringu i nie uniknęła ani jednego ciosu. Z czasem jednak powinno być coraz lepiej i według prognoz lekarzy, w przeciągu dwóch tygodni nie powinno już być ani śladu. Jedyne ograniczenie stanowił kołnierz i gips na ręce, ale i tego w niedługim czasie miałam nadzieję się pozbyć. Przebrana w luźne dresy i sweter zaparzyłam sobie malinowej herbaty i usadowiłam wygodnie przed telewizorem. Znalazłam dosyć przyjemną komedię, w którą zupełnie się wciągnęłam, nie zdając sobie nawet sprawy, że ktoś puka do drzwi. Z trudem podniosłam się do pozycji stojącej i wolnym krokiem przemierzyłam dystans dzielący kanapę od przedpokoju. W pewnym momencie w mojej głowie zaczęły krążyć różne myśli. Pierwszą z nich odruchowo był Igor. Po chwili jednak się ogarnęłam i przekręciłam klucz. Byłam w totalnym szoku widząc osobę, która stoi tuż przede mną.
- Ala...
____________________________________________________________

14 :) Polska, Biało-Czerwoni! :D Co to był za mecz, po prostu poezja. Szybko, łatwo i przyjemnie. Oby jutro było podobnie ;) Jak rozdział? Podoba się? Kolejny będzie dłuższy i pojawi się już w niedzielę :) Jutro trzymamy ponownie kciuki za Naszych chłopców, Alleluja i do przodu! :D Do niedzieli, buziaki ;*

#uzależniona_od_siatkówki

poniedziałek, 25 maja 2015

ROZDZIAŁ XIII

ROZDZIAŁ XIII


Przyciągnął mnie do siebie i spojrzał prosto w oczy. Z nieustającym uśmiechem przybliżył swoje wargi do moich i zamienił to w naprawdę namiętny pocałunek. Trzymał mnie tak mocno, że nie byłam w stanie zaprotestować ani go odepchnąć. Po chwili jednak sam to zrobił i pogłaskał mój policzek, w który niemal natychmiast wymierzył cios.
- Mam nadzieję, że to pozwoli ci zapamiętać, że nie szpera się w cudzych rzeczach.
- A ja mam nadzieję, że dzięki temu zapamiętasz, że kobiet się nie bije - odparłam i zaserwowałam mu to samo, co on przed chwilą mi. - A teraz wynoś się stąd! - krzyknęłam i odepchnęłam go od siebie na bezpieczną odległość.
O dziwo, bez żadnego sprzeciwu posłuchał mnie i spokojnie opuścił mieszkanie. Wiedziałam oczywiście, że to nie może się tak wspaniałomyślnie skończyć i jeszcze na pewno o sobie przypomni, ale w tej chwili cieszyłam się, że zostałam sama i nie musiałam go oglądać. 
Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam z niej warzywną mrożonkę. Przyłożyłam ją do twarzy i poczekałam aż ból minie. W tym momencie zaczęłam płakać i bynajmniej nie z powodu incydentu sprzed chwili, ale dlatego, że przypomniałam sobie wczorajszą rozmowę z Facu. Z jednej strony cieszyłam się, że sprawa z Igorem była najprawdopodobniej zakończona, jednak z drugiej czułam wielką pustkę. Po piętnastu minutach doprowadziłam się do względnego ładu i opuściłam mieszkanie kierując się do hali, mimo że mój wygląd zewnętrzny mógł przerazić niejednego mijanego przeze mnie przechodnia.
Miesiąc później...
31 dni. 31 długich dni, które musiały upłynąć, abym mogła wrócić do domu, do Warszawy. Jedynym pozytywem było to, że Igor dał mi spokój, mimo że nie zabrał swoich rzeczy z mojego domu. W pewnym sensie skutecznie mu to utrudniłam, bo kiedy za każdym razem próbował dobić się do moich drzwi, lub bombardować połączeniami, drzwi były nieotwierane a połączenia odrzucane. Tęskniłam za Facu. Z opowiadań Nico wiedziałam, że czuł się coraz lepiej, a ręka była już prawie w pełni sprawna. Właściwie nie poznałam żadnych dodatkowych informacji, albo po prostu nie chciałam ich znać żeby bardziej się nie dołować. Nim się obejrzałam, nadszedł dzień, kiedy to moje praktyki dobiegły końca. Po raz ostatni wstałam o 8 rano, zjadłam śniadanie i po przebraniu się w wyjściowe ubrania obrałam kierunek, jakim była bełchatowska hala. Musiałam odebrać papiery świadczące o odbytym stażu, no i oczywiście pożegnać się z trenerem i zawodnikami, z którymi nijak przez pół roku dosyć się zżyłam.
- Przecież oni się tu bez ciebie zapłaczą - zaśmiał się Falasca, który trzymał w już w dłoniach "firmową" teczkę, zawierającą wszystkie potrzebne dokumenty.
- Mają pana - odparłam z uśmiechem.
- Tak, ale ja nie mam takich ładnych, brązowych oczu i długich włosów.
- Myślę, że jakoś da pan sobie radę - dodałam śmiejąc się, po czym w geście podziękowania uścisnęłam mu dłoń.
- Wpadnij jeszcze któregoś dnia nas odwiedzić.
- Zobaczymy - powiedziałam z uśmiechem - Do widzenia.
Po opuszczeniu budynku zauważyłam czekającego już Adama, który obiecał, że przyjedzie i zabierze mnie do domu. Jakby nie patrzeć, podróż autobusem z trzema wielkimi torbami nie byłaby raczej dobrą alternatywą.
- Nareszcie - uśmiechnął się szeroko i podszedł aby mnie przytulić.
- To chyba ja to powinnam powiedzieć, ale masz rację, nareszcie.
Droga do Warszawy upłynęła w ekspresowym tempie i nim się obejrzałam, staliśmy pod odpowiednim budynkiem.
- Zrobiłem zakupy. Wszystkie potrzebne rzeczy są w lodówce, albo w szafce przy oknie. Teraz muszę lecieć na siłownię, ale może później znajdę czas żeby wpaść. Gdyby coś się działo...
- Adaś, jestem już duża, naprawdę - zaśmiałam się - Poradzę sobie.
- No wiem, ale dawno cię tu nie było i chciałem żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik.
- I jest. Dziękuję - odparłam i z uśmiechem cmoknęłam go w policzek. - Do zobaczenia - dodałam i odprowadziłam go wzrokiem na sam dół klatki schodowej.
Nie ma to jak w domu. Po rozpakowaniu kilku rzeczy, włączyłam swoją ulubioną składankę i wyłożyłam się wygodnie na kanapie, zatracając się wyłącznie w dźwiękach melodii wydobywającej się z głośnika. Od jutra miałam wrócić na zajęcia. Byłam mniej więcej na bieżąco z materiałem dzięki podsyłanym notatkom, ale dla większej pewności postanowiłam do nich jeszcze na chwilę wrócić. Nie minęło kilka minut, kiedy zadzwonił telefon i powiem szczerze, że tego numeru raczej się nie spodziewałam.
- Dzień dobry panie Łukomski. Czy coś się stało?
- Dzień dobry.Właściwie to tak. Chodzi o rzeczy, które zostawiła pani w mieszkaniu. Co mam z nimi zrobić?
Chwilę zajęło mi zreflektowanie o jakie rzeczy może chodzić, jednak oczywiście przypomniałam sobie, o czym mówi właściciel bełchatowskiego mieszkania, które wynajmowałam.
- Wie pan co, w zasadzie może je pan śmiało wyrzucić na śmietnik - odpowiedziałam stanowczo.
- Jest pani pewna? Sporo tu tego. Na pewno nie chce pani ich zabrać?
- Na pewno. Proszę je wywalić.
- A może jednak dałaby pani radę tu przyjechać i sama się nimi zająć? Byłoby mi niezręcznie pozbywać się tylu cudzych rzeczy.
Dopiero co wróciłam do domu i odcięłam się od tamtego życia, ale dzięki naleganiu właściciela zgodziłam się przyjechać jutro po uczelni i osobiście zająć tą sprawą.
- Ech, dobrze. Będę jutro po 17. Pasuje panu?
- Tak. Czyli granice 17. Do zobaczenia.
- Do widzenia.
Resztę dnia spędziłam na sprzątaniu, układaniu ubrań na właściwych miejscach i ogólnym ponownym dopasowaniu się do mojego ukochanego, warszawskiego mieszkania. Nim się obejrzałam, dochodziła 23 co oznaczało, że czas najwyższy położyć się spać tym bardziej, że nazajutrz o 9:30 czekały mnie zajęcia z fizjoterapii.
Rano...
Po szybkim ogarnięciu mojej skromnej osoby i zjedzeniu pożywnego śniadania, zabrałam klucze od domu i dzięki komunikacji miejskiej dotarłam na uczelnię. Przywitałam się ze wszystkimi znajomymi, po czym skupiłam się tylko i wyłącznie na zajęciach. Około godziny 15 byłam już wolna i szybkim krokiem udałam się na dworzec autobusowy w celu odbycia "podróży" do Bełchatowa. Punktualnie o 17:10 dotarłam na miejsce. Wybrałam numer do Łukomskiego i czekałam na odbiór połączenia.
- Dzień dobry pani Alicjo. Wiem, że byliśmy umówieni, ale wypadły mi bardzo ważne sprawy rodzinne, więc musi pani poradzić sobie sama. Klucze są tam gdzie zwykle, a kiedy pani skończy, proszę je tam również zostawić. Jeszcze raz przepraszam.
- Dobrze, nic się nie stało - odparłam, po czym rozłączyłam się i skierowałam do dawnego mieszkania.
Nie tracąc zbytnio czasu, od razu przeszłam do rzeczy, a tak konkretniej do pokoju, w którym zamieszkiwał Igor i w którym zalegały jego ubrania i inne klamoty, których musiałam się pozbyć.
Dorwałam wielki foliowy worek i wzięłam do roboty. Nie myśląc za wiele, wyrzucałam wszystko bez większego zastanowienia. W pewnym momencie usłyszałam czyjeś kroki. Pierwszą myślą, jaka przyszła mi do głowy było to, że to może właściciel znalazł chwilę czasu i wpadł żeby mi pomóc, jednak ręce, które poczułam na swoich oczach i cichy, ale przyspieszony oddech za moimi plecami w jednej chwili całkowicie rozwiał moje wątpliwości.
- Witam piękną panią.
Moje serce zamarło. Poczułam jak zaczyna mi brakować powietrza i nie mogę złapać tchu. Czuję się jak sparaliżowana i nie mogę nic zrobić, ani wydobyć żadnego dźwięku.
- Widzę, że zabrałaś się za moje rzeczy, chociaż wolę, żeby trafiły z powrotem do mnie - mówił powoli i wyraźnie, co jeszcze bardziej wzbudzało mój strach.
Po chwili jednak znalazłam odwagę aby się odwrócić i spojrzeć mu w oczy. Kiedy to zrobiłam, dostrzegłam że jego wzrok jest całkowicie nieobecny, a wyraz twarzy nijak nie przypomina trzeźwej osoby. 
- Pozwól, że to od ciebie wezmę - powiedział, po czym wyszarpnął worek z moich rąk.
- W-wyjdź stąd.
- Taki mam właśnie zamiar, ale... może skoro znów się spotykamy, to warto to jakoś uczcić - szepnął i zbliżył się do mnie na minimalną odległość.
Jedyną rzeczą na jakiej się w tej chwili skupiłam, było wyszukanie w kieszeni kurtki swojego telefonu i wybranie jakimś cudem numeru do Adama, bądź kogokolwiek, kto w tej chwili mógłby mi pomóc. Nie umknęło to jednak uwadze Igora, który niemal natychmiast przechwycił urządzenie i zaczął obracać nim w swojej dłoni.
- Czyżby nie odpowiadało ci moje towarzystwo? Do kogo chciałaś zadzwonić? Do niego?! - wzburzył się i wskazał na ekranie numer Facundo, na którym zupełnie przypadkowo zatrzymałam się podczas szukania właściwego odbiorcy. - Przecież jesteś zwykłą szmatą. Myślisz, że coś dla niego znaczyłaś? Myślisz, że dla mnie coś znaczyłaś? Jesteś głupia, ale nie powiem, świetna w łóżku - mówił, a moje odczucia od strachu zamieniły się w kompletną furię i wściekłość. 
- Dawaj ten telefon! - krzyknęłam, jednak uniemożliwił mi jego odebranie.
- Nie jest ci potrzebny - zaśmiał się ironicznie, co zupełnie wyprowadziło mnie z równowagi.
- Ty gnoju.
- Widzę, że masz ręce pełne roboty, więc pozwól, że będę już spadał - odpowiedział i zaczął kierować się ku wyjściu wraz z moją komórką.
Odruchowo zaczęłam podążać za nim w celu odzyskania mojego telefonu i kiedy staliśmy już na klatce schodowej, podjęłam ponowną próbę przechwycenia go.
- Oddaj to do cholery!
On jednak zdawał się nie reagować na mój krzyk, dlatego widząc go oddalającego się na schodach, pędem rzuciłam się w jego stronę i mając go już na wyciągnięcie ręki, moim oczom nagle ukazała się ciemność...
____________________________________________________________

Tak, jestem okropna, bo po raz kolejny piszę złowieszczy rozdział, ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie ;D Malutka obsuwa w terminie dodania :/ Pogratulujmy mojemu Internetowi, który zrobił się wolniejszy od ślimaka. W czwartek i niedzielę na pewno wszystko pojawi się zgodnie z planem, choćbym nawet miała ładować post 20 razy z rzędu ;) Nie wiem jak Wy, ale ja już nie mogę doczekać się czwartku :) Nie dość, że zagramy pierwszy mecz, zapewne w zmodernizowanym składzie, to jeszcze mam ostatni egzamin, po którym teoretycznie zaczną się wakacje :) A co słychać u Was? Kto Waszym zdaniem zostanie tymczasowym zastępcą Karola? Kubi, czy może ktoś inny? ;) Czekam na opinie w miejscu poniżej, a tymczasem pozdrawiam wszystkich i do czwartku ;*

#uzależniona_od_siatkówki

czwartek, 21 maja 2015

ROZDZIAŁ XII

ROZDZIAŁ XII

- Co ty tu robisz? - spytał.
- Chciałam cię odwiedzić i sprawdzić jak się czujesz - odparłam z delikatnym uśmiechem.
- Po co?
- Bo... mi na tobie zależy.
Na te słowa podniósł się do pozycji półsiedzącej i wytrzeszczył oczy. 
- Naprawdę jestem na jakimś haju.
- Nie - zaśmiałam się. - Nie jesteś na żadnym haju.
- To jak to inaczej wytłumaczyć?
- Myślę, że jest na to pewien sposób - odparłam i chciałam się do niego zbliżyć, kiedy do sali niespodziewanie wszedł lekarz.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry - odpowiedzieliśmy chórkiem. Ja po polsku, on po angielsku.
- Jak się pan czuje? Występują jakieś skutki uboczne narkozy? Może mdłości czy zawroty głowy?
- Zwidy i omamy słuchowe.
- Słucham? - zaśmiał się.
- Nie nic. Wszystko w porządku .
- Za jakąś godzinę zabierzemy pana na prześwietlenie i zobaczymy miejsce zrostu. Jeśli wszystko będzie dobrze, a jutro nie pojawią się jakieś komplikacje, to pojutrze będzie pan już wolny. A pani to...
- Przyjaciółka - powiedziałam szybko.
- Proszę za długo nie siedzieć.
- Dobrze.
Mężczyzna w białym stroju opuścił salę. Zastanawiałam się co powinnam powiedzieć, na szczęście Facu zrobił to pierwszy.
- Uriarte mnie sprzedał - zaśmiał się lekko.
- Na moją prośbę - zawtórowałam mu.
- Nie wierzę, że przyjechałaś sobie ot tak żeby mnie zobaczyć, więc co jest?
Nabrałam powietrza do płuc i wypuściłam je powoli, patrząc jednocześnie w oczy Argentyńczyka.
- Nie chcę, żebyś wyjechał.
- Na to już raczej za późno. Mam zarezerwowany lot.
- Inaczej. Nie chcę, żeby nasza znajomość zakończyła się w taki sposób.
- Nie dałaś szansy na jej inny koniec.
- Ja?! - prawie krzyknęłam, ale niemal od razu opanowałam emocje. - Przepraszam.
- Tak, ty. Potraktowałaś mnie jak ostatniego śmiecia, którym można się zabawić i wyrzucić kiedy się znudzi.
- To nie jest tak...
- A jak? Kiedy powiedziałem, że cię kocham, byłem z tobą całkowicie szczery.
- Wiem - odparłam z trudem, usiłując opanować narastającą gulę w gardle.
- Nie zdradziłem cię. Wtedy w mieszkaniu do niczego nie doszło. Nie z mojej strony. To ta dziewczyna zaczęła się rozbierać i chciała do czegoś doprowadzić, ale dzięki Bogu przyszłaś i ją spłoszyłaś. Nigdy bym cię nie skrzywdził. Nie po tym co przeszłaś.
Jego słowa raniły jak nóż. Wiedziałam, że mówi prawdę i uświadomiłam sobie, że cała wina leżała po mojej stronie. Byłam taka głupia. Najgorsze jednak było to, że nie wiedziałam jak to naprawić i spróbować go zatrzymać. Mimo chaosu w głowie i natłoku różnorakich myśli, wysiliłam się na wypowiedzenie jak najbardziej odpowiednich słów.
- Jestem idiotką. Nie wiem co mnie opętało. Wtedy u ciebie...
- Przecież...
- Nie przerywaj mi, proszę - powiedziałam łamiącym się głosem. - Po prostu byłam tak wściekła, tak sfrustrowana, że widocznie emocje wzięły górę. Spotkałam Igora, chciałam się zemścić i przez to wylądowaliśmy w łóżku. Nie miałam żadnych wyrzutów sumienia bo wiedziałam, że zrobiłeś dokładnie to samo. Z czasem powróciły dawne wspomnienia. Sama nie wiem jak to się dalej potoczyło. Może brakowało mi bliskości? Przy Igorze zawsze czułam się jak omotana, jak uzależniona od jego spojrzenia, jego głosu, czy dotyku. To silniejsze ode mnie i naprawdę ciężko mi z tym walczyć, chociaż sama właściwie nie wiem czemu. Kiedy doznałeś kontuzji, poczułam jak moje serce rozrywa się na dwa kawałki, które przynależą do dwóch różnych osób. Bałam się o ciebie. Poczułam ogromny żal i smutek, a przez tą wiadomość o twoim wyjeździe uświadomiłam sobie, że...
- Nie kończ.
- Tak naprawdę sama nie wiem czego chcę, ale jednej rzeczy jestem w stu procentach pewna. To nie może się tak skończyć - dodałam i pozwoliłam na spłynięcie jednej słonej kropli po moim policzku.
W odpowiedzi przytulił mnie do siebie i pozwolił dać upust emocjom, jednak przez cały ten czas nie wypowiedział ani słowa. Po chwili w końcu to zrobił.
- Już za późno - powiedział spokojnie.
Nie mówiąc nic wstałam, zasunęłam za sobą krzesło i powolnym krokiem opuściłam jego salę w nadziei, że wydarzy się coś niespodziewanego. Minęłam tylko w przejściu Nicolasa i nie wymieniając z nim ani jednego zdania opuściłam szpital i udałam się do samochodu. Było mi tak ciężko, że nie byłam nawet w stanie wsadzić kluczyka do stacyjki i odpalić silnika. Przez chwilę patrzyłam tylko w jeden bliżej nieokreślony punkt. Zacisnęłam powieki i spróbowałam zatrzymać cisnące się do oczu łzy, jednak przyniosło to marny skutek. Przełknęłam głośno ślinę, wypuściłam nierówno powietrze i po odpaleniu samochodu odjechałam z piskiem opon.
Wieczorem...
- Ej, co jest? - spytał Igor, kiedy zauważył mnie siedzącą na balkonie z papierosem i piwem.
- Nic.
- Nic? Czyli bez powodu zakosiłaś mi fajkę i browara?
- Tak.
- Byłaś u Adama?
- Tak.
- Więc to przez niego! - krzyknął, co nie zrobiło na mnie większego wrażenia.
- Nie.
- No to przez kogo? - zapytał zirytowany.
- Przez nikogo - odparłam i odwróciłam wzrok.
- Patrz na mnie jak do ciebie mówię!
- Nie mam ochoty - powiedziałam beznamiętnie i opuściłam balkon..
- A idź ty! - machnął ręką i wyszedł z domu trzaskając drzwiami.
Każdy chociaż raz w życiu widział szmacianą lalkę. Wiedział do czego służy i jak się nią bawić. W tym momencie czułam się właśnie tak jak ona. Zupełnie wyprana z emocji, nie reagująca na zewnętrzne bodźce i nieświadoma tego co dzieje się wokół. Nie mając ochoty na kolację udałam się pod prysznic i mimo godziny 20 skierowałam ku sypialni. Zanim to jednak zrobiłam, zajrzałam mimowolnie do uchylonych drzwi dawnego pokoju Adama, a obecnie Igora. Panował tu niezły bałagan. Wszędzie walały się porozrzucane ciuchy, książki i inne gadżety. Odruchowo podeszłam do jednej z otwartych szuflad  i zauważyłam to, co znałam aż za dobrze. Dwie przeźroczyste torebeczki z białym proszkiem i listek ciemnobrunatnych tabletek nijak nie przypominających tych na przeziębienie. Jego ostatnie zachowania w połączeniu ze znalezionymi rzeczami dały mi jeden wniosek. Dziś nie miałam na to siły, ale jutro miałam zamiar zrobić z tym porządek. Z wyraźnie podniesionym ciśnieniem i "akcesoriami" Igora udałam się do siebie i zamknęłam drzwi dając upust zmęczeniu.
Rano...
Wstałam i ubrałam się, po czym pokierowałam w stronę kuchni w celu zaparzenia mocnej kawy. Mimo usilnych prób nie mogłam spać. Nie udało mi się również zatuszować opuchlizny pod oczami wywołanej płaczem i nieprzespaną nocą. Usłyszałam otwierane drzwi pokoju i wynurzającą się z nich postać w bokserkach.
- Mógłbyś posprzątać w tym pokoju - powiedziałam, upijając czarną ciecz z kubka.
- Co? - wymamrotał zaspany.
- W bałaganie można znaleźć bardzo dużo ciekawych rzeczy - kontynuowałam.
- Możesz jaśniej?
- Na przykład dwie działki prochów i tabletki "ziołowe".
- Co ty pieprzysz?!
- To! - krzyknęłam i rzuciłam w niego wcześniej wspomnianymi rzeczami.
- Grzebiesz mi w rzeczach?! - ryknął i zbliżył się do mnie.
- Co? Przywaliłbyś mi, nie? Jeszcze dzisiaj nie brałeś, pewnie cię ciągnie - odparłam ironicznie.
- Dlaczego kurwa grzebiesz w moich szufladach?!
- Bo to mój dom i moje szuflady!
- Jesteś głupia i nic nie rozumiesz!
- Ty jesteś głupi, bo trzymasz takie gówno na widoku - zaśmiałam się , czując satysfakcję.
Nie myśląc dużo podszedł do mnie na minimalną odległość i złapał gwałtownie za ramię powodując to, że byłam zmuszona wstać z krzesła.
- Czekam. Numer na policję już wybrany - mówiłam spokojnie, doprowadzając go do coraz większej furii.
Słysząc to od razu się uspokoił. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech i zrobił to, czego nigdy bym się w tej chwili nie spodziewała...
____________________________________________________________

Nareszcie we własnym domu i nareszcie bezproblemowy dostęp do komputera :D Pytanie - co zrobił ten zły i nielubiany przez Was Igor? :D Wczoraj przeżyłam jeden z najgorszych dni w moim życiu - maturę ustną z polskiego, brr. Na szczęście już po wszystkim i został ostatni egzamin do zaliczenia :) A co u Was? Mam nadzieję, że zdecydowanie mniej stresu, a więcej miłych i przyjemnych rzeczy ;) Wiecie, co będzie za tydzień? <3 Na pewno doskonale wiecie ;D W tej pogodnej atmosferze żegnam się z Wami i oczywiście zapraszam w niedzielę (może być też częściej :D) na rozdział uwaga... trzynasty! :) To wcale nie oznacza, że musi być pechowy, ale ocenę pozostawię już Wam ;) Do niedzieli, buziaki ;*

#uzależniona_od_siatkówki

P.S - Kapitan Kłos - hot or not? ;D

poniedziałek, 18 maja 2015

ROZDZIAŁ XI

ROZDZIAŁ XI

- Na zdrowie – powtórzył po raz trzeci Wojtek, kiedy siedzieliśmy na ławce rezerwowych.
- Dziękuję – odpowiedziałam markotnie i zużyłam już chyba piątą chusteczkę do nosa.
- Cofam moje słowa o leczniczym działaniu nadmorskiego powietrza – zaśmiał się.
- To nie od tego.
- Może powinnaś iść do domu?
- Nie, za godzinę i tak koniec treningu więc jakoś wytrzymam.
- Skoro tak mówisz – uśmiechnął się.
Niespodziewanie na hali pojawił się Argentyńczyk i po przywitaniu się ze wszystkimi kolegami podszedł do trenera. Zarówno mina jednego jak i drugiego nie była zbyt radosna, jednak siedziałam zbyt daleko aby usłyszeć o czym mówią. Po rozmowie Falasca poklepał go po zdrowym ramieniu i gestem ręki wskazał najprawdopodobniej to, aby udali się do jego gabinetu.
- Ala, pozagrywaj w przyjmujących, zaraz wrócę.
Spełniłam prośbę hiszpańskiego szkoleniowca i zabrałam się za celowanie w graczy, mimo to moje myśli zaprzątało co innego, niż obieranie właściwego kierunku dla lotu piłki. Kilka minut później wrócił trener i oznajmił koniec treningu. Trochę mnie to zdziwiło, lecz bez żadnych zbędnych słów każdy zrobił to co do niego należało. Po szybkim uprzątnięciu boiska byłam wolna i z czystym sumieniem mogłam opuścić „Energię”. Dosłownie w tym samym momencie opuścił ją Facu. 
- Hej, wszystko w porządku? – spytałam.
- Tak – odpowiedział niemrawo.
- Jak ręka?
- Bywało lepiej.
- Co to znaczy? Coś nie tak? – zaniepokoiłam się.
- Pojutrze mam zabieg.
- Jaki zabieg? Przecież…
- Normalny. Byłem dzisiaj na prześwietleniu. Mam mały odłamek kości, przez który czuję ból.
- Przykro mi – powiedziałam szczerze.
- Wątpię.
- Posłuchaj, to co wydarzyło się między nami to jedno, ale to nie znaczy że w ogóle mnie nie obchodzisz.
- Cóż za zmiana – odparł ironicznie.
- Żadna zmiana, nie traktuj mnie jak wroga.
- Nie traktuję.
- Nie możemy zachowywać się jak dawniej? Przynajmniej w pewnym stopniu? – spytałam.
- Chyba za dużo się zmieniło.
- To prawda, ale…
- Muszę już iść.
- Naprawdę mamy się tak traktować przez pozostałe dwa miesiące?
- Nie. Do końca sezonu będę wykluczony z gry, więc tak naprawdę to chyba nasze ostatnie spotkanie – powiedział, a mnie jakby momentalnie coś uderzyło w samo serce.
- To znaczy?
- Po operacji wracam do domu. 
- Czyli to naprawdę nasze ostatnie spotkanie – odparłam drżącym głosem.
- Tak chyba nawet będzie lepiej.
- Wcale nie – mówiłam, próbując powstrzymać łzy, które ni stąd ni zowąd zaczęły napływać mi do oczu.
- Mimo wszystko miło było cię poznać – powiedział i już miał się oddalić, kiedy dorwałam się do niego i z całej siły wtuliłam w jego tors.
- Mi ciebie też.
Po powrocie do domu czułam się okropnie zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Nie dość, że rozsadzało mi głowę od środka, miałam gorączkę i paskudny katar, to jeszcze przygniatała mnie myśl o tym, że już więcej nie zobaczę Facundo. Owszem, między nami od kilku tygodni nic się nie układało. Żyliśmy wyrzutami względem siebie i żadne z nas nie chciało przyznać się do winy, albo chociaż unormować naszych stosunków. Mimo, że byłam od prawie dwóch miesięcy z Igorem, dzisiejsza wiadomość zupełnie zbiła mnie z tropu i rozpaliła na nowo bliżej nieokreślone uczucie i żal, że musiało się to w ten sposób zakończyć.
- Igor? – zawołałam z łóżka, gdy usłyszałam otwierające się drzwi.
- No?
- Chodź do mnie – poprosiłam. Nie chciałam być teraz sama.
- Co jest?
- Nic, po prostu się stęskniłam.


Po chwili zdjął buty i położył się tuż obok mnie.
- Tak o wiele lepiej – obdarzyłam go uśmiechem, jednak zaniepokoił mnie jego wzrok, a tak dokładniej same oczy. Jego źrenice były ogromne, a oddech przyspieszony. Znałam aż za dobrze te symptomy i wiedziałam czego dotyczą.
- Gdzie byłeś? – spytałam podejrzliwie – U kumpla?
- Tak.
- Mogę chociaż wiedzieć jak ma na imię?
- Norbert. Śledztwo prowadzisz? 
- Nie. Po prostu spędzasz z nim dużo czasu, przyjaźnicie się, a ja go nawet nie znam.
- Nie spodobałby ci się.
- Dlaczego?
- Bo nie i już! – wzburzył się, dając mi przy tym dodatkowy powód do myślenia.
Nazajutrz czułam się trochę lepiej. Spędziłam spokojnie cały trening w „Energii”, jednak do pełni szczęścia brakowało mi tej jednej, jedynej osoby z numerem siedem na koszulce. Im dłużej się zastanawiałam, tym bardziej nie chciałam kończyć tej znajomości w taki gówniany sposób. Wiedziałam, że mam kilka dni żeby to naprawić, ale nie za bardzo miałam pomysłu jak się do tego zabrać. W pewnej chwili mnie olśniło.
- Nico, możemy pogadać?
- Dobrze, tylko daj mi się przebrać – odpowiedział z uśmiechem. 
Tak. Mimo że był przyjacielem Facu i również wkurzało go moje zachowanie, nie potrafił być na dłuższą metę dla kogoś niemiły i zawsze potrafił znaleźć chwilę na rozmowę, z czego kilkakrotnie już skorzystałam.
Po chwili…
- No to o czym chciałaś rozmawiać?
- Chodzi mi o Facundo.
- Domyślam się.
- Naprawdę za kilka dni wraca do domu?
- Tak. Nic tu po nim z chorą ręką. 
- Możesz mi powiedzieć, w którym szpitalu będzie miał tą operację?
- Nie wiem czy powinienem. Jeśli by chciał, pewnie sam by to zrobił.
- Ale nie zrobił. Proszę cię, Nico. Chciałabym to naprawić, a przynajmniej rozstać się w inny sposób.
- Znowu namieszasz mu w głowie.
- Nie namieszam, przysięgam. Po prostu powiedz mi, który to będzie szpital.
- Posłuchaj. Umówmy się tak, że kiedy go tam zawiozę, wybadam sytuację i dam ci znać ok?
- Ale…
- Ok?
- Dobrze. Dzięki – odparłam z lekkim uśmiechem, po czym obydwoje rozeszliśmy się w innym kierunku.
Dzień później...
Sobota. Byłam umówiona z Adamem na spotkanie. Musiałam szybko się uwinąć i pędzić na autobus do Warszawy. Mało brakowało, a spóźniłabym się i musiałabym czekać całą godzinę na następny. Po sprawnie przebytej podróży i dostaniu się komunikacją miejską w odpowiednie miejsce, dotarłam pod odpowiednie drzwi.
- Cześć księżniczko! - przywitał mnie ucieszony.
- Cześć - odparłam i cmoknęłam go w policzek.
- Cholernie się za tobą stęskniłem.
- Ja też.
- Siadaj, mamy wiele do obgadania.
Mogłabym rozmawiać z nim godzinami. Widać, że pozbierał się już po śmierci ojca i starał się funkcjonować tak jak przedtem. Dowiedziałam się, że odbywa staż na siłowni, na którą uczęszczają dość znane osoby, a także, że spotkał tam ciekawą osobę płci żeńskiej.
- Adaś, zaskakujesz mnie - uśmiechnęłam się.
- To nic takiego. Zwykła przyjaźń, ale pozwoliła mi się podnieść.
- Naprawdę się cieszę - odpowiedziałam szczerze.
- No a że tak spytam, jak ci się układa z Igorkiem? - spytał dość ironicznie.
- Raz lepiej, raz gorzej. Nie narzekam.
- Na twoim miejscu nie pozwoliłbym mu nawet przekroczyć progu domu.
- Zmienił się, a przynajmniej próbuje.
- Albo dobrze udaje. Takie typy się nie zmieniają i powiem ci szczerze, że głupia jesteś że z nim jesteś. 
- Dzięki za szczerość - odparłam lekko poirytowana.
- Przyjaciele powinni być szczerzy. Po prostu to nie jest facet dla ciebie.
- To twoim zdaniem kto nim jest?
- Znasz odpowiedź.
- Adam...
- Nie mówię o sobie. Chodzi mi o Facundo. Przy nim byłaś uosobieniem szczęścia - uśmiechnął się.
- Skąd ty to możesz wiedzieć?
- Pamiętasz, kiedy pierwszy raz się z nim spotkałem?
- Pamiętam, no i co w związku z tym?
- Mimo, że wyglądałaś jak siedem nieszczęść, miałaś potargane włosy i pozbywałaś się... ekhem... nadmiaru wina z żołądka, patrzył na ciebie jak zaczarowany.
- Mam ci przypomnieć, że mnie zdradził?
- Nakryłaś ich nagich w łóżku?
- No nie.
- Dobrze wiesz, że równie dobrze mogło być tak, że to ta laska się do niego przykleiła, a ty weszłaś po prostu w nieodpowiednim momencie.
- Solidarność plemników - zaśmiałam się.
- Swoją drogą ty też nie byłaś całkiem fair.
- Wiem - westchnęłam. - Mam zupełny mętlik w głowie. Z jednej strony ciągnie mnie do Igora, ale z drugiej ciągle jest Facu, kompletnie nie wiem czemu.
- A ja doskonale wiem - uśmiechnął się.
- To co mi poradzisz drogi przyjacielu?
- Zostaw tego ćpuna i zajmij się tym facetem, który naprawdę jest ciebie wart.
- To nie jest takie proste, niedługo wyjeżdża.
- No i co? - zaśmiał się. - Kilka dni to bardzo dużo czasu, ale musisz szybko działać.
- Mam tak po prostu zostawić Igora i polecieć do Facundo? Przecież nawet nie mam pewności, czy coś jeszcze z tego będzie. Po tym jak ostatnio ze sobą rozmawialiśmy, mam wątpliwości.
- W miłości nie ma nic na pewno, ciągle trzeba szukać optymalnych rozwiązań i liczyć trochę na szczęście.
- Co za złota myśl - powiedziałam rozbawiona.
- Sama prawda - odparł, kiedy w tym samym momencie rozbrzmiał dźwięk mojego telefonu.
- Przepraszam na chwilę. Halo?
- Droga wolna, zaraz wyślę ci adres.
- Dziękuję.
Spędziłam z Adamem około 3 godzin. Był to stanowczo zbyt krótki czas, abym mogła się nim nacieszyć, jednak miałam jeszcze jedną ważną sprawę do załatwienia, która nie wymagała ani chwili zwłoki. 
Dzięki pożyczonemu przez Adama samochodowi dotarłam na miejsce po około 20 minutach. 
- Szybka jesteś - zaśmiał się Nico, który wyszedł po mnie na parking.
- Akurat odwiedzałam przyjaciela. Co z nim?
- W porządku. Jakąś godzinę temu skończyli zabieg, ale powiedzieli, że narkoza może go jeszcze trochę przytrzymać.
- Czyli śpi?
- Śpi.
- To gdzie mam iść?
- Pierwsze piętro, sala na końcu korytarza po lewej.
- Dziękuję.
- Tylko pamiętaj, żadnego mącenia w głowie.
- Jasne - odparłam z uśmiechem i po zaczerpnięciu dużego haustu powietrza skierowałam się w podane przez Argentyńczyka miejsce. 
Chwilę później stałam przed odpowiednimi drzwiami. Mimo lekkiego zawahania przekroczyłam cicho ich próg i zlokalizowałam leżącą na łóżku odpowiednią osobę. Spał. Był trochę blady, ale wyglądało na to, że poza tym wszystko było w porządku. Gdyby nie chrapanie starszego pana przebywającego na łóżku obok, panowałaby idealna cisza. Przysunęłam stojące nieopodal krzesło i usiadłam na nim . Miał spory opatrunek na prawym barku oraz rurkę doprowadzającą płyn z kroplówki. Patrząc tak na niego uśmiechnęłam się, po czym odgarnęłam pasmo włosów opadające na moje czoło. Przesiedziałam tam dobre czterdzieści minut, po których podniósł leniwie powieki i spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Chyba jestem na jakimś haju...
____________________________________________________________

Przepraszam za opóźnienie, ale po prostu nie jestem u siebie w domu i jakoś tak ciężko było mi dorwać komputer :) Mam nadzieję, że rozdział się spodobał i obiecuję, że kolejny będzie w terminie czyli w czwartek ;) Przesyłam buziaki i pozdrawiam Was wszystkich ;*

#uzależniona_od_siatkówki